2/09/2015

III. Pijackie wariacje

„Alkohol jest jak miłość. (…) Pierwszy pocałunek to magia, drugi jest intymny, a trzeci trochę odruchowy. Potem dziewczynę się po prostu rozbiera.” Raymond Chandler — Długie pożegnanie

~*~
Sasuke

Pijana Haruno siedziała i patrzyła na nas zdziwiona.
— Nic się nie zmieniła — skwitował Sai. — Nadal cycki ma małe. Może trochę włosy jej urosły.
— I popadła w alkoholizm — warknąłem, wzdychając.
Co ta kobieta ze sobą zrobiła?
Obróciła się w stronę wysokiego barmana.
— Poproszę jeszcze kieliszka — wybełkotała. — Na trzeźwo tego nie zdzierżę.
— Ty już jesteś pijana — skwitowałem i z niedowierzaniem pokręciłem głową. Była niemożliwa.
— Och, zamknij się — mruknęła, machając ręką. — Każda okazja do picia jest dobra. Nawet to, że was widzę.
— Przyszliśmy tutaj po ciebie — powiedział Kakashi, opierając dłonie na biodrach.
Sakura zamrugała kilkakrotnie i wybuchnęła śmiechem.
— Po mnie? Ależ ja się nigdzie nie wybieram. — Podniosła kąciki ust do góry i wypiła zawartość z kieliszka.
— Jesteś nam potrzebna — mruknął Sai.
— Do czego niby? Ej! — warknęła, jakby sobie coś przypominając. — Ten tu, dupek — wskazała na mnie — chciał mnie zabić. I ja mam teraz z nim pójść? Litości!
— To było dawno — fuknąłem, patrząc na nią z pobłażaniem.
— A może i dawno. Co nie zmienia faktu, że chciałeś to zrobić.
— Przynajmniej nie stoczyłabyś się na dno, tylko wąchała kwiatki od spodu.
— Sasuke! — wtrącił się Kakshi. — Bez takich.
— Dupek — mruknęła Sakura i po raz kolejny upiła łyka alkoholu.
Dopiero teraz przyjrzałem się jej kompanowi. Z tego co mogłem dostrzec przy tym świetle, to miał krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Ubrany był w czarną koszulkę z krótkim rękawem i ciemne, długie spodnie.
Mężczyzna posłał mi gniewne spojrzenie, ale nadal siedział cicho. Szepnął Sakurze na ucho i dyskretnie coś jej przekazał, po czym wstał i skierował się do wyjścia.
— Cholera, znowu zostałam sama — mruknęła pod nosem, przytulając twarz do butelki sake.
— Jesteśmy jeszcze my — powiedział Kakashi, patrząc na nią z pewnym pobłażaniem.
— Pff! — prychnęła. — Nie uważam was za godne towarzystwo — skwitowała i wstała od lady, próbując ustać na nogach, ruszyła w stronę drzwi.
— A ty gdzie? — zapytałem chłodno, chwytając ją za nadgarstek.
— Jak najdalej od ciebie — wysyczała mi prosto w twarz, aż poczułem odór alkoholu, przez co się skrzywiłem.
— Idziesz z nami — mruknąłem spokojnie.
— Nigdzie się nie wybieram — odburknęła, wyrywając swoją rękę.
— Potrzebujemy cię — powiedział Hatake.
— Gówno mnie to obchodzi! — krzyknęła i usiadła ponownie na krzesełku. — Sake poproszę.
Ile można pić... Usiedliśmy wszyscy przy barze. Kątem oka spojrzałem na Kakashiego, który zaczął mówić.
— Sakura, nasi ludzie zostali otruci, potrzebujemy cię. Nie możemy pozwolić im umrzeć.
— Nie obchodzi mnie to — mruknęła.
— Naruto cię potrzebuje — dopowiedział Sai i zerknął na nią.
— Mówiłam już, że nigdzie się stąd nie ruszam! Ludzie, czy wy jesteście głusi? — syknęła, ściskając kieliszek w dłoni.
— Sakura... — zaczął Hatake, lecz nie dane było mu skończyć.
— Nigdzie nie idę! — fuknęła i wstała, udając się do wyjścia.
Ruszyłem za nią. Jako iż była pijana i ledwo stała na nogach, wyprzedziłem ją i zagrodziłem drogę.
— Spadaj, Uchiha. — Czknęła głośno. — Nigdzie nie idę.
— Właśnie, że idziesz — powiedziałem, po czym pojawiłem się za Haruno.
Tak, aby nie zdążyła wykonać żadnego ruchu, ogłuszyłem ją. Widziałem jeszcze, że za nim zanim zemdlała, otworzyła szeroko oczy. Cóż, takie chwile przywołują wspomnienia, choć wtedy Sakura wydawała się bardziej okrzesana.
Przerzuciłem kobietę przez ramię, po czym ruszyłem do drzwi, a za mną Kakshi i Sai. Wyszliśmy na zewnątrz, mogłem w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza; w knajpie wydawało się ono zbyt ciężkie, mieszanka różnych damskich perfum, nikotyny i etanolu nie dawała przyjemnego zapachu.
Zauważyłem wcześniejszego towarzysza Sakury, który stał niedaleko baru. Jak tylko nas zobaczył, podszedł.
— Zostawcie ją w spokoju — powiedział spokojnie, patrząc na mnie z nutką złości.
— Jest nam potrzebna — warknąłem.
— Niby do czego? — mruknął, przymrużając oczy.
— Nie twój interes.
— Właśnie, że mój — odburknął.
Mężczyzna stanął naprzeciw mnie.
— Oddaj mi ją.
— Ani mi się śni — powiedziałem, poprawiając lekko położenie Sakury na moim ramieniu.
— Oddaj mi ją — warknął, ciągnąc mnie za kołnierzyk koszuli.
— Spokój! — Wkroczył między nas Kakashi. — Jesteśmy jej dawnymi kompanami. Zabieramy ją z powrotem do wioski.
— Z tego co wiem, nie chciała z wami iść — mruknął lekko poirytowany.
— Jak już mówiłem, nie twój interes — warknąłem i zacząłem się oddalać.
W moje ślady poszedł również Hatake i Sai. Przechodziliśmy przez wioskę w ciszy, aż w końcu Jounin postanowił ją przerwać.
— Chyba nie powinniśmy tego tak załatwić.
— Nie miałem innego wyjścia — powiedziałem chłodno.
— Była pijana. Może jakby była trzeźwa, poszłaby z nami — skwitował Sai.
Popatrzyłem na niego beznamiętnie. Już nikt się nie odezwał.

Kiedy stanęliśmy w porcie był wieczór, powoli zapadał zmrok. Sakura nadal pozostawała w stanie nieprzytomności. Nie odczuwałem zbytnio jej ciężaru.
Kakashi zauważył staruszka, który nas wcześniej przetransportował do Kiri, wszyscy do niego podeszliśmy.
— Dobry wieczór — zaczął Hatake — potrzebujemy transportu.
— A! To wy. — Uśmiechnął się. — Niestety wypływam jutro rano.
— To pilne, musimy znaleźć się jak najszybciej na drugim brzegu — powiedział Jounin. — Zapłacimy.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
— No dobrze, ale dwa razy to co ostatnio.
Kakashi westchnął zrezygnowany i spojrzał do sakiewki.
— Zgoda. — Podał ją staruszkowi.
— Widzę, że szastasz pieniędzmi, Kakashi — mruknąłem ozięble.
— Nie mam chyba innego wyjścia — skomentował.
Wsiedliśmy na łódź w ciszy, po czym starszy mężczyzna odcumował i odbiliśmy od pomostu.

Sakura leżała niedaleko, oddychając miarowo. Kiedy przestałem przyglądać się jej spokojnej twarzy, znalazłem ukojenie dla moich oczu w tafli wody. Fale delikatnie kołysały łodzią, jednak nie były one wielkie. Światło księżyca powodowało, że morze mieniło się w odcieniach szarości, niekiedy nawet połyskiwało. Całemu temu krajobrazowi towarzyszyła istna cisza. Przyglądałem się temu z pewnym zachwytem, matka natura była niezwykłym architektem — tworzyła obrazy, jakie człowiek mógł sobie tylko wymarzyć.
Tak naprawdę coraz częściej dochodziło do mnie, że życie ucieka mi przez palce. W końcu tyle lat przeznaczyłem zemście, że zapomniałem o ważnych wartościach. Zaniedbałem przyjaciół, a po drodze zgubiłem samego siebie. Podróżowanie po świecie było swoistą pokutą i dało mi wiele do myślenia, choć i tak pozostało we mnie sporo dawnych nawyków. Nie wyzbyłem się także samotności i oschłości do innych, gdzieś w głębi też pozostała nutka smutku. Mimo wszystko byłem szczęśliwy, że miałem takiego przyjaciela jak Naruto, który przyjął mnie z otwartymi ramionami.
Wpatrywałem się w wodę, która odbijała blask księżyca. Nagle przypomniałem sobie o tej całej dzisiejszej sprawie, przecież to nie mógł być przypadek. Ta kobieta, pies, napisy; wszystko musiało mieć ze sobą jakiś związek. Najgorsze jest to, że nic nie przychodziło mi na myśl.
Czułem się taki bezradny i zagubiony, nie potrafiłem mówić o swoich uczuciach otwarcie. Dobrze zdawałem sobie sprawę z własnych wad. Wiedziałem też, że nie byłem wcześniej człowiekiem, który by się tym przejmował. Jednak coś z czasem się we mnie zmieniło. Teraz postanowiłem tak po prostu oglądać taflę wody, uspakajało mnie to.

Kilka godzin później dobiliśmy do portu. Jako że jeszcze słońce nie wzeszło, Kakashi stwierdził, iż prześpimy się w którymś z miejscowych hoteli. Podziękowaliśmy staruszkowi, po czym poszliśmy na miasto.
Wybraliśmy najbliższy w miarę dobrze wyglądający budynek i weszliśmy do środka. Hol był niewielki, ściany zostały pomalowane na jasny odcień niebieskiego. Stało tam kilka krzeseł, a na samym środku znajdowała się lada od recepcji. Za nią dojrzałem młodego mężczyznę, który miał kasztanowe włosy, smukłą, pociągłą twarz i jasną cerę. Podeszliśmy bliżej.
— Dzień dobry, poprosimy dwa jednoosobowe pokoje i jeden dwuosobowy — odezwał się Kakashi.
Recepcjonista popatrzył na nas znudzony z lekko przymkniętymi oczami. Zabrał kilka kluczyków.
— Proszę wpisać się do księgi — wymamrotał i podał przedmiot, o którym mówił.
Hatake posłusznie wykonał polecenie, po chwili byliśmy już w swoich pokojach.
Sai stwierdził, że to on będzie pilnował Sakury, gdyby się obudziła, ponownie by ją ogłuszył. Z Kakashim od razu przystanęliśmy na tę propozycję. Czułem, że potrzebuję choć odrobiny snu. Rozeszliśmy się do pokojów.
Pomieszczenie było przestronne, urządzone w ciemnych barwach. Na ścianach widniała ciemnofioletowa tapeta w jakieś niezidentyfikowane mi wzory. Po prawej stronie przy ścianie dojrzałem jednoosobowe łóżko, okryte jasną pościelą. Obok znajdowała się nocna szafka, a na niej lampka. Z drugiej strony pokoju za to było spore okno i komoda na ubrania, plus biurko z krzesłem. Nic więcej nie potrzebowałem.
Rozejrzałem się za drzwiami od łazienki, aby wziąć prysznic przed snem. Po chwili zobaczyłem je i od razu skierowałem swoje kroki w ich stronę.
Lokum miało małą powierzchnię i białe ściany. Po lewej stronie stała kabina, pospiesznie ściągnąłem z siebie ubrania i wszedłem do środka. Chwilę później czułem już, jak krople wody dają ukojenie mojej skórze. Stałem tak dobre kilka minut, po czym zakręciłem kurek, nałożyłem na siebie ręcznik, który zauważyłem nieopodal i pozbierałem rzeczy.
Założyłem na siebie bieliznę oraz położyłem się spać.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Przez firankę wpadało nikłe światło, co oznaczało, że nastał już ranek. Przetarłem zaspane oczy i poszedłem otworzyć. W progu ujrzałem Kakashiego, który był ubrany w standardowy uniform.
— Sasuke, pora się zbierać, za godzinę wyruszamy. Widzimy się w holu.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową i ponownie zamknąłem drzwi.

Już po godzinie zjawiliśmy się wszyscy w ustalonym miejscu. Sai trzymał na swoim ramieniu nieprzytomną Sakurę.
— Nie obudziła się? — zapytałem zdziwiony.
— Obudziła, ale zaraz ją ogłuszyłem. Poza tym i tak się nie zorientowała, co się dzieje, z tego co widziałem, miała niezłego kaca.
— Tego się mogłem spodziewać — odburknąłem, po czym ruszyłem za Kakashim do wyjścia.

Przekroczyliśmy bramy tutejszej wioski, zagłębiając się w gęstym lesie. Do moich nozdrzy doszedł zapach kory i ściółki. Wziąłem głęboki wdech, wyciszyłem myśli. Przeszliśmy kilka metrów, następnie wskoczyliśmy na drzewa, przyspieszając kroku. Mimo że słońce niedawno wstało, już dość mocno oświecało nasze twarze. Szczerze wolałbym, aby niebo było zachmurzone.
Po dwugodzinnym przemieszczeniu się zrobiliśmy postój. W końcu każdy potrzebuje chociaż chwili odpoczynku. Nie trwało to jednak długo. Szybko pozbieraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w dalszą drogę, musieliśmy dotrzeć do wioski. Na całe szczęście wszystko mijało bez przeszkód.
Sai mknął tuż przede mną. Nagle wielkie, zielone oczy zaczęły się we mnie wpatrywać. Westchnąłem zażenowany, że też nie mogła spać aż do końca podróży. Dostrzegłem grymas na jej twarzy i sińce pod oczami. Musiała wczoraj nieźle pobalować, bo to co, widzieliśmy, było chyba tylko fragmentem.
— Co ja tu robię? — wymamrotała, a spojrzenie Sakury ciskało piorunami; ja stałem się ich ofiarą.
— Wracasz do Konohy — mruknąłem chłodno.
— No chyba, kurwa, nie — warknęła zła i zaczęła walić pięściami w plecy Saia.
Ten, jak gdyby nic, poprawił ją na swoim ramieniu i klepnął w tyłek. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Sakurę.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś, białasie? — fuknęła zła, wymachując dłońmi.
— Wiem, wyczytałem to w jednej z moich książek — powiedział i uśmiechnął się na swój sposób.
— Mogłam się tego spodziewać, nic się nie zmieniło — wydukała, po czym złapała się za głowę. — Ale mnie łeb napieprza!
— Trzeba było tyle nie chlać — rzuciłem kąśliwie.
Sakura jedynie spiorunowała mnie wzrokiem. Nagle mocno szarpnęła, ale na niekorzyść dziewczyny Sai stanowczo ją trzymał. Zrobiła zrezygnowaną minę, jakby jej plan spalił na panewce.
— Postaw mnie na ziemi — mruknęła zła, po raz kolejny rozładowując swoje emocje na plecach chłopaka.
— Nie mam najmniejszego zamiaru — odpowiedział spokojnie.
— Chcę porozmawiać — rzuciła.
— Nie mam o czym z tobą rozmawiać.
— Aleś ty miły, Sai — odburknęła zrezygnowana.
— O czym chcesz rozmawiać? — zapytał, patrząc na Sakurę kątem oka.
Przysłuchiwałem się temu zaciekawiony.
— Nie powiem ci, i tak nie chcesz ze mną rozmawiać — warknęła, patrząc w moim kierunku, jakby chciała mnie zabić.
— Niech ci będzie.
— Ale tylko w cztery oczy, nie chcę rozmawiać z nikim więcej.
— Zrozumiałem — odparł.
Nagle się zatrzymał i zeskoczył z drzewa. Nadal trzymał Haruno na ramieniu. Razem z Kakashim przystanęliśmy, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. W końcu Sakura mogła być nieobliczalna.
Sai skinął na nas głową, oddalając się, aby po chwili przysiąść obok najbliższego mu pnia. Sakura rzuciła mnie i Kakashiemu spojrzenie, które mówiło, że mamy się nie wtrącać czy podsłuchiwać. Jednym zdaniem ciskała piorunami.
Chciałem podejść bliżej, byłem ciekawy co takiego Sakura miała mu do powiedzenia. Przyglądałem się im z pewną nieufnością. Kiedy wykonałem pierwszy rok, zatrzymała mnie ręka Kakasiego.
— Nie słyszałeś, Sasuke? Sakura chce z nim porozmawiać — powiedział spokojnym głosem.
Warknąłem pod nosem, usadawiając swój tyłek na grubej gałęzi. Żałowałem, że nie mogłem dowiedzieć się, o co chodziło dziewczynie. W końcu Haruno miała różne zachcianki.

Po kilku minutach stanęli obok nas, a Sakura oparła się o ramię Saia. Posłała mi gniewne spojrzenie, a Kakashi westchnął z bezradności. Haruno ledwo trzymała się na nogach, w dodatku miała zły humor. Upierdliwe babsko zabrało głos:
— Nigdzie się stąd nie wybieram.
Przyznam, że taka opcja szła mi na rękę, ale my tu pracowalismy i naszym obowiązkiem jest przytarganie Haruno do wioski. Obojętnie czy trzeźwej, czy pijanej, byleby była żywa.
— Idziesz z nami — warknąłem.
Nie bawiąc się w kotka i myszkę, ogłuszyłem Sakurę, po czym wziąłem ją na ręce. Może nie powinienem tego robić, ale przynajmniej siedziała cicho.
— Sasuke, nie musiałeś tego robić — mruknął Kakashi, a po jego wypowiedzi ruszyliśmy w dalszą drogę.
— Wyczytałem w jednej książce, że... — zaczął Sai, jednak brutalnie mu przerwałem.
— Oj, zamknij się.
Chłopak zrobił zirytowaną minę, ale więcej się nie odezwał.

Podróż minęła nam spokojnie, a Sakura nie otworzyła swoich oczu nawet na chwilę; była pogrążona w stanie błogiej nieświadomości. Słońce już chyliło się ku horyzontowi, kiedy przekroczyliśmy próg bram wioski. Zmęczeni przyspieszyliśmy, kierując się ku budynkowi hokage. Po kilku minutach biegu dotarliśmy na miejsce. Kakashi kulturalnie zapukał, lecz nie czekał na pozwolenie, tylko z impetem otworzył drzwi. Przy biurku zauważyłem blond czuprynę, Naruto siedział zawalony papierami i trochę sobie pochrapywał. Hatake głośno westchnął zażenowany, podchodząc do Uzumakiego, po czym potrząsnął nim. Hokage spojrzał na nas zaspanym wzrokiem.
— Co się dzieje? — zapytał zachrypniętym głosem.
Kiedy dojrzał Haruno na moich rękach, jakby oprzytomniał. Ożywiony, od razu podniósł się z siedzenia, idąc w naszą stronę.
— Jak dobrze was widzieć. — Westchnął. — Mam nadzieję, że nie robiła problemów.
— Ona jest jedynym, wielkim, chodzącym problemem — burknąłem, patrząc na niego błagalnie.
Naruto zrobił swoją typową minę „na głupka” i wzruszył ramionami.
— Czym ci zaś podpadła? — mruknął zażenowany.
— Jest irytująca. I jest pijaczką.
Uzumaki zdziwiony uniósł jedną brew. Zapewne tego się nie spodziewał. Przecież Sakura była kiedyś taką grzeczną, ułożoną dziewczynką. Nikt by nie przypuszczał, że popadnie w alkoholizm, chociaż mogła przejąć ten zwyczaj po swojej mentorce.
— Coś jeszcze się dowiedzieliście ciekawego? — zapytał.
— Sakura jest... — zaczał Sai, jednak traciłem go łokciem i szepnąłem do ucha, aby siedział cicho.
Naruto nie musiał wiedzieć wszystkiego. Może nie przepadałem za Haruno, ale zapewne jakby dowiedział się, jaki zawód wykonywała, byłoby to dla nich krępujące.
Poczułem, jak ktoś łapie mnie za koszulę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że Sakura już nie spała.
— Postaw mnie na ziemi, Uchiha.
Westchnąłem, po czym zrobiłem to, o co prosiła; przynajmniej na chwilę mogłem się od niej uwolnić.
Haruno stanęła na własnych nogach, dotykając swojej głowy. Wyglądała dość mizernie, ale jak to mówią: kac-morderca nie ma serca. Przetarła dłonią oczy, rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej wzrok przystanął na Naruto.
— Witaj, Sakurka — mruknął uradowany, otwierając swoje ramiona i podchodząc do niej powoli.
— Bierz te łapy — warknęła. — Wody!
Uzumakiemu od razu zszedł uśmiech z twarzy, po czym krzyknął:
— Miyu!
Chwilę później w gabinecie pojawiła się kobieta, która uraczyła nas szerokim uśmiechem.
— Co się stało, wielmożny?
— Przynieś mi szklankę wody.
— Już się robi — powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Pomieszczenie ogarnęła wszechobecna cisza, jedynie było słychać nasze oddechy. Naruto patrzył przez szerokie okno na krajobraz wioski. Wydawało się, że uciekł gdzieś daleko swoimi myślami, a jego oczy błądziły, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia.
Wtedy do pomieszczenia wróciła sekretarka Uzumakiego.
— Przyniosłam wodę, szanowny Hokage — mruknęła, stawiając szklankę na biurku.
— Dziękuję, możesz wyjść.
Po chwili zniknęła za drzwiami, a Naruto podał Sakurze naczynie. Ta duszkiem wypiła całą zawartość.
— Możemy porozmawiać? — zapytał.
Haruno skinęła jedynie głową na „tak”.
— Na osobności — powiedział surowym tonem.
Kakashi, Sai i ja spojrzeliśmy na siebie nawzajem i wyszliśmy.
Tutaj nasza misja dobiegła końca, teraz to Naruto będzie musiał zmagać się z tą irytującą kobietą.

~*~
Sakura

Kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, przyjrzałam się Uzmakiemu. Kilka dobrych lat minęło od naszego ostatniego spotkania; od tego czasu zmężniał, rysy jego twarzy stały się bardziej wyraziste, oczy jakby zmatowiały, a usta częściej ściskał w wąską linię.
— Sakura — zaczął. — Sprawa jest poważna, nie mam czasu na to, aby się z tobą bawić.
Doszedł do niego mój cichy śmiech.
— Myślisz, że od tak ci pomogę? Przykro mi, ale ludzie się zmieniają, Naruto. Nie jestem już tą samą Sakurą co kiedyś — mruknęłam, krzyżując dłonie pod biustem.
Milczał. Jego zachowanie doprowadzało mnie do istnego szału! Oboje chyba nie dojrzeliśmy do tego spotkania. Naprawdę nie miałam ochoty, aby mieszać się w tę całą sprawę.
— Potrzebuję cię, rozumiesz? — powiedział błagalnie, patrząc na mnie tymi błękitnymi oczami, które łamały wszystkie lody na sercu. Jednak nie dałam się im zwieść.
— Potrzebuję cię, potrzebuję cię... — powtarzałam zirytowana. — I co potem? Wyrzucisz mnie jak starą, niepotrzebną zabawkę? Nie ze mną te numery. W życiu nie ma nic za darmo.
Naruto głośno westchnął, łapiąc się za głowę.
— Sakura, ty nic nie rozumiesz! Moi ludzie są na skraju życia i śmierci! A pomóc im możesz tylko ty...
— Jest jeszcze Shizune — odburknęłam.
— Shizune nie była w stanie im pomóc. Jesteś naszą jedyną nadzieją.
Pieprzenie! Chciał tylko wywołać u mnie poczucie winy i odpowiedzialności. Nie miałam zamiaru być taką jak dawniej — prostą, łatwowierną dziewczynką o wielkim sercu. Odznaczałam się wtedy straszną naiwnością.
— Naruto, daj spokój. Nie chcę i tyle. Nie wykonam tej roboty — warknęłam.
— Sakura, nie zapominaj kim jestem. Oprócz hokage, jestem także twoim przyjacielem — powiedział łagodnie.
— Ta, przyjacielem — mruknęłam, odwracając wzrok.
— To ty nie chciałaś wtedy ze mną wrócić — powiedział, jakby trochę niezadowolony.
— Nie odgrzebujmy starych ran — burknęłam, a Naruto posłał mi tylko spojrzenie, które mówiło, że nic z tego nie rozumiał.
— Nie pojmuję twojego zachowania, Sakura. Proszę, pomóż nam tylko uleczyć moich ludzi, a w zamian dostaniesz tutaj dach nad głową i będziesz mogła wrócić do dawnego życia.
Zapadła między nami cisza, która dawała ukojenie moim rozochoconym myślom. Jej ostre igły przebijały się skrzętnie do mojego umysłu i kuły w każdy jego zakamarek. Zdałam sobie sprawę, że nie wytrzeźwiałam całkowicie.
Minuty mijały, a my nadal staliśmy, nie mówiąc ani słowa. A czas leciał, uciekał nam przez palce; zapomnieliśmy oboje, iż był taki cenny. Wszystko co się wydarzyło, odeszło już do przeszłości.
Ciekawiło mnie to, dlaczego ścieżki mojego pokręconego życia doprowadziły mnie aż tutaj. Do dawnego przyjaciela, dawnej wioski i... Dawnej miłości. A przecież tak bardzo chciałam od tego uciec oraz zapomnieć. Jednak nie dane mi było żyć w spokoju, w końcu musiało do tego dojść, że wróciłam na stare śmieci, może nie całkowicie z własnej woli...
— Ale ja nie chcę wrócić do dawnego życia, Naruto — powiedziałam cicho i spojrzałam prosto w jego oczy, w których dojrzałam smutek.
— Rozumiem. Więc, jeśli chcesz... To tylko zrób to, o co cię proszę, a potem możesz odejść, obiecuję, że już nikt nie będzie cię szukał. — Jego głos nagle stał się tak nieprzyjemnie chłodny. — Zdajesz sobie też sprawę z tego, że ludzie z wioski są porywani? Ino... Ona zniknęła.
Oniemiałam, Ino świnka została porwana? Widać w wiosce przez ostatni czas nie działo się nic dobrego. Co do propozycji...
Westchnęłam, czy naprawdę właśnie tego chciałam? Znów odejść, zapomnieć, zostawić starych znajomych i zacząć żyć tak jak przez ostatnie kilka lat. Sama już nie wiedziałam, czego pragnęłam. To było takie... Irytujące. Postanowiłam, że dam się mu przekonać, w końcu za tyle rzeczy, które dla mnie kiedyś zrobił, miałam u niego dług.
— Zgoda, pomogę wam. Pozwól, że później zadecyduję, co dalej ze sobą zrobię.
Naruto podszedł do mnie i objął swoimi szerokimi ramionami. Przy nim czułam się jak mała dziewczynka, tonęłam pomiędzy jego rękami. Odsunęłam mężczyznę nieznacznie od siebie i uśmiechnęłam się ponuro.
— W takim razie zaprowadzę cię do szpitala.
Nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam za nim. Wyszliśmy z gabinetu, w korytarzu zastaliśmy Kakashiego, Sasuke i Saia. Naruto odwołał ich, prosząc, aby później wpadli do niego z raportem. Wszyscy zgodnie poszliśmy na dół i opuściliśmy budynek. Już po chwili zostałam sama z Uzumakim.
Przemierzaliśmy ulice Konohy w milczeniu. Wiele się tutaj zmieniło, odkąd byłam w wiosce ostatni raz; życie w tej miejscowości wróciło do normy, a ludzie żyli tak jak dawniej; tylko ja nie potrafiłam.
Nagle do mojej głowy wpłynęły niekontrolowane myśli. Ciekawiło mnie teraźniejsze życie Naruto. Doszły mnie słuchy, że ożenił się z Hinatą dwa lata temu. Mieli dzieci? A jeśli tak, to... Też były takie nierozgarnięte jak ojciec w młodości?
— Naruto — zaczęłam niepewnie. — Masz dzieci?
Uzumaki rozchmurzył się nagle, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
— Mam córeczkę, Hanę.
— Och — odparłam zaskoczona.
Widać małżeństwo nie próżnowało. Poczułam się trochę zazdrosna, w głębi duszy chciałabym mieć rodzinę i osoby, do których mogłabym wrócić, ale chyba nie jest mi dana taka przyszłość.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się przed budynkiem, który był naprawdę spory, gmach posiadał kilka sekcji. Weszliśmy do środka przez wielkie drzwi. W holu stała duża recepcja, a za nią siedziała młoda kobieta o brązowych włosach. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że patrzy na mnie i Naruto piwnymi oczami.
— Coś się stało, szanowny Hokage? — zapytała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
— Przyszliśmy do oddziału zwiadowczego, który został odnaleziony w Sunie — odparł Uzumaki.
— Sala... — zaczęła recepcjonistka, lecz nie dane było jej skończyć.
— Wiem w której sali przebywają. Sakura, za mną.
Posłusznie ruszyłam za mężczyzną. Skierowaliśmy się w lewo, przeszliśmy przez szeroki korytarz, mijając wielu lekarzy oraz pielęgniarki. Szpital żył swoim życiem.
W końcu przystanęliśmy przy sali numer trzysta piętnaście i trzysta szesnaście. Weszliśmy do pierwszej z nich, od razu do moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach; trzeba było przewietrzyć pomieszczenie, dlatego jak najszybciej podeszłam do okna i otworzyłam je.
— Od razu lepiej.
Przyjrzałam się dokładnie pacjentom; to dwaj mężczyźni, mieli około dwudziestu paru lat, jeden z nich posiadał blond włosy, drugi — niebieskie. Oboje byli podłączeni do wielu maszyn, zauważyłam na ich czołach kropelki potu.
— Naruto, potrzebuję wyniki ich wszystkich badań, jakie przeprowadziliście — powiedziałam pewnym tonem.
Uzumaki skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Stanęłam obok szafki, wyciągając z pudełka gumowe rękawiczki, po czym założyłam je na dłonie. Spokojnie podeszłam do pierwszego mężczyzny, przyłożyłam rękę do jego czoła i poczułam ciepło; miał gorączkę. Sprawdziłam u drugiego — to samo.
Westchnęłam, a do sali weszła pielęgniarka.
— Um, pani... Haruno, tak? Przyniosłam nasze wyniki badań. — Podała mi karty pacjentów.
Wzięłam je, a kobieta wyszła. Przejrzałam wszystko dokładnie. Z tego co zauważyli medycy, substancja osłabiała powoli ich organizm, atakowała układ nerwowy. Przejrzałam listę składników, jakich zdążyli odkryć w truciźnie, nie było ich wiele. Postanowiłam pobrać kolejną próbkę trucizny, potrzebowałam tylko zakażonej krwi pacjentów.
W półce obok znalazłam nieużywane strzykawki, rozerwałam opakowanie jednej z nich i podeszłam do chłopaka; biorąc jego dłoń, owijając materiałem przedramię blondyna, po czym wbiłam ją w żyłę. Jucha wypełniła plastikową jednorazówkę. Wzięłam małą probówkę i wypełniłam krwią pacjenta. Teraz pozostało mi tylko iść do laboratorium.
Szczelnie wszystko zapakowałam, zamykając drzwi, udałam się w stronę recepcji. Nie znałam dokładnie szpitala, pewna część budynku po wojnie została odbudowana.
Gdy doszłam do celu, dostrzegłam za ladą tę samą kobietę co wcześniej. Uśmiechnęłam się najmilej jak potrafiłam i podeszłam z gracją.
— Przepraszam bardzo, mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie znajduje się laboratorium?
Kobieta tylko łypnęła na mnie okiem, po czym powiedziała:
— Nieupoważnionym wstęp do laboratorium jest zabroniony. Przykro mi, nie może pani sobie tam od tak wejść.
Podrapałam się po karku lekko zakłopotana. Miałam ochotę iść na kieliszek dobrego sake. Ale nie! Skoro obiecałam Naruto, nie mogłam spartaczyć tej sprawy.
— Jestem tutaj z rozkazu samego Hokage, muszę uratować oddział zwiadowczy, z tego co mi wiadomo — odburknęłam, siląc się na miły ton głosu.
— Więc proszę przyjść tutaj albo z kimś upoważnionym, albo z dokumentem od szanownego. — Popatrzyła na mnie z nutką rezerwy.
Nosz kurna! Co za uparty babsztyl! A wydawała się taka miła... Będę musiała się teraz cackać z jakimiś świstkami.
— Ona jest tutaj ze mną. — Usłyszałam za sobą głos Uzumakiego. — Jest upoważnioną osobą i ma prawo wejść do laboratorium.
Zdziwiona zerknęłam w stron Naruto, a ten zadowolony odpowiedział szeptem:
— Rozmawiałem z kilkoma pielęgniarkami przez ten czas. — Uśmiechnął się delikatnie, a ja skinęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Recepcjonistka jeszcze raz spojrzała na mnie niepewnie, lecz tym razem nakierowała mnie na odpowiednią salę.
— Dziękuję bardzo — rzuciłam, odchodząc i idąc w wybranym kierunku.
Kilka minut później znalazłam się na miejscu. W tej części budynku przebywało stosunkowo niewiele osób. Było tutaj zdecydowanie mniej pomieszczeń. Weszłam do laboratorium i dokładnie się rozejrzałam; całą salę oświetlało tylko kilka lamp zwisających z sufitu, ściany i podłogi zostały wyłożone tymi samymi, białymi kafelkami. Na samym środku stało kilka blatów, podeszłam do jednego z nich, lecz za sobą usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się na pięcie. Zobaczyłam niską panią doktor, która trzymała w rękach jakieś dokumenty.
— Ach, pani Haruno, tak? Widziała już pani nasze wyniki? — zapytała kobieta.
W tym świetle mogłam dostrzec jej ciemne włosy związane w luźnego koka, nos za to przyozdabiały okulary w grubej oprawce.
— Zgadza się — odparłam zdawkowo.
Kobieta westchnęła.
— No cóż, teraz wszystko w pani rękach. Liczymy na panią — powiedziała i wyszła.
Wyciągnęłam probówkę z kieszeni, w którejś szufladzie znalazłam szkiełka mikroskopowe i na jedno z nich nałożyłam próbkę krwi. Włożyłam pod mikroskop, zaczynając uważnie się wszystkiemu przyglądać. Nie zauważyłam więcej niż tutejsi medycy, w końcu wyniki były bardzo rzetelne.
Wyciągnęłam zwój — pora popracować nad odtrutką.

Spędziłam w laboratorium kilka ładnych godzin, zanim odkryłam wszystkie potrzebne mi składniki. Wyszłam tylko na kawę, gdyż musiałam dodać sobie energii, kofeina jak zwykle nie zawiodła.
Antidotum miałam już prawie gotowe, potrzebowałam tylko pewnego zioła. Westchnęłam, postanowiłam sama po nie zajść, musiałam tylko wstąpić do biblioteki po książkę. Mimo wszystko dawno tego nie robiłam, może pracowałam w szpitalu, ale to się ograniczało jedynie do leczenia drobnych, zewnętrznych ran.
Wyciągnęłam z kieszeni zwój i wszystko w nim zapięczętowałam, musiałam to jakoś zabezpieczyć.
Zamykając dokładnie drzwi, skierowałam swoje kroki w stronę recepcji. Nie znałam dobrze odbudowanej Konohy, dlatego musiałam zapytać kogoś o drogę. Za ladą zastałam brunetkę, która posłała mi wymuszony uśmiech. W sumie, jakbym to ja miała się tak do wszystkich szerzyć, to dawno bym zwariowała!
— Już się udało, pani Haruno?
— Nie do końca. Muszę wiedzieć, gdzie znajduje się biblioteka? — odparłam szybko.
Kobieta wytłumaczyła mi, jak do niej dość, a ja grzecznie podziękowałam. Błyskawicznie wyszłam z budynku, idąc w wybranym kierunku. Miałam nadzieję, że nie pomyliłam dróg. Po kilkunastu minutach stanęłam przez sporym budynkiem pomalowanym na jasną zieleń. Weszłam do środka przez duże, dębowe drzwi. Do moich nozdrzy doszedł zapach starych książek, rozejrzałam się wokół; ściany były białe, podłoga wyłożona drewnem, a na samym środku stało biurko, za którym siedziała niewielka, posiwiała już staruszka.
Siląc się na jak najmilszy ton głosu, powiedziałam:
— Dzień dobry, czy są tutaj może jakieś książki medyczne lub zielarskie?
— Ach, dzień dobry! — mruknęła, patrząc na mnie pełnymi ciepła, niebieskimi oczami. — Proszę w lewo, sekcja „A”, tam pani znajdzie odpowiedni dział.
— Dziękuję bardzo.
Udałam się tam, gdzie poradziła mi bibliotekarka. Wchodząc do wielkiej sali, jedyne co mogłam tu zauważyć, to wiele półek z najrozmaitszymi książkami. Stanęłam przy odpowiednim dziale, przesunęłam drabinę i wspięłam się po niej. Znalazłam książkę ze spisem ziół, następnie wyciągnęłam ją z półki, ocierając z nazbieranego kurzu. Pył sprawił, że zakręciło mi się w nosie, przez co zamaszyście kichnęłam. Przetarłam dłonią nos, po czym zeszłam na podłogę.
Spojrzałam w bok, gdzie ujrzałam niewielką ławkę z kilkoma krzesłami, podeszłam bliżej i usiadłam. Otwarłam książkę na spisie treści, kiedy znalazłam odpowiednią nazwę, zaczęłam wertować kartki. Na odpowiedniej stronie zobaczyłam mały rysunek zioła, który na wiosnę wypuszczał jasnoniebieskie, drobne kwiaty. Z dopisków wyczytałam, że roślinę można było znaleźć na obrzeżach Konohy. Skoro dowiedziałam się tego, co chciałam, odłożyłam książkę na półkę i szybko opuściłam budynek, żegnając sympatyczną staruszkę.
Szłam ulicami wioski, chcąc jak najszybciej dotrzeć do głównej bramy. Gdy ją przekroczyłam, zaczęłam iść w kierunku zbocza. Przeszłam przez niewielki las, wciągając dawkę świeżego powietrza. Kac ustąpił już kilka godzin temu, jednak dopiero teraz poczułam się naprawdę odprężona. Przystanęłam na chwilę, oparłam swoje plecy o drzewo; moją twarz gładziły delikatne promienie słoneczne, trwałam tak kilka minut. Następnie ruszyłam z miejsca, po chwili byłam już na obrzeżach lasu.
Rozciągała się tutaj polana, przez którą przechodził strumyk, dalej dostrzegłam zbocze, ale nie musiałam tam iść, gdyż szukana przeze mnie roślina rosła tuż przy małej rzece. Sprawdziłam terytorium, nie znalazłam nikogo podejrzanego i odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam z kieszeni mały woreczek, po czym pozbierałam kilka potrzebnych mi ziół. Odgarnęłam włosy z czoła. Zbladłam, kiedy wyczułam czyjąś obecność. Nie zabrałam ze sobą żadnej broni, jedynie mogłam polegać na własnej sile.
Naprzeciwko z lasu wyszła dobrze znana mi postać. Mężczyzna był trochę zmęczony, oddychał szybko i niespokojnie. Gdy mnie spostrzegł, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— Sakura! — krzyknął, podchodząc do mnie jak najszybciej. — Jak dobrze, że cię znalazłem!
Spojrzałam na niego trochę zdezorientowana, co on tutaj robił?
— Jak ty, tutaj? — burknęłam zakłopotana.
— Przyszedłem po ciebie. Chodź, wrócimy do wioski. — Uśmiechnął się pocieszająco.
— Doi, nigdzie się nie wybieram — mruknęłam, patrząc na niego błagalnie.
Mężczyznę zamurowało, stał, nie mówiąc ani słowa tak kilka dobrych chwil.
— Nie chciałem, aby cię zabrali, jednak na to pozwoliłem. Jestem taki głupi — warknął, siadając tuż obok mnie.
Przyjrzałam mu się dokładniej, jego krótkie, brązowe włosy rozwiewał wiatr, do moich nozdrzy doszedł zapach mężczyzny. Pogłaskałam delikatnie policzek Doia dłonią, po czym złożyłam na ustach kochanka krótki pocałunek.
— Widzisz, nie mogę wrócić z tobą.
— Wróć ze mną, ucieknijmy razem. Proszę, Sakura — wyszeptał do mojego ucha.
W podbrzuszu poczułam przyjemne mrowienie, stanowczo był za blisko. Odsunęłam się na bezpieczną odległość, posyłając chłopakowi smutny uśmiech.
— Mówiłam, że nie mogę. Muszę uratować życie kilku ludzi, wybacz.
— Sakura, ja... Pamiętaj, że będę na ciebie czekał — powiedział lekko speszony.
Jeeeeny, czemu nasze relacje zawsze musiały być takie pokręcone, co? Spojrzałam na niego wymownie. Doi przybliżył się do mnie, po czym wplątał dłoń w moje włosy, składając na ustach pocałunek. Poczułam pod bluzką jego przyjemnie chłodną dłoń.
Czy mężczyźni zawsze są tacy prostolinijni? Nie miałam czasu na żadne erotyczne doznania, więc szybko uciekłam od dotyku bruneta.
— Muszę już iść, żegnaj — powiedziałam pospiesznie i wstałam, kierując swoje kroki w stronę wioski.
Nie usłyszałam już słów pożegnania, przyspieszyłam, gdy zobaczyłam bramę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w Liściu i już mieć wszystko z głowy.

Po kilkunastu minutach wpadłam do budynku szpitala, posyłając przelotny uśmiech recepcjonistce, popędziłam w stronę laboratorium.
Znajdując się w środku, odetchnęłam na chwilę. Wyciągnęłam przygotowany wcześniej zwój i substancję, którą sporządziłam. Zioło obmyłam pod bieżącą wodą, po czym zaczęłam je rozdrabniać w drewnianym naczyniu na papkę. Dodałam to do odtrutki, następnie naniosłam kilka kropel na zwój, gdzie znajdowała się zakażona krew. Zagryzając wargi, czekałam na wynik. Gdy zwój zaczął parować, a znaki na nim zmieniły się, na moją twarz wtargnął uśmiech szczęścia. Wynik był prawidłowy, podołałam zadaniu, teraz wystarczyło przeprowadzić operację na każdym członku załogi.

Szybkim krokiem poszłam do recepcji, aby skombinować medyków. Nie wiedziałam zbytnio do kogo się zwrócić, dlatego pierwsze co mi wpadło na myśl, to recepcjonistka. Wpadłam niczym przeciąg do holu, wpadając oczywiście po drodze na kilku lekarzy.
— Czy jest ktoś upoważniony w tym szpitalu, aby przeprowadzić operację na oddziale zwiadowczym? Właśnie udało mi się zrobić antidotum — wydukałam na jednym wydechu.
Kobieta zza lady popatrzyła na mnie wymownie.
— Pani Schizune może się tym zająć, jak i kilku innych medyków. Już się tym zajmę — powiedziała, łapiąc za słuchawkę telefonu.
Nie przysłuchiwałam się już jej rozmowie, tylko grzecznie czekałam na rozwój wydarzeń. Przysiadłam na najbliższym krześle, westchnęłam, a nagle przede mną wyrosła znana mi sylwetka.
— Sakura!
Poczułam mocny uścisk kobiecych rąk, przez chwilę nie mogłam złapać powietrza.
— Schizune, już dobrze — mruknęłam, odsuwając ją od siebie.
— Lata się nie widziałyśmy! Ale to chyba nie czas na wspominki. Przyszli ze mną lekarze, Naruto przekazał, że mamy się ciebie słuchać — powiedziała spokojnie.
Pokiwałam głową na znak, iż zrozumiałam.
— Więc... Zaczniemy od przeniesienia oddziału na sale operacyjne, następnie musimy wszczepić każdemu minimalną dawkę odtrutki, a potem możemy uleczyć im wszelkie inne rany.
— Niech będzie, słyszeliście? Do roboty! — mruknęła Shizune.
— Zajmij się tymi z sali trzysta szesnaście.
— Dobrze.
Udałam się do wybranego pomieszczenia, miałam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jako lekarz nie mogłam sobie pozwolić na żaden błąd, tu chodziło o życie tych ludzi. Poddenerwowana razem z kilkoma innymi medykami weszłam do lokum. Przewieźliśmy ich łóżka na salę operacyjną.

Minęło sporo czasu zanim skończyłam operację, byłam cała zestresowana, jednak musiałam zachować zimną krew. Odetchnęłam z ulgą, pijąc kawę. Wszystko przebiegło pomyślnie, teraz pacjenci zostali poddani stałej obserwacji. Byli w stanie stabilnym, lecz wszystko mogło ulec zmianie.
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam zmartwioną minę Schizune.
— Coś się stało? — zapytałam.
— Nic — zaczęła. — Zabiegł przeszedł pomyślnie. Zastanawiam się zupełnie nad czymś innym...
Zdziwiłam się.
— O co chodzi?
— Masz zamiar zostać w wiosce czy znowu odejdziesz? — Usłyszałam, mimo jej przyciszonego tonu głosu.
— Nie wiem, Shizune. Naprawdę nie wiem.
Kobieta posłała mi ciepłe spojrzenie, po czym poczułam, jak obejmuje mnie ramionami.
— Wiedz, że wszyscy tęskniliśmy bardzo za tobą. Szczególnie Naruto — wyszeptała mi do ucha, czule głaszcząc różowe włosy.
Westchnęłam, byłam w rozterce, doprawdy nie wiedziałam co zrobić. Czułam się lekko zażenowana i zagubiona. Postanowiłam porozmawiać o tym z Uzumakim jeszcze dziś.
Schizune puściła swobodnie moje ciało, po czym posłała uśmiech. Wzruszyłam ramionami, potrzebowałam chwili wytchnienia.
Skoro znalazłam chwilę przerwy, a pacjenci byli pod odpowiednią opieką, wyszłam ze szpitala, idąc w kierunku głównego budynku Konohy. Przemierzając ulice, dopiero wtedy całkowicie zdałam sobie sprawę, jak wiele się tutaj zmieniło. Nawet nie wiedziałam, co słychać u moich starych przyjaciół. Od wojny nie utrzymywałam z nimi żadnych kontaktów. Ciekawiła mnie ich reakcja na wieść o moim przybyciu do wioski.
Weszłam do dużego gmachu i przemierzyłam schody. Na piętrze podeszłam do drzwi, po czym zapukałam. Usłyszałam donośne „wejść”, otwierając je. W gabinecie zastałam Naruto, który siedział za biurkiem zawalony stertą papierów. Uśmiechnął się niemrawo, gdy mnie zobaczył.
— Cześć, Sakurka, jak ci poszło? — zaczął niepewnie rozmowę.
— Wszystko już jest pod kontrolą, operacje przeszły pomyślnie, a pacjenci są teraz pod stałą obserwacją — odparłam.
Między nami zapadła cisza. Hokage zaczął stukać trzymanym długopisem o biurko; powoli zaczęło mnie to irytować. W końcu nie wytrzymał.
— I jak, zostajesz, czy mamy o tobie zapomnieć?
Zagryzłam wargi, słysząc to pytanie. Podeszłam spokojnym krokiem do okna i zaczęłam wpatrywać się w krajobraz, widok wioski wyjątkowo mnie relaksował.
— Ech, to nie takie łatwe, Naruto.
— Nic nie jest w życiu łatwe, Sakura — sparował, patrząc na mnie pełnym zrozumienia wzrokiem.
— Nic też nie jest takie, jakie byśmy chcieli — mruknęłam jakby do siebie.
Uzumaki wstał, podszedł bliżej mnie i oparł plecy o parapet.
— Tęskniliśmy za tobą. Ja tęskniłem, Sakura.
Z jednej strony to było takie ckliwe, z drugiej przestały mnie ruszać podobne zagrywki. Czasami już nie wiedziałam, czy ktoś mówił szczerze, a może jednak karmił moją osobę słodkimi kłamstewkami. U Naruto podejrzewałam to pierwsze, chociaż minęło kilka lat od naszego ostatniego spotkania i nie wiedziałam, czego mogłam się po nim spodziewać. Choć w głębi duszy mu ufałam, cholernie ufałam.
Spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy i wymiękłam. Poczułam, że chcę tu zostać jak najdłużej. Chciałabym wrócić do dawnych relacji z moimi przyjaciółmi. Czy to możliwe, że moje uczucia były tak zmienne? Mogłam tłumaczyć się jedynie tym, że przedstawiałam postać zwykłej, prostej kobiety.
— Chcę zostać — wydukałam szybko, nie chcąc, aby te uczucia zbyt szybko odleciały i zmieniłabym zdanie na ten temat.
Naruto uśmiechnął się promiennie, po czym objął mnie ramionami.
— Witaj z powrotem.
Dotknęłam jego ręki i odsunęłam od siebie.
— Naruto, potrzebuję mieszkania.
— Ach, no tak. Zapomniałbym.
Mężczyzna podszedł do biurka, wyciągnął jakiś mały kluczyk z szuflady, podając mi go.
— Twoje stare mieszkanie zostało zniszczone podczas wojny, ale już dawno z Hinatą pomyśleliśmy o pewnym lokum dla ciebie, w razie czego gdybyś chciała wrócić. Twoje mieszkanie znajduje się w centrum wioski, na pewno odnajdziesz, masz przy kluczyku dokładny adres.
Spojrzałam na przedmiot i mocno zacisnęłam go w dłoni.
— Dziękuję.
Naruto wydawał się być lekko zakłoptany.
— A teraz możesz już iść, na pewno jesteś zmęczona.
Pożegnałam się z nim, po czym wyszłam, kierując się ku głównym drzwiom.
Postanowiłam, że od razu nie pójdę do swojego mieszkania. Przez ten cały dzień nie wlałam w siebie ani kieliszka alkoholu, trzeba było to nadrobić. Spytałam jakiegoś przechodnia o bar, a ten całkiem sympatyczny młody chłopak, wskazał mi odpowiedni kierunek. I tak oto zawitałam pod niewielki budynek, wchodząc do środka, doszedł do mnie mdły zapach kadzideł.
Cóż, nie mogłam liczyć na luksusy, wręcz znalazłam się w istnej dziurze, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Co więcej, byłam przyzwyczajona do tak obskurnych klimatów. Ściany zostały pomalowane na biało, zauważyłam też wiele elementów drewna.
W środku przy stolikach siedziało już kilka prawdopodobnie stałych bywalców, lokalnych pijaczków. Jednak najbardziej zdziwił mnie widok znajomej osoby, która siedziała przy barze.
Chciałam do niego podejść, mimo że ostatnio trochę zalazł mi za skórę. Przynajmniej miałam się z kim napić, bo co to za przyjemność pić w samotności?
Z uśmiechem na twarzy udałam się do lady, wyciągając kilka drobnych z kieszeni, położyłam je na blat, i powiedziałam do barmana o niebieskich włosach.
— Butelkę sake, poproszę.
Mężczyzna obok obdarował mnie chłodnym spojrzeniem.
— Co ty tutaj robisz, Sakura?
— Jak to co? Nie widać? Przyszłam się napić.
Pan stojący za barem podał moje zamówienie, nalewając nam do kieliszków.
— Wznieśmy toast — powiedziałam zaczepnie.
— Za co? — Mój kompan zapytał lekko zdziwiony.
— Za mój powrót do wioski, Sasuke.
Uchiha wypił do dna, ja zrobiłam to samo. Miałam do niego pewną urazę, wręcz w środku pałałam nienawiścią, ale dzisiejszego wieczoru miałam zamiar dobrze się bawić, nawet w jego towarzystwie. Sake wynagradzało mi wszystko, nawet to, że spędzałam ten czas z Sasuke. Mogłam mieć tylko nadzieję, że jutro nie będę miała straszliwego kaca.

Epickie! <3

Od Autorki: Witam po tak... krótkiej(?) przerwie. Przyznaję, że trochę się mocowałam z tym rozdziałem, więc może nie wyszło najlepiej. XD Ale no, następnym razem będzie lepiej! (chyba)
Ostatnio zrobiłam sobie ciemny szablonik na ANN, bo taką miałam ochotę i nawet mi się spodobał, wczoraj w nocy stwierdziłam, że jednak nie: chcę jasny. Kobieta zmienną jest, nie? I tak oto powstał obecny szablon. Przyznam, że jestem z niego zadowolona, jak na moje umiejętności wyszedł całkiem, całkiem.
Został mi jeszcze tydzień ferii, mam zamiar wykorzystać ten czas, miałam się ostatnio już zabrać za pisanie, ale nie mogłam się przemóc, pisząc ten rozdział wypruwałam z siebie flaki... Czyli ostatki mojej weny. Ale, ale! I tak muszę się wziąć do roboty.
Cóż, co mogę jeszcze powiedzieć... Będę kiedyś lepszą bloggerką (pisareczką, joł), zobaczycie! Tak za pięćdziesiąt lat... XD
Trzymajcie się!

14 komentarzy:

  1. Kocham twoje blogi *.* ten może jest nowy, ale już skradł moje wymagające serducho :D Chce już wiedzieć co Sakura powiedziała Sai'owi...
    Życzę weny. Pisz szybko. Pozdrawia Haruna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :3 Nie taki tam znowu nowy... ma rok XD
      Wena na pewno się przyda, również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Przeczytalam :3
    Ciekawiee... Wspomnienia Sasuke przy ogluszeniu Rozowej, ckliwie :d Ciekawi mnie tez rozmoea Saia z Sakura :) I dalsza akcja w barzee :d
    Pozdrawiam usypiajac z telefonem w reku :d
    Polly-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zbytnio zrobiłam w tym momencie z Sasuke kluchę, no ;-----; A to wcale nie miało być ckliwe! XD
      Znam to uczucie ;----; I jeszcze jak tak telefon wali jasnością po oczach (Y)

      Usuń
  3. Miły, przyjemny rozdział - podobał mi się, tylko mam nadzieję, że w następnym wszystko bardziej się rozwinie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety póki co, akcja rozgrywa się powoli... A następny rozdział jeszcze nie szykuje się taki dynamiczny.
      Również pozdrawiam. ;)

      Usuń
  4. — Nie obudziła się? — zapytałem zdziwiony.
    — Obudziła, ale zaraz ją ogłuszyłem. Poza tym i tak się nie zorientowała, co się dzieje, z tego co widziałem, miała niezłego kaca.

    Wygryw tego rozdziału, bez kitu. xD Śmiałam się kilka minut.
    Biedna dziewczyna, ale cieszę się, że została. I ten jej książę, który przybył za nią do Konohy. :D

    Wiem, że na następną część trzeba poczekać, ale rusz się, bo jest fajnie. :D Ta psia akcja Sasuke mnie intryguje. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak odpisać prawie miesiąc później. XDD

      KURDE NO PISAŁABYM SZYBCIEJ, ALE TO NIE MOJA WINA ŻE MAM TYLE BLOGÓW (FUCK LOGIC) XDDD
      Typowa blondynka... XD

      Usuń
  5. Co to pijaństwo robi z ludźmi xDDD Ta najebana w trzy dupy Sakura naprawdę była irytująa, bardzo dobrze zrobili, że ją ogłuszyli, chyba by mnie szlag trafił jak miałabym słuchać całą drogę jej wrzasków i pisków. W sumie to trochę przykro, że stała się ładnie mówiąc panią do towarzystwa, bo przecież jest mądrą, inteligentną kobietą ._. Ja rozumiem jakieś pustaki, ale ona!? Nie mogę tego przeboleć i koniec, stoczyła się strasznie.

    Również zastanawiałam się, co będzie po przeprowadzeniu operacji czy zostanie czy odejdzie i bardziej stawiałam na to, że znowu sobie ucieknie, ale miło mnie zaskoczyłaś. :D Ciekawe jak potoczy się jej życie w Liściu i czy zmieni swoje zachowanie i podejście do życia.

    Kocham rodzinkę Uzumakich! <3

    Końcówka bardzo mnie zaintrygowała! Sakura i Sasuke wspólnie opróżniający kieliszki... Hmmmm, różnie się to może skończyć, no ale zobaczymy jak to się potoczy. ;> I co tam masz w zanadrzu. Miło by było gdyby w końcu jakoś się dogadali, tylko na razie może w sposób słowny xD Żeby tylko nie wylądowali w łóżku, a potem tego żałowali ._. xDDD

    Tyyyy, małpo jedna. Ten szablon jest przecudowny, no! ._. Nie mogę się na niego napatrzeć i szczerze ci przyznam, że to chyba jeden z twoich najlepszych :o :o *,* Mam nadzieję, że pozostanie na długo :) No i mój ma być równie piękny xD :P Jak to zawsze xd Wgl te kolorki są takie przyjemne, ten rozdział był taki przyjemny ;3 Żyć, nie umierać. :D

    Spinaj dupę i pisz Szare, bo nie odpuszczę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, nie stoczyła się aż tak... no dobra, stoczyła, ale taka była moja wizja. XD
      Nie chcę nic mówić, ale raczej się nie dogadają zbytnio.. dobra... ci... :>

      Wiem, że jest przecudowny i tak zostanie na dłużej (a chociaż powinien ;----;)

      Taka motywacja [*]

      Usuń
  6. Cuuuudny szablon, cuuuudne piosenki, cuuuuuuuudny rozdział :D Zastanawia mnie jedno, Sakura tak szybko zmieniła zdanie co do pomocy Nartuo, aż mnie zastanawia czy nie ma w tym jakiegoś swojego interesu :D może dopatruję się rzeczy, których nie ma? :D Taka Sakura mi odpowiada, taki Sasuke także :D Kakashi trochę dla mnie jak nie Kakashi, nie wiem czemu :D czeeeeeeeeeekam na jakąś akcję!!!! <3 dawaj, dawaj, dawaj! :D

    Buuuuziaki kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuuuudny komentarz xD
      Dopatrujesz się rzeczy, których nie ma xD Mnie się wydawało, że Kakashi jest jak Kakashi, no ale... ;----;

      Buźki <3

      Usuń
  7. Koło którego rozdziału planujesz zrobić jakąś scenę Sasusaku? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem w stanie na razie powiedzieć... Mam rozpisaną fabułę, a przed napisaniem rozdziału wybieram sobie poszczególne wydarzenia, tak jak mają być i dopisuję wtedy jakieś bardziej szczegółowe momenty. ;)

      Usuń