11/21/2014

II. Demon nocy


„Ledwie zjawiasz się tu, a już przy Tobie zgraja,
Oczka lecą w ruch i tanie komplementy.
Zastanawiam się, ile razy to słyszałaś już,
Ile razy otwierałaś,
Nie wnikając, kto przechodzi przez próg”.
happysad - Na ślinę


~*~

Sasuke



Droga wydawała się dłużyć i dłużyć. Skakanie z drzewa na drzewo było nieco monotonne, jedynie szum wiatru przyprawiał o dreszcze. Gdzieniegdzie gałęzie rosły tak gęsto, że przysłaniały widok. Ciemnozielone liście wiły się na wszystkie strony od mocnego wiatru. Drzewa, jakby nocne mary, patrzyły na nas z niepewnością, pewnym lękiem, jakbyśmy byli intruzami, kimś obcym. Niebo poszarzało, gęste chmury pełzały nad naszymi głowami. Nie wróżyło to nic dobrego.


Skakałem z gałęzi na kolejną, a stare drzewa skrzypiały pod moimi butami. Na twarz przyodziałem maskę obojętności. Obok mnie w równym tempie kroczył Kakashi razem z Saiem. Między nami panowała cisza, nikt nie był skory do rozmowy, ale nie przeszkadzało mi to. Nawet nie miałem na to ochoty.

Nagle ciemność, która zapanowała, przecięła srebrna błyskawica. Żaden z nas nie przejął się nadchodzącą burzą.

Zastanawiałem się nad tym wszystkim. Nad poszukiwaniami Sakury, nad moim powrotem do wioski, nad zachowaniem Naruto. To wszystko stało się niezrozumiałe i intrygujące.
Prawdopodobnie Haruno nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Zmienili ją przyjaciele, Tsunade, a najbardziej wojna, w której uczestniczyła. Zapewne jeśli ją znajdziemy, usłyszymy wiele sprzeciwów, aby z nami wróciła. Jednak nadal to Sakura z drużyny siódmej, irytująca i bezużyteczna. Mimo że jej siła wzrosła, nadal nie była aż tak przydatna.
Sapnąłem głośno i wziąłem wdech świeżego powietrza. Na moim policzku poczułem pierwsze krople deszczu, już po chwili lało strugami. Burza zaczęła szaleć na dobre, a głośne grzmoty rozchodziły się po okolicy, wywołując ciarki na plecach. Popatrzyłem w niebo, było zadziwiająco ciemne, jednak gdzieniegdzie przebijało się światło. Czasem promienie słońca połaskotały po policzku, aby następnie wiatr i deszcz schłodziły ich ciepło.
– Zróbmy sobie chwilowy postój na polanie, z dala od drzew – rzucił Kakashi.
Skinąłem głową i udałem się za siwowłosym. Burza już oddalała się na zachód, a powietrze stało się świeże i rześkie. Polana była niewielka, trawa mieniła się od pozostałych jeszcze kropel deszczu. Zjedliśmy mały prowiant i wyruszyliśmy w dalszą drogę.


Jedynie, co widziałem przed sobą, to gęsty las, postanowiliśmy trochę zwolnić i teraz poruszaliśmy się po ziemi. Nie było mi to na rękę, ale Kakashi nieco stracił formę, w końcu powoli dopadała go starość. Pogoda zapowiadała się lepiej niż wcześniej, jednak wiatr nie dawał o sobie zapomnieć. Po moich plecach co chwila przechodziły dreszcze, a powietrze stało się gęstsze.
Przeczuwałem, że coś nadchodzi, nie miałem pojęcia co. Instynkt podpowiadał mi, że już niedługo wydarzy się coś ważnego. Rozejrzałem się uważnie wokół, zauważając każdy detal, nie pomijając szczegółów. Skupiłem się na pewnym miejscu, gdzie roślinność rosła najbujniej. Powoli do moich nozdrzy doszedł niemiły zapach. Z gęstych drzew wyłonił się staruszek. Chociaż mógł być młodszy, jednak stan jego wyglądu mówił co innego. Ciemna broda wystawała spoza szarego, lnianego kaptura, gdzieniegdzie już posiwiała. Zielone oczy przeszyły mnie na wskroś, widziałem w nich niemałe zainteresowanie. Kilka zmarszczek widniało na jego policzkach i czole. W ręku trzymał długą, drewnianą laskę. Miał coś w sobie, co przyciągało wzrok, uwagę. Wydawał się być skrzynią pełną tajemnic i intryg, rzadko można spotkać tutaj takiego człowieka.
– Kim jesteś? – zapytał Sai po chwili ciszy. Zdążyłem się już przekonać, że ten chłopak nie owijał w bawełnę.
– Pustelnikiem – odpowiedział zdawkowo przechodzeń. Przyglądał mi się uważne, a po chwili na jego twarzy zawitał uśmiech.
– Widzę, że macie tutaj potomka klanu Uchiha – zaczął zachrypniętym głosem. – Radzę wam uważać.
Już chciał się oddalić, kiedy zatrzymał go Kakashi.
– Dlaczego mielibyśmy uważać?
Staruszek westchnął i uraczył nas po raz ostatni swoim przenikającym, zielonym spojrzeniem.
– Życie jest pełne niespodzianek. On jest jedną z nich.
Powiedział te kilka zdań i zniknął w gęstwinach. Sai zerknął w moją stronę, a Kakashi rozkazał, abyśmy szli dalej.


Ostatnie promienie słońca oświetliły nam drogę. Zatrzymaliśmy się niedaleko polany, Hatake zarządził postój. Razem z ciemnookim udaliśmy się po drewno na ognisko. Przez dłuższy czas panowała między nami cisza, jednak Sai postanowił ją przerwać.
– Myślisz, że będzie chciała iść z nami?
– Nie będzie miała wyjścia – mruknąłem obojętnie.
Nie miałem zamiaru się z nią cackać, pewnie będzie zachowywać się jak Karin, a ja nie będę tolerował takiego zachowania. Nawet mógłbym użyć swojej katany, chociaż... Dziewczyna musi być żywa.
Sai przyjrzał mi się uważnie.
– Sporo o tobie opowiadali. Szkoda, że nie jesteś taki, jakim cię opisywali.
A co oni niby mogliby o mnie wiedzieć? O ironio, nie widzieliśmy się tyle lat, a na wojnie jedynie współpracowaliśmy, nic więcej. Tak naprawdę nasza trójka nic o sobie nie wiedziała, może poza wspólną przeszłością.
– Nic o mnie nie wiedzą.
Na tym skończyła się nasza rozmowa, żaden już się nie odezwał. Ja nie widziałem takiej potrzeby, a Sai zapewne zrezygnował. Nigdy nie byłem osobą, do której łatwo dotrzeć, nigdy się pod tym względem nie zmieniłem.


Zapadł już zmrok, kiedy rozpaliliśmy ognisko. W powietrzu unosił się zapach gleby, ściółki leśnej oraz dymu. Wszystko sprawiało, że te chwile miały niesamowity klimat. Jako iż pierwszy pełniłem wartę, rozsiadłem się wygodnie i wpatrywałem w skaczące ogniki. Ogień był jednym z moich ulubionych żywiołów. Przesiedziałem tak kilka godzin, kiedy przyszedł mnie zmienić Kakashi. Udałem się do namiotu, po czym zasnąłem.
Obudziłem się wczesnym rankiem, kiedy dopiero słońce wychodziło zza horyzontu. Reszta również już nie spała, dlatego pozbieraliśmy się i udaliśmy w dalszą drogę.


Po kilku godzinach dotarliśmy do małej wioski, umieszczonej nad brzegiem morza. Morska bryza muskała nas po twarzach a słońce świeciło nad naszymi głowami. Fale mieniły się od promieni, odbijając od brzegu z hukiem. Białe bałwany tworzyły się z morskiej piany. Zapatrzyłem się na chwilę w ten widok, zauroczony darami matki natury. Westchnąłem głośno, a wiatr potargał moje włosy, muskając policzek. Nawet jeśli nie okazywałem uczuć, to takie krajobrazy sprawiały, że popadałem w pewien zachwyt. Lecz zwykle nie trwał on długo, tak jak i dzisiaj. Aby dotrzeć do Kiri, musieliśmy przepłynąć morze łodzią, więc w tym celu skierowaliśmy się do portu.
Przez kilkanaście minut szliśmy w ciszy, aby po chwili dojść w wyznaczone miejsce. Do naszych uszu dochodził dźwięk fal, które non stop odbijały się od pomostu.
Przed nami pojawił się pewien staruszek, ubrany w szarą koszulkę i ciemniejsze o kilka odcieni spodnie. Na jego głowie spoczywała czapka. Zielone oczy uważnie zilustrowały naszą trójkę.
– Potrzebujemy transportu do Kiri – zaczął Kakashi. – Oczywiście zapłacimy.
Staruszek nie odezwał się ani słowem, tylko obdarzył każdego z nas spojrzeniem i dopiero wtedy zabrał głos.
– Zgoda, wypływam dokładnie za dwie godziny. Tylko się nie spóźnijcie. – Ostatnie zdanie wypowiedział pewnym tonem.
– Dziękujemy bardzo. – Kakashi skłonił się i zwrócił do nas. – Chodźmy na miasto, coś przekąsimy. – Udaliśmy się za nim.
Domy tutaj były niewielkie, nie wyróżniały się, utrzymane w jasnych, często stonowanych lub pastelowych barwach. Całość miała w sobie pewien urok, który ściągał turystów. Dodatkowo dachy odbijały promienie słoneczne, co nadawało klimatu. Ludzie chodzili uśmiechnięci i wypoczęci, najczęściej byli to turyści.
Udaliśmy się do pobliskiego baru, aby zamówić coś do jedzenia. Wnętrze zostało skromnie urządzone w różnych, jasnych odcieniach zielonego. W środku znajdowało się kilka niskich stolików, usiedliśmy przy jednym z nich. Podeszła do nas niska, młoda kelnerka o brązowych włosach.
– Co podać? – zapytała, zakładając kosmyk za ucho.
– Poprosimy smażoną rybę – powiedział Kakashi.
Sai nie odezwał się ani słowem, ja za to zamówiłem szklankę wody.
– Wiemy, gdzie dokładnie jej szukać? – zapytałem, przyglądając się twarzy chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie.
– W szpitalach? – odparł zgryźliwie.
No tak, Haruno na pewno siedziała dwadzieścia cztery godziny na dobę w klinikach. Ten blady dzieciaczek działał mi trochę na nerwy.
– Na pierwszy rzut idzie szpital główny, tam popytamy o Sakurę. Na pewno ktoś ją kojarzy, różowych włosów nie da się nie zauważyć.
To prawda, zdecydowanie pod tym względem wyróżniała się z tłumu. Tylko dlaczego Naruto miał taki problem z odnalezieniem jej? A może nie chciał jej znaleźć? Do głowy przychodziły mi kolejne pytania, na które nie znałem odpowiedzi.
Po kilkunastu minutach kelnerka dostarczyła nam ciepły posiłek. Zjedliśmy wszystko w ciszy, nikt nie zadawał pytań.
Wstałem od stołu i udałem się do wyjścia, Kakashi mruknął coś za mną.
– Idę się przejść, zaraz wrócę – wycedziłem chłodno.
Wskoczyłem na jeden z dachów budynku, przemieszczając się szybko. Zimny wiatr muskał moją twarz, a słońce zaczęło coraz bardziej piec. Zatrzymałem się na chwilę, rozglądając się wokół. Miasteczko było naprawdę urokliwe, słyszałem śmiech dzieci, głośne rozmowy dorosłych. Poczułem zapach suszonych owoców, zerknąłem w dół. Jakaś kobieta, na oko po czterdziestce, handlowała nimi i aktualnie próbowała sprzedać komuś towar. Jej kasztanowe loki opadały na ramiona, a usta nie zamykały z powodu potoku słów jaki z nich wychodził. Zielone oczy iskrzyły się w świetle słońca, a purpurowa sukienka powiewała na wietrze. Obok stało jeszcze kilka innych straganów, wszystko było tutaj barwne, kolorowe. Nawet ludzie ubierali się nico inaczej niż w Wiosce Liścia.
Zachłysnąłem się świeżym, morskim powietrzem. Ile to już czasu, kiedy po raz ostatni widziałem Sakurę? Minęło dobrych kilka lat. Pamiętałem ją jeszcze jako nastolatkę, poobijaną i stawiającą opór przeciwnikom. Czyżby się zmieniła od czasu wojny? Wiedziałem, że już niedługo poznam odpowiedzi na niektóre pytania.
Zeskoczyłem z dachu i podszedłem do pobliskiego baru, zamówiłem tam kilka onigiri na dalszą drogę. Po chwili wracałem już z powrotem, niebawem mieliśmy wyruszyć. Przeszedłem przez kilka zatłoczonych uliczek, każda odznaczała się barwnymi, pastelowymi kolorami.
W powietrzu nadal unosił się zapach suszonych owoców, lecz teraz był zmieszany z morską bryzą. Westchnąłem, kiedy w końcu zobaczyłem swój cel. Pod barem czekał już Kakashi razem z Saiem. Stanąłem obok, a sensei tylko skinął głową, aby ruszać. Od razu puściliśmy się galopem w stronę portu.
Chwilę później byliśmy już na miejscu. Staruszek czekał już na nas z załadowaną łodzią. Mruknął coś, kiedy stanęliśmy na twardym drewnie, tuż obok niego.
Wypłynęliśmy, nad wodą unosiła się gęsta, biała mgła. Ledwo co mogliśmy zobaczyć. Stanąłem przy maszcie, a bryza muskała mnie po twarzy i włosach. Sai zjawił się po mojej lewej stronie, zerknąłem na niego kątem oka. Milczał, patrząc w dal.
– Jestem ciekaw, dlaczego wysłał cię na tę misję – powiedział po chwili, a jego blada już cera, wydawała się jeszcze jaśniejsza niż zwykle.
– Trzeba było się wcześniej spytać Naruto – mruknąłem, odwracając od niego wzrok.
Popatrzył na mnie przenikliwie, aż poczułem na sobie jego spojrzenie.
– Pewnie przez sentyment do starej drużyny – wtrącił Kakashi, który pojawił się obok nas.
Nikt już nie odpowiedział, staliśmy tak w ciszy, a dźwięk odbijających fal łagodził nasze zmysły. Aura unosząca się w powietrzu nie wróżyła nic dobrego, rodziła tylko wiele obaw. Nie martwiłem się, że nie znajdziemy Sakury, tutaj chodziło o coś zupełnie innego. Najgorsze, że sam nie wiedziałem o co. Złe myśli zaczęły mnie prześladować, a skowyt psa odbijał się echem w mojej głowie. Musiałem rozwiać te myśli, aby skupić się na zadaniu poleconym przez samego Hokage.

~*~
Naruto

Stałem, wpatrzony w widok, który rozciągał się za oknem. Lekki podmuch wiatru sprawił, że po moich plecach przeszedł dreszcz. Hinata będzie pewnie narzekać, że znowu się przeziębiłem. Westchnąłem, z powrotem siadając na wygodny fotel. Spod biurka wyciągnąłem butelkę sake, musiałem jakoś zapomnieć o tym wszystkim. Pieprzona starszyzna, pieprzony Sasuke, pieprzona Sakura. Do tego dochodziły te napady. Otwarłem butelkę, nalewając sobie alkohol do kieliszka. Jak nisko upadłem, żeby pić samemu? Co ta posada robiła z człowiekiem...
Siedziałem, popijając trunek i przeglądając papiery. Kiedyś chyba nie byłem świadomy obowiązków Hokage, dzisiaj przeklinałem je nad życie. Spojrzałem na akta ze szpitala, nic nie zapowiadało się kolorowo. Czas mijał, a życie coraz bardziej uchodziło z rannych. I cóż mogłem zrobić? Siedziałem i wydawałem należyte rozkazy. Jednak to nie wystarczało. Miałem nadzieję, że jak najszybciej uwiną się z misją i przyprowadzą do wioski Sakurę. Niewątpliwie była nam potrzebna, jak cholera.
Uczucie niepewności wypełniło moje wnętrze. A co jeśli będzie stawiała opór, jeśli napotkają problemy? Zajmie to o wiele więcej czasu niż myślałem. Cholera! Musiałem uspokoić myśli, więc chwyciłem za kieliszek i wypiłem do dna. Sake dawało mi należyte ukojenie. Na jak długo? Sam nie wiedziałem.
Mruknąłem pod nosem do siebie, że jestem idiotą. Za młodu każdy mi to mówił, teraz brakowało im odwagi, dlatego, że byłem Hokage. Westchnąłem po raz kolejny, wstając. W głowie mi się zakręciło, podparłem się na dłoni. A przecież napiłem się tylko kilka kieliszków. Czyżbym miał aż tak słabą głowę?
Poruszyłem się niezdarnie w stronę drzwi, lekko się zataczając. Wyszedłem z pomieszczenia, trzymając się ściany, aby nie upaść. Zmierzyłem się z drewnianymi schodami, które notabene teraz nie wyglądały przyjaźnie, wręcz tliły się, a ja widziałem coraz mniej. Przechodząc obok biurka, poczułem na sobie wzrok Miyu.
– A Hokage to gdzie się wybiera? – zapytała z przekąsem.
– Idę do szpitala – odburknąłem niezdarnie.
Co ją to niby obchodziło, hę?
– Chyba na izbę wytrzeźwień – odgryzła się, patrząc na mnie z politowaniem.
Czy wyglądałem aż tak źle? Chyba będę musiał przystopować z alkoholem, bo coś ostatnio mącił mi w głowie.
– Nie żartuj sobie – palnąłem i wyszedłem z budynku.
Do moich nozdrzy doszło świeże, rześkie powietrze, przeplatane zapachem warzyw i owoców, które były sprzedawane na tutejszych straganach. Zachłysnąłem się nim, lekko już ocucony. Poszedłem w kierunku szpitala. Lekko chwiejnym krokiem stanąłem pod kliniką. Był to spory biały gmach, gdzieniegdzie już poszarzały. W sporej liczbie okien odbijały się promienie słoneczne.
Wszedłem do środka, poczułem specyficzny zapach dla takich obiektów. Po korytarzu pałętało się wielu ludzi w kitlach – jak to w szpitalu.
– Witam – odezwałem się do kobiety, która siedziała w recepcji.
Niepotrzebnie. Nie przewidziałem, że narobi więcej krzyku, niż Hana, która zobaczy pająka.
– Szanowny Hokage! Co pan tutaj robi?! Przecież...
– Daj spokój kobieto – warknąłem. – Mam prawo robić, to co zechcę. A teraz naszła mnie ochota, żeby odwiedzić moich ludzi. Zabronisz mi?
– Nie – odparła już ciszej, łypiąc na mnie czarnymi oczami.
– Szukam sali, gdzie przebywa aktualnie ranny oddział zwiadowczy znaleziony w Sunie.
– Sala trzysta piętnaście i trzysta szesnaście na parterze.
– Dziękuję bardzo – odpowiedziałem z przekąsem i udałem się w wyznaczone miejsce.
Przechodziłem przez główny korytarz, ściany były w kolorze bieli przechodzącej lekko w szarość. Gdzieniegdzie można zobaczyć drewniane wstawki. Mijałem wielu pacjentów, sfrustrowanych ludzi i lekarzy z tęgimi minami. W końcu nikt nie lubił szpitali; tutaj każdy dowiadywał się o chorobach, śmierci najbliższych, ranach, urazach. Praca jako doktor musiała być naprawdę ciężka, posada Hokage to przy tym pikuś.
Zachwiałem się nieco, ale dałem radę utrzymać równowagę, byłem coraz bliżej swojego celu. Jeszcze tylko kilka sal i... O! Już. Stanąłem pod właściwymi drzwiami, chciałem je otworzyć, kiedy nagle usłyszałem donośny głos pielęgniarki.
– Nie wpuszczamy tam nikogo.
Odwróciłem się oraz spojrzałem na kobietę, która stała przede mną. Była niska, miała jasnoniebieskie włosy i ciemne oczy. Wydawała się pulchna nieco z twarzy, a na nosie widniało kilka piegów.
– Czy pani wie, kim jestem? – zapytałem, krzywiąc się. Mój bełkot był nie do zniesienia. Chyba sake pójdzie na jakiś czas w odstawkę.
– Szanowny Hokage. – Westchnęła. – Taki jest regulamin, nie mogę robić wyjątków. Pacjenci muszą mieć spokój i tak kręci się wokół nich sporo medyków.
Prychnąłem. Za kogo ta baba się uważała?
Alkohol najwidoczniej mącił mi tak w głowie, że ledwo co mogłem myśleć; jak i stać – o ile moje zataczanie można tak było nazwać.
– Może mi chociaż pani powiedzieć w jakim są stanie? – powiedziałem, bełkocząc i czkając na przemian.
Pielęgniarka pokręciła głową z zażenowania.
– Zapewne Hokage wie, że są w stanie zagrożenia życia. Nasi medycy robią co mogą i starają się znaleźć antidotum na truciznę, jednak... Zajmuje to sporo czasu. A ten czas jest tutaj najcenniejszy.
Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem.
Powoli dochodziły do mnie wszystkie informacje, starałem się je wszystkie przetrawić.
– Cholera – mruknąłem pod nosem, zdając sobie sprawę, że byłem w czarnej dupie.


Postanowiłem wrócić do gabinetu, przemierzając ulice wioski. Wiedziałem, że gdybym wrócił do domu w takim stanie, Hinata by mnie zabiła. To byłoby morderstwo z premedytacją. Przekląłem siarczyście pod nosem. Chyba rzeczywiście przejąłem ten nawyk po Tsunade i nie mogłem się go pozbyć.
Westchnąłem po raz kolejny tego dnia, kiedy obok mnie w kłębach dymu pojawił się jeden z członków ANBU. Uraczyłem go tylko przelotnym spojrzeniem, a kiedy chciał coś powiedzieć, przerwałem mu.
– Porozmawiamy o tym w gabinecie.
Mężczyzna zniknął, zapewne pojawiając się w wyznaczonym miejscu. Mi do budynku brakowało kilkunastu kroków, lecz w moim stanie nie było to takie proste. Zatem, po pewnym czasie zadowolony stanąłem w drzwiach. Pokonałem jakoś schody i znalazłem się na górze, po czym wszedłem do środka pomieszczenia.
Usiadłem na krześle za biurkiem, racząc spojrzeniem członka ANBU. Młody mężczyzna miał na sobie standardowy uniform, a jego głowę zdobiła brązowa czupryna – twarz zakrywała maska lisa.
– Szanowny Hokage – zaczął swoją wypowiedź – Ino Yamanaka została porwana. Nie wróciła do domu, kiedy została wypisana ze szpitala.
– Cholera – mruknąłem pod nosem i zastukałem palcami o blat. – Po jaką cholerę ktoś ich porywa? I pytanie... Kto?
Odpowiedziała mi tylko cisza.


~*~
Sasuke

Przycumowaliśmy właśnie łódź. Kiri znajdowało się na wielkiej wyspie. Budynki zostały wykonane z cegły, wielopiętrowe o owalnym kształcie. Nad wioską unosiła się gęsta mgła, która przysłaniała widoczność i jednocześnie nadawała tajemniczość temu miejscu. Ten obszar otaczały wysokie skały, odznaczające się tundrą. Zielone mchy oraz różnorodne porosty obrastały większość przestrzeni.
Atmosfera tej okolicy niektórych aż przyprawiała o dreszcze. Chociaż tak mogło się tylko wydawać na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości Kirigakure było wioską jak każdą inną; ludzie tutaj żyli swoim własnym tempem.
Kiedy stanęliśmy w końcu na drewnianym pomoście, Kakashi, który stał tuż obok mnie, zabrał głos.
– Dziękuję bardzo. – Wręczył staruszkowi sakiewkę z pieniędzmi i zwrócił się do nas. – Czas się rozejrzeć.
Oboje z Saiem przytaknęliśmy i skierowaliśmy kroki w stronę miasta. Trzeba będzie zebrać jak najwięcej informacji.
Przechodziliśmy obok przeróżnych straganów. Handlarze robili tyle rumoru wokół siebie, aby przyciągnąć klientów. Jacyś mężczyźni targowali się, niekiedy przekrzykując siebie nawzajem.
Westchnąłem; i niby jak mielibyśmy w tym wszystkim znaleźć Sakurę?
Udaliśmy się w głąb miasta, wszystko tutaj było stare, niektóre budynki zagrzybiały, poszarzały, jednak wydawało się, że wioska tętni życiem. Ludzie przechadzali się, rozmawiali, rozkrzyczane dzieci plątały się pod nogami.
Nagle, gdzieś w tłumie, mignęła mi znajoma postać. Właściwie... To tak naprawdę nie znałem tego człowieka, miałem tylko okazję go spotkać podczas naszej podróży. Zastanawiałem się co on tutaj robił. Idiotyzmem byłoby stwierdzić, że nas śledził. Może tu mieszkał? A co, jeśli to pierwsze? Nie podobało mi się to, cholernie nie podobało.
Skręciłem w boczną uliczkę, kierując się dokładnie za osobnikiem. Nie obchodziły mnie nawoływania mojej obecnej drużyny. I tak pewnie pójdą za mną, więc czym się przejmować?
Przemykałem żwawo pomiędzy ludźmi, nie spuszczając z oczu mojego celu. Dobrze, że jego lniany kaptur wyróżniał się spomiędzy rzeszy przechodniów.
Chyba zauważył, że za nim podążałem; przyspieszył, więc również to zrobiłem. Staruszek nie miał już takiej kondycji jak kiedyś, po chwili stanąłem tuż przed nim, wbijając w niego wzrok.
– Czemu jestem jedną z niespodzianek, co? – syknąłem. – I co właściwie tutaj robisz?
– Nie sądziłem, że Uchiha potrafią być tacy dociekliwi – odgryzł się pustelnik, którego już mieliśmy przyjemność spotkać.
Tuż obok mnie pojawił się Kakashi razem z Saiem.
– Co jest, Sasuke? – odezwał się Jounin.
– Ten staruch nas śledził – warknąłem.
– Jakbym nie miał niczego innego do roboty.
– Sasuke, mamy ważniejsze sprawy – powiedział Hatake, wzdychając pod nosem.
Zawiał nieprzyjemny, zimny wiatr. Słońce przebijało się przez chmury, oświetlając nieco nasze twarze.
– Strzeż się, bo ciebie spotka to samo – odezwał się pustelnik.
– Co mnie niby spotka? – prychnąłem pogardliwie.
– Zły los, Uchiha. Fatum.
– Fatum? Wierzysz w coś takiego?
– Nie rozumiesz. Nie życzę ci źle... Ona naprawdę cię kochała, szanuj to – powiedział i zniknął razem z tłumem.
A ja stałem jak wryty, nie mając pojęcia o co mu chodziło. Kakashi i Sai spojrzeli na mnie niepewnie. Nie mogłem im się dziwić, w końcu sam nie rozumiałem tej całej sytacji; wiedziałem, że na pewno nie odpuszczę i poznam wszystkie szczegóły.
Odwróciłem się do nich przodem, a Jounin zabrał głos.
– Pora dokładnie się rozejrzeć. Pytajcie o nią przechodniów, ludzi w barach, handlarzy, kogokolwiek, byleby znaleźć potrzebne nam informacje. Spotykamy się w porcie o zachodzie słońca. – Przyjrzałem się zdjęciu Sakury, które nam rozdał i skinąłem głową razem z Saiem.
– W porządku – odrzekł mój towarzysz i wszyscy zgodnie wyruszyliśmy na poszukiwania.


Chodziłem już tak dobrą godzinę, pytając wszystkich, którzy się napatoczyli, lecz z marnym skutkiem. Westchnąłem cicho pod nosem, po raz kolejny wyciągając zdjęcie z kieszeni i pokazując je kolejnemu przechodniu.
– Nigdy nie widziałem tej kobiety – odparł starszy mężczyzna, którego włosy już zostały doszczętnie pokryte siwizną. Podrapał się po brodzie i odszedł, kręcąc głową.
Wchodząc w kolejną zatłoczoną uliczkę, zauważyłem dość spory stragan z warzywami. Przy nim stały dwie kobiety – na oko mogły mieć obie około czterdziestu paru lat. Odziane były w wielkie kolorowe fartuchy w kropki, przez co wyróżniały się z tłumu.
Skierowałem swoje kroki w wyznaczone miejsce i już chwilę później – po drodze mijając przeszkody w postaci ludzi – stanąłem obok różnobarwnego straganu.
– Przepraszam, czy nie widziały panie tej kobiety? – zapytałem, siląc się na jak najbardziej grzeczny i kulturalny ton, podając jednej z kobiet zdjęcie Sakury.
– Ja jej nie widziałam – odparła, podając drugiej fotografię.
– Wydaje mi się, że... Tak! – zaczęła, poprawiając kosmyk czarnych włosów. – Widziałam ją. Kiedyś kilka razy przychodziła do tego baru, tam, naprzeciwko – powiedziała, wskazując palcem na budynek, a mój wzrok powędrował za nim.  Niezła z niej pijaczyna była.
– Pijaczyna? – zapytałem zdziwiony. Nie sądziłem, że Sakura mogłaby się tak zapuścić.
– Ano. Zawsze wychodziła pijana, poobijana. Ha! Nawet często ją wypraszała obsługa, bo wszczynała bójki. – Oddała mi zdjęcie.  Ale od jakiegoś czasu jest spokój.
– Dziękuję – odrzekłem na odchodnym i ruszyłem ku barowi.
Stanąłem przed starym, poszarzałym, jednopiętrowym budynkiem. Drzwi lekko wymizerniały, schodziła z nich biała, już poszarzała farba; a z lewej strony otaczał je bluszcz. Bar wydawał się dość mocno zapuszczony. Wszedłem pewnym krokiem do środka, skrzywiłem się, kiedy poczułem specyficzną duchotę, która mieszała się z zapachem nikotyny. Meble nie wytrzymywały próby czasu, widocznie próchniały; niektóre ledwo stały, zauważyć można było na nich próby czyjeś dewastacji. Odrapana zgniłozielona farba w niektórych miejscach już całkowicie odchodziło od ścian, a drewniane podłogi skrzypiały pod wpływem ciężaru. Na samym końcu sali znajdowały się drzwi do łazienki, które też nie prezentowały się najlepiej. Zaraz obok była lada, za którą stał barman, a na krzesełkach siedziało kilku mężczyzn.
Podszedłem bliżej, przyglądając się im z pewnym dystansem i uwagą. Musiałem być czujny, nie znałem tutaj nikogo, nie wiedziałem czego, mogę się po nich spodziewać. Jednak nikt nie zwrócił na mnie swojej uwagi; wszyscy tępo wpatrywali się w swoje kieliszki, chociaż barman uniósł swój wzrok i posłał pełne zdziwienia spojrzenie. Widocznie klienci tacy jak ja zdarzali się nadzwyczaj rzadko.
– Dzień dobry – zacząłem oficjalnie. – Czy widział może pan tę kobietę? – zapytałem, wręczając zdjęcie barczystemu mężczyźnie, który stał za ladą.
Na sobie miał starą, szarą koszulę, wypłowiałą od prania. Jego rysy twarzy mówiły już o dojrzałości tego człowieka – nie był taki młody, jednak szare tęczówki iskrzyły się, dając znak, że duch mężczyzny płonął młodością.
– Tak, przychodziła kiedyś tutaj często – mruknął, jeżdżąc palcem wskazującym po brodzie. – Nie da się jej nie pamiętać. Nic więcej nie wiem.
– Wie pan gdzie może aktualnie przebywać?
– Niestety, nie – odparł, kręcąc głową z przekonaniem.
– Czy ty jesteś Sasuke Uchiha? – zapytał jeden z mężczyzn, który siedział przy barze.
Obdarzyłem go chłodnym spojrzeniem. Czemu moja twarz była tak rozpoznawalna w każdej wiosce? To niekiedy uprzykrzało mi życie.
– Zgadza się – odburknąłem. Mój głos nie wyrażał żadnych emocji.
– Ty draniu! – Wstał szybko, doskakując do mnie. – Zabiłeś moją siostrę.
– Każdy kiedyś umrze – skwitowałem, marszcząc brwi. – To naturalne, że ludzie giną.
– Jesteś zwykłym szmaciarzem! – krzyknął, rzucając się na mnie z pięściami.
Oczywiście reszta pijaczków też musiała wziąć udział, bo jakby inaczej. Czemu zawsze jak przyjdę do jakiegokolwiek baru, od razu ludzie wszczynają bójkę?
Z jednej strony mogłem ich zrozumieć. Sam niegdyś ślepo patrzyłem w przeszłość, rozpamiętywałem to, co było, zaślepiony zemstą. Dziś uważałem, że nie ma co się rozczulać. Przeszłość to jedynie balast, piętno, którego nie można zmyć, nie można o nim zapomnieć, ale jednak nie trzeba ciągle jej wspominać. Co było, nie wróci, taka kolej rzeczy.
Chwyciłem jednego z nich i przerzuciłem przez stół, reszta poleciała za nim, tłukąc wszystkich i wszystko po kolei. Nawet nie patrzyli czy to ja – wróg, czy towarzysz do picia.
Tłukli się niemiłosiernie, a milion wyzwisk leciało w moją stronę; zresztą klęli na siebie nawzajem. Co ten alkohol robił z człowiekiem... Rozumiem czasem się napić, kulturalnie, ale żeby tak się zapuszczać? Chociaż miałem też chwile zapomnienia, kiedy trunki topiły wszystkie zmartwienia.
Niepostrzeżenie wymknąłem się z baru, wychodząc na zatłoczoną uliczkę. Zaczerpnąłem rześkiego powietrza, musiałem odsapnąć, zapach z budynku przyprawiał mnie o wymioty. Rozejrzałem się wokół, nie wiedziałem, gdzie dalej szukać. Sakura mogła przewinąć się wszędzie; miałem niby jakieś wiadomości, ale i tak nie wystarczały, aby odnaleźć Haruno.
Przeszedłem kilka kroków, lecz poczułem czyjś wzrok na sobie. Rozejrzałem się dyskretnie, nie zauważając żadnego intruza. Nagle, w ciemnej uliczce, dojrzałem niebieskie ślepia, które intensywnie się we mnie wpatrywały. Wiedziałem, że to ten sam, który pojawił się przy starej posesji klanu Uchiha, jak i na polu treningowym.
Zaintrygowany ruszyłem w jego stronę. Zwierzę nie poruszyło się ani milimetr. Kiedy przystanąłem z dwa metry od niego, zaszczekał, pokręcił ogonem i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, biegnąc obok starych budynków. Ja, jak zahipnotyzowany, ruszyłem za nim.
Gdzieś pomiędzy tłumem minąłem zdziwionego Saia, który przystanął lekko zdezorientowany. Musiałem niezwykle zwinnie wymijać ludzi, aby nadążyć za zwierzęciem i nie spuścić go z oczu.
Po kilkunastu minutach wybiegliśmy na obrzeża wioski, pies ani razu nie przystanął. Mknęliśmy przez pola, widziałem skaliste góry i mgłę, która unosiła się nisko. Tutaj nie była tak gęsta jak w centrum, wydawała się lekka niczym puch.
Wziąłem wdech świeżego powietrza, nadal nie tracąc tempa. Zostawiłem wszystko w tyle, za sobą, zapominając o wszystkich problemach i troskach. Na moment poczułem się wolny. Prawdziwie wolny.
Biegnąc, doświadczyłem swoistego wyzwolenia myśli. Choć na chwilę odpocząłem od zgiełku, zapomniałem również o Haruno. Moje nogi prowadziły mnie w nieznane, a pies zdawał się być moim przewodnikiem.
Emocje powoli ulatywały, zastępując je nowszymi. Miałem coraz więcej wątpliwości, a to wszystko kumulowało się we mnie. Przecież to mogła być pułapka; jednocześnie, jeśli chciałem się czegokolwiek dowiedzieć, musiałem podążyć za zwierzęciem. Nie widziałem innej opcji.
W każdym razie byłem gotowy do walki, nawet tej niespodziewanej. Wyczuliłem swoje zmysły, starając się wyczuć jakąkolwiek chakrę przeciwnika. Nikogo nie tutaj nie było prócz mnie i psa.
Biegłem dalej, wyczułem, że czworonóg zwalnia. Wyszliśmy spoza wielkiej skały, a moim oczom ukazały się ruiny. Trawa tutaj była bardziej zgniłozielona niż w innych miejscach, powietrze stało się wilgotne, a mgła oddaliła się – jedynie rosa sprawiała, że wiadomo, iż tutaj była. Usłyszałem szelest, a z lasu, który znajdował się nieopodal, wybiegły dwa, szare zające. Inność tego miejsca skrycie mnie zachwycała.
Zerknąłem na stojące ruiny; prawdopodobnie znajdował się tutaj niegdyś jakiś dwór, bo resztka fundamentów nie wyglądała jak na zwykły, miejski bądź wiejski domek. Posiadłość była dość spora – a właściwie jej pozostałości. Prawdopodobnie budowla została wybudowana dawno temu, za czasów pierwszych shinobi, a nawet wcześniej.
Do budowy tego dworku zostały wykorzystane cegły. Ruiny właśnie odznaczały się lekko brązowawą barwą.
Spojrzałem na psa, który stał niedaleko; po czym ruszył w stronę budowli, a ja za nim. Chwilę później znaleźliśmy się w środku – nie było tam nic, tylko ściany, nawet przestrzeń nad nami wypełniała pustka; dworek nie posiadał już dachu.
Zafascynowany tym wszystkim chodziłem pomiędzy ruinami. Kiedy byłem w samym sercu posiadłości, poczułem zapach spalenizny. Zobaczyłem błysk, odwróciłem głowę w jego stronę.
Na jednej z pomarańczowych ścian, zamigotało światło – było to coś niewyobrażalnego. Powietrze nagle stało się bardziej gęste, przez co zacząłem niespokojnie oddychać. Przed moimi oczami migotały przeróżne znaki, których ani trochę nie rozumiałem. Od strony blasku biło niewyobrażalne gorąco; aż słone kropelki potu zaczęły spływać po moim czole.
To wszystko działo się tak nagle, tak niespodziewanie. Chwilę później, kiedy światło już tak nie oślepiało, spojrzałem w tamtą stronę. Na ścianie widniały znaki z nieznanego mi języka. Migotały złotą barwą, jasnym blaskiem. Podszedłem bliżej, w środku zlękniony; jednak moja twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Przyjrzałem się uważnie literom, nic mi nie przypominały. Nie wiedziałem, co to wszystko miało znaczyć; najpierw pies, potem te ruiny, a teraz znaki. Niczego, póki co, nie dało się logicznie wytłumaczyć. Pal licho to wszystko! Byłem zmęczony po podróży i poszukiwaniach Sakury.
Postanowiłem spisać to, co widniało na ścianie, kiedyś może się przydać. Wyciągnąłem więc zwój z kabury i zacząłem zapisywać. Zajęło mi to kilka dobrych minut.
Kiedy skończyłem, rozejrzałem się za psem, którego już tutaj nie było. Przekląłem pod nosem, mogłem bardziej uważać. Teraz pozostało mi jedynie wrócić do wioski. Dobrze, że moje umiejętności dotyczące orientacji w terenie stały na dość wysokim poziomie.
Odwróciłem się jeszcze w stronę ściany, gdzie powinny widnieć znaki, lecz już ich tam nie było. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie mam jakiś problemów z sobą – urojeń czy zwidów. Przecież takie rzeczy nie są normalne, prawda?
Westchnąłem głośno, odwracając się na pięcie i wyruszając w drogę powrotną. Będę musiał wszcząć poszukiwania Haruno.
To, co jednak zobaczyłem, nie pozwoliło mi odjeść. Przed sobą ujrzałem pewną postać; nie mogłem dojrzeć jej twarzy – jedynie blade dłonie wystawały spoza wielkiego, czarnego płaszcza. Dzięki nim oszacowałem, że mam do czynienia z kobietą. Patrzyłem na nią z nutką rezerwy; nieznajoma wydawała się być zjawą, przez co coraz bardziej uświadamiałem sobie, że mogłem mieć urojenia.
Sasuke, głupiejesz.
Nie wariuj, nie wariuj.
Starałem się uspokoić rozochocone myśli. Zauważyłem, że kobieta porusza się nieznacznie; po chwili usłyszałem jej głos.
– Strzeż się – zaczęła spokojnym, głosem. – To wszystko cię zgubi.
– Co mnie zgubi? Kim jesteś? – zadałem pytanie.
– Ona cię zgubi – odpowiedziała, a wiatr poruszył jej płaszczem.
– Ona, czyli kto?
– Wiesz dobrze, Sasuke – wyszeptała. – Chroń ją, póki możesz. I pamiętaj, że to dopiero początek.
Nieznajoma zaśmiała się, a do moich nozdrzy doszedł zapach wanilii i suszonej śliwki. Sekundę później kobieta zniknęła w kłębie dymu, który rozpłynął się w powietrzu – tak szybko jak ona.
Coraz bardziej niczego nie rozumiałem. Wszystko było takie zagmatwane i owiane tajemnicą. Ostatnio często spotykałem ludzi na swojej drodze, którzy przed czymś mnie ostrzegali; mówili niezrozumiale. Czy oni wszyscy mają coś ze sobą wspólnego? Przecież to nie mógł być przypadek. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, wyruszyłem w drogę powrotną.
Z dobrą godzinę zajęło mi dotarcie do wioski. Wyciągnąłem zdjęcie Sakury z kieszeni i ponownie zacząłem pytać ludzi, czy jej przypadkiem gdzieś nie widzieli. Skoro tutaj mieszkała, to przecież nie mogła tak po prostu być niezauważona, prawda? A może mogła? Ale przecież w tym obskurnym barze ją rozpoznali, w dodatku sprzedawczyni wiedziała kim jest, więc... Co się z nią aktualnie działo?
Westchnąłem, wiedząc, że muszę ją znaleźć, aby ujarzmić swoją ciekawość. Cholera, od kiedy stałem się taki małostkowy? Były ważniejsze rzeczy w życiu, niż myślenie o takich pierdołach. Uchiha, ogarnij się, hańbisz honor mężczyzny.
Przez te wydarzenia coraz bardziej nie rozumiałem siebie samego. Stawałem się taki... Miękki? Taa... Musiałem wyrzucić z siebie wszystkie słabości.
Podszedłem do młodego chłopaka, jak na moje oko był on dopiero początkującym geninem – miał na sobie opaskę ninja, a jego wzrok błądził po otoczeniu, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia; w końcu spojrzał na mnie.
– Znasz tę kobietę? – zapytałem bez ogródek.
Chłopak nieco się przestraszył, po czym zerknął na fotografię.
– Nigdy jej nie widziałem.
Skinąłem głową i odszedłem. Pozostało mi jedynie szukać dalej. Nie mogła zapaść się pod ziemię.


Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, postanowiłem, że pora wracać. Powoli, mijając zabieganych ludzi, szedłem w stronę portu. Przechodząc obok straganów, czułem naprawdę sporo zapachów, które po jakimś czasie zaczęły przyprawiać mnie o ból głowy.
Po trzydziestu minutach stałem w wyznaczonym miejscu; Sai już siedział niedaleko pod drzewem, a Kakashiego, jak nie było, tak nie zanosiło się, aby przyszedł przez kilka najbliższych minut.
Przysiadłem obok chłopaka, napawając się chwilą ciszy; która niestety bezlitośnie została przerwana przez mojego towarzysza.
– Myślisz, że się zmieniła?
Czy, do cholery jasnej, wszystkie rozmowy musiały dotyczyć Sakury? Człowiek nie miał ani chwili spokoju od tej kobiety, nawet jeśli fizycznie jej tu nie było.
– Raczej niewiele. Prócz tego, że popadła w alkoholizm i została niezłym awanturnikiem.
– Co? – zapytał zdziwiony, racząc mnie chłodnym, ale lekko rozkojarzonym spojrzeniem.
– Tyle się o niej dowiedziałem. Pijaczyna z niej.
– Jak to? – Mrugnął irytująco kilka razy.
No, tak to, kurwa! Zapuściła się, do diabła!
Tyle przekleństw cisnęło mi się na język, tym razem wzruszyłem tylko ramionami i spojrzałem w niebo. W sumie to niewiele mogłem dojrzeć przez mgłę, która na wieczór była bardziej gęsta. Od czasu, do czasu gdzieniegdzie przebiło się leniwie zachodzące słońce.
Przed nami stanął Kakashi, który popatrzył tylko na mnie i Saia z góry. Przeklęta maska przez nią, nie dało się nic odczytać z twarzy Jounina.
– Wybaczcie, ale zabłądziłem na drodze życia – mruknął.
Ile razy w życiu to słyszałem? Standardowy tekst Hatake, którego najprawdopodobniej nigdy w życiu się nie wyzbędzie.
– Daruj sobie – odburknąłem i wstałem, a Sai zrobił to samo.
– Dowiedzieliście się czegoś? – zapytał, całkowicie ignorując moją kąśliwą uwagę.
– Ja nic nie znalazłem – powiedział artysta.
– Tylko tego, że zaprzyjaźniła się z pijaństwem i awanturami – mruknąłem.
– Możesz jaśniej?
Westchnąłem, czy to jest aż tak niezrozumiałe?
– Sączyła sobie prawdopodobnie dobre sake w jakimś obskurnym barze i wdawała się w liczne bójki, niestety nic więcej o niej tam nie wiedzą.
Hatake przytaknął głową.
– No, chłopcy, pora iść do głównego szpitala. Dzięki pewnej miłej staruszce, dowiedziałem się, jak do niego dotrzeć – oznajmił, po czym ruszył.
– To jeszcze nikt się tam nie udał?  mruknął Sai.
Nikt mu nie odpowiedział na to pytanie.


Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed szarym, wysokim budynkiem. Miejsce odpychało swoim wizerunkiem. Stare, obdarte okna, jak w jakimś zakładzie psychiatrycznym, brakowało tylko krat. Ogromne zacieki na ścianach nie wyglądały najlepiej, wręcz jeszcze bardziej szpeciły budowlę.
Weszliśmy całą trójką do szpitala. W środku wyglądał o niebo lepiej niż na zewnątrz. Widać, że główny hol został wyremontowany, a nowe ławki stały w poczekalni. Ściany pomalowano na jasny beż. Całość była urządzona w ciepłych, przyjemnych barwach. Podeszliśmy do recepcji, lada odznaczała się owalnym kształtem; za nią ujrzeliśmy siedzącą blondynkę o brązowych oczach. Gdy nas zobaczyła, posłała nam przyjazny uśmiech. Z plakietki wyczytałem, że miała na imię Masami.
– Dzień dobry, jesteśmy ninja z Konohy – zaczął Kakashi, a w oczach kobiety można było dostrzec błysk ekscytacji. – Czy znajdziemy tutaj Sakurę Haruno?
Masami przygryzła dolną wargę i zaczęła szperać w jakiś papierach.
– Z tego co wiem, nie jest naszą pacjentką.
Widocznie dziewczyna została niedawno zatrudniona.
– Chodzi o to, czy pracowała tutaj? – dopowiedział Hatake.
– Ach! – Masami przesadnie uroczo spaliła buraka. – Z informacji wynika, że, dorabiała jako medyk. – Spojrzała na pewną kartkę. – Ale zwolniła się półtora tygodnia temu.
– Czy wiadomo coś więcej? Gdzie aktualnie może przebywać? – zapytał Jounin, zerkając na nieco speszoną kobietę.
– Nie, niestety nie – odparła, jakby trochę się jąkając.
– Dziękujemy bardzo – odparł i wszyscy zgodnie ruszyliśmy ku wyjściu.
Kiedy stanęliśmy na zewnątrz, Sai postanowił się odezwać.
– Czemu nie zapytaliśmy nikogo z lekarzy?
– Nie widzę sensu – powiedział Kakashi. – I tak pewnie powiedzieliby tyle co recepcjonistka, na pewno nie wiedzą, co się z nią aktualnie dzieje.
– To co teraz robimy? – zapytałem, patrząc wyczekująco na Hatake.
– Idziemy do tego baru, o którym wspominałeś, Sasuke. Na pewno w tym miejscu znajdzie się więcej ludzi, którzy cokolwiek wiedzą na jej temat.
Razem z Saiem skinęliśmy głowami na znak, że zrozumieliśmy.


Biegliśmy szybko po dachach budynków, nie chcieliśmy przeciskać się przez tłum ludzi, który i tak już przerzedzał, w końcu był już wieczór.
Po kilku minutach stanęliśmy pod budynkiem, Sai lekko wykrzywił twarz w zdziwieniu. Przecież co mogła robić Sakura w tak zapuszczonym miejscu? Jedno słowo cisnęło mi się na usta: P i ć.
Weszliśmy pewnym krokiem do środka, w ogóle nie przejmując się ciekawymi spojrzeniami w naszą stronę. Od kiedy stąd wyszedłem, zebrało się więcej typów, z którymi nie warto rozmawiać.
Podeszliśmy do lady; zauważyłem, że poprzedniemu barmanowi skoczyła się zmiana, więc przed nami pojawił się zupełnie inny mężczyzna. Był niższy, bardziej tęgi i przede wszystkim młodszy. Brązowe włosy miał związane w niechlujnego kucyka, tak że kilka kosmyków opadało na jego twarz; na brodzie widniało spore owłosienie, przez co wywnioskowałem, że facet nie golił się od dłuższego czasu. Zerkał na nas niepewnie piwnymi oczami. Zielona koszula była miejscami ubabrana farbą; idealnie pasował do tej zapadłej nory.
Kakashi rozejrzał się niepewnie, lecz nikt już nie spoglądał w naszą stronę. Powoli wyciągnął z kieszeni zdjęcie Sakury i podał je barmanowi.
– Zna pan tę dziewczynę? – zapytał Hatake, opierając dłonie na ladzie.
– Czy znam?  zaśmiał się mężczyzna. – Nie sposób jej nie znać.
– To znaczy? – dopytywał Jounin.
– Często tutaj przychodziła, ma niezły spust; głowę trochę mniej wytrzymałą. – Uśmiechnął się. – W dodatku była moją sąsiadką. Jakieś dwa tygodnie temu się wyprowadziła, lecz z tego co wiem, nadal tutaj mieszka.
– Gdzie dokładnie?
– Nie wiem, ale z tego co się orientuję... To pracuje w gospodzie „Hana”, znajdziecie ją na drugim końcu wioski.
– Dziękuję bardzo za informacje – powiedział Kakashi i wręczył dyskretnie barmanowi sakiewkę z kilkoma monetami.
– Ja również dziękuję.


W ciszy wyszliśmy z budynku, po czym zgodnie ustaliliśmy, że aby dojść do knajpy „Hana”, trzeba będzie kierować się na wschód. Udaliśmy się w wyznaczoną stronę.
Kiedy mijałem szare budynki, ludzi, którzy gnali na kolacje do domów; uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie wiedziałem czego mogłem oczekiwać. Czy po tylu latach zechce ze mną porozmawiać? A może rzuci mi się z piskiem na szyję? Chyba że będzie tak pijana, że nawet nie zauważy, iż to ja – Sasuke Uchiha. Mimo wszystko byłem ciekawy.
Przystanęliśmy pod małą knajpą; ta część wioski prezentowała się znacznie lepiej. Widać, że dbano o ten budynek. Ściany aż raziły krwistozgniłą czerwienią, lecz w połączeniu z jasnymi elementami drewna, całość wyglądała naprawdę dobrze. Dość spore drzwi w kolorze orzecha odznaczały się na tle niskiego budynku. Knajpa posiadała kilka drewnianych kolumn, na których górze zauważyłem wyrzeźbione sukkuby. Przełknąłem ślinę, zerkając w stronę towarzyszy; prawdopodobnie zobaczyli to samo, co ja.
Sukkuby według demonologii to demony przybierające żeńską postać; nawiedzają mężczyzn we śnie i odbywają z nimi stosunki seksualne. Od kilku wieków taka rzeźba przy gospodzie oznaczała tylko jedno; karczma prowadziła również dom publiczny.
Nieco sceptycznie weszliśmy do środka. Panował tam istny zgiełk i harmider; wszędzie pałętało się wielu mężczyzn; kelnerek i w pół-ubranych – a może prędzej, w połowie nagich kobiet, które zapewniały miłe towarzystwo panom.
Całe pomieszczenie było utrzymane w ciepłych barwach, nad barem wisiało kilka czerwonych lampionów, a za ladą stała młoda, rudowłosa kobieta. W izbie panował półmrok, jedynie kilka lamp dawało nikłe światło, co nadawało temu miejscu niesamowity klimat; szczególny dla miłosnych igraszek.
Nasz cel był jednak inny, w końcu nie przyszliśmy się tutaj zabawić – mieliśmy misję do wykonania.
Szukaliśmy jej, w tym natłoku kobiet trudno ją gdziekolwiek odnaleźć. Zwłaszcza, że pod wpływem takiego światła, jakie panowało w pomieszczeniu, nie mogłem rozróżnić koloru włosów. Najbardziej wyróżniały się brunetki, reszta wyglądała praktycznie identycznie.
Okazało się, że była bliżej niż mogło nam się to wydawać. Siedziała sobie spokojnie przy barze, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny i z powodzeniem popijała kieliszki wypełnione alkoholem. Prawdopodobnie jej kompan sypał dobrymi kawałami; albo to ona oddawała się błogiemu stanu nietrzeźwości; bo co chwila wybuchała dość głośnym chichotem, kiedy ten zbereźnik szeptał jej coś na ucho.
Trochę zdziwiliśmy się na ten widok; widziałem po twarzy Saia, że był nieco... zażenowany, a Kakashi miał maskę, więc nic nie mogłem stwierdzić.
Hatake skinął głową na znak, że pora wkroczyć do akcji. Podeszliśmy do niej powoli, tak aby niczego się nie spodziewała.
Sai delikatnie dotknął jej ramienia, a Sakura odchyliła głowę w naszym kierunku. Spojrzała na naszą trójkę nieprzytomnym wzrokiem, czknęła, zerknęła w butelkę sake, po czym powiedziała:
– Cholera, chyba za dużo wypiłam.
Uśmiechnęła się do swojego towarzysza i cmoknęła ustami.
– Widzisz, Doi, chyba musimy na dzisiaj kończyć, bo się schlałam. Mam omamy, widzę ludzi, których nie powinnam widzieć, moich starych towarzyszy. – Jej wypowiedź to był jeden, wielki bełkot.
– Ale Sakura – zaczął młody mężczyzna. Mógł mieć z trzydziestkę na karku. – Oni są prawdziwi.
Kobieta po raz kolejny spojrzała w naszą stronę i nieco pobladła. Prawdopodobnie uświadomiła sobie, że to nie urojenia.
– Sasuke.
– Witaj, Sakura.

Od Autorki: Witam po długiej przerwie. Sama nie spodziewałam się, że tak długo będę pisać ten rozdział... Raz była wena, raz jej nie było. Zaczęłam już rozdział trzeci, może jak się zmobilizuję pojawi się szybciej niż ten. Rozdział był sprawdzany, ale zawsze mogło coś umknąć... 
Nie mam za bardzo się tutaj co rozpisywać, bo padam po dzisiejszych zajęciach... Branoc! 

29 komentarzy:

  1. już myślałam, że nigdy się nie doczekam tego rozdziału :(
    po pierwsze, piękny szablon <3 jak go zobaczyłam to się zakochałam, moim zdaniem chyba jeden z lepszych <3
    po drugie, mówiłam ci już kiedyś, że jesteś okrutna? żeby tak skończyć rozdział?! jaja sobie robisz?! no weź, byłam ciekawa jak ona zareaguje jak zobaczy Sasuke i w ogóle, a tu tak kończysz i trzeba kolejny miesiąc czekać (jeśli dobrze ci pójdzie :/)
    kochana, to okrutne. nawet nie wiesz jak bardzo. jestem załamana i jeśli wpadnę w depresję to twoja wina :/
    poza tym to rozdział bardzo, bardzo, bardzo dobry.
    mam nadzieję, że kolejny napiszesz szybciej, bo jeśli nie będę ci codziennie spamować na gg, serio. to groźba, bój się xd
    no to chyba tyle. życzę duuuuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coduś! <3
      Ej, nie jestem okrutna... No, dobra, może jestem, ale nie tak bardzo, jak leniwa XD
      A ja nie byłam pewna, co do tego szablonu... Ale i tak wyszedł najlepiej z wszystkich trzech, których zaczęłam na tego bloga XD
      Też mam nadzieję, że napiszę go szybciej... Nadzieja matką głupich xD <3

      Usuń
  2. Szablon najlepszy *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezus, zabieram się za czytanie. Moja nieobecność na tej platformie przysparza mi tylko wyrzuty sumienia. Całuję,
    aishiteru-itachi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Tutaj jeszcze nie byłam :3 ! Ale podoba mnie się :D a teraz idę spać :3 Fajnie zbudowałas postać Sakury, pies mnie intryguje a Sasuke... no cóż to Sasuke :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Sasuke to Sasuke, jak zawsze XD

      Usuń
  5. Heloł :>

    Haha, rzeczywiście dość sporo nie było rozdziału xD Z tego wszystkiego aż musiałam przeczytać rozdział poprzedni, żeby w ogóle przypomnieć sobie, o co chodziło w tym opowiadaniu, haha xd

    Co mi się na razie tak bardzo podoba? Fakt, że Sakura uciekła, jeżeli można to nazwać ucieczką. Mam wrażenie, że role się zupełnie odwróciły. Zawsze wszyscy latają za tym Sasuke, starają się go znaleźć, a tu proszę, w końcu coś innego. W życiu bym nie powiedziała, że to Uchiha weźmie udział w poszukiwaniach Sakury i że spotkają się właśnie w takich okolicznościach.

    Cóż, pijaństwo trochę nie pasuje do Haruno, ale na pewno jakiś czynnik miał wpływ na jej ogromną zmianę. :o No i byłam przekonana, że zajmowała się sprawami typowo medycznymi, a nie zasiadała przy jednym stoliku z jakimiś zboczuchami w domu publicznym, jeśli tak mogę nazwać tę knajpkę. xddd

    No i ciągle się zastanawiam, o co chodziło z tą tajemniczą kobietą i jej ostrzeżeniem wobec Sasuke. Nutka tajemniczości i mnóstwo sekretów sprawiają, że jeszcze bardziej podoba mi się ta historia. :3

    No i co stało się z Ino? Tak nagle zniknęła, bez powodu? Hm, to dość, mało prawdopodobne i podejrzane. ._. Wszystko jest takie podejrzane! ._.

    Współczuję biednemu Naruto, który ma tyle spraw i ludzi na głowie, że aż musi sięgać po sake. :/ Bidulek, zachowuje się identycznie jak Tsunade.

    Jakoś za szybko zleciał mi ten rozdział, czuję niedosyt, ale to chyba dobrze. :D Mówiłam ci już, że co jak co, ale z tym szablonem to niesamowicie się popisałaś! Jest taki piękny, że mogę wchodzić na tego bloga, tylko po to, żeby na niego spojrzeć, haha xDDD No i muzyka <33333 Uzależniłam się od piosenki na maksa. <3

    Nigdy więcej takich długich przerw tutaj, stara ;> Bo cię kopnę w tyłek. ;p

    Duuużo weny na wszystkie te twoje opowiadania (nie wiem ile ich jest, milion?xd), które siedzą w twojej głowie. :)

    Buziaaaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pijana Sakura jest fajna, co ty chcesz. XD
      Tak, to jest dom publiczny, poszalałam, wiem... :> Coś ostatnio wychodzą mi szablony(chociaż nie wszystkie ;---;). Ej! Muzykę też uwielbiam <3333
      Sama nie wiem ile ich jest XD

      Trzymajta się! <3

      Usuń
  6. Sasamee! Nie zapomniałaś o tym opowiadaniu, prawda? ;_;
    Bo ja spać po nocach nie mogę przez ciebie xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie zapomniałam. Na razie próbuję swoich sił w jednopartówce, uparłam się na nią. XD
      Śpij spokojnie XD ;>

      Usuń
    2. Czyżby to miała być jednopartówka SasuSaku? :3

      Usuń
    3. Nie, akurat nie SasuSaku, czasem potrzebuję odpocząć od tego paringu. ;>

      Usuń
    4. Ja tam nigdy tego nie potrzebuje XD To w takim razie jaki paring? ;)

      Usuń
    5. Na razie nie powiem. :3 Wgl. nie wiem, czy partkówka się ukaże, bo czytam ją sobie i tak ... masakra. XD

      Usuń
    6. Nie wierzę w to, wszystkie twoje działa są zarąbiste, więc to po prostu jest niemożliwe :D

      Usuń
    7. Hah, dziękuję, chociaż może tak nie uważam, jeszcze wiele mi brakuje :3

      Usuń
    8. A proszę, proszę :P Czyli skończyłaś ją już pisać i możesz przejść do rozdziału? ^^

      Usuń
    9. Już nawet wzięłam się za rozdział, ale napisałam raptem kilka zdań. XD Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak skończyłam partówkę, musze tylko ją jeszcze poprawić. :>

      Usuń
  7. To dobrze, że zaczęłaś. już się nie mogę doczekać ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Sakura i dom publiczny...ok, zakończenie mnie zabiło i pozostawiło spragnioną następnego rozdziału! Mam nadzieję, że pojawi się faktycznie szybciej, bo pół roku to ja nie wiem czy dam radę wytrzymać kk. Przeczytałam te dwa rozdziały z prologiem jeden po drugim i musze przyznać, że Twój styl pisania bardzo się poprawił :3 Czyta się o wiele przyjemniej (nie, żeby na początku czytało się źle!).
    Ale ok początku. Sasuke, Kakashi i Sai to chyba drużyna idealna, panowie mrukliwi pasują do siebie pperfecto. Myślałam, że się posikam że szczęścia jak przeczytałam, że Naruto chce wcielić Saia do tej misji. Moja ukochana postać TT-TT
    Naruto pijak zdewastowany, ale pokazuje to brutalnie, że marzenia do których tak dążymy i rzeczy które chcemy mieć wcale nie są takie fajne :c bardzo smutne, ale prawdziwe. Trochę mi go żal, że aż tak się zawiódł i bądź co bądź stoczył, bo ten sam uśmiechnięty Naruto idiota to to raczej nie jest....:<<<<<
    Sorry, ale ja naprawdę miałam dreszcze na tym momencie na ruinach, tyle pytań i tajemnic, no i o co chodzi z tą trucizną, porwaniami...i Ino? Dlaczego komuś na niej zależało, ktoś potrzebuje ich formacji????? (tak koleżanko, niech ten rozdział będzie jak najszybciej inaczej wpadnę z rewolwerem >:c)
    Sasuke, ty drobiu (kocham autokorekt, miało być draniu, ale drobiu jest jeszcze lepsze), tutaj nazywasz Sakurę bezuzyteczną a potem mylisz o niej przez większość rozdziału. Typowe, Saske-kun, weź się ogarnij. Dhsjhdhshd
    Czekam na więcej i tej weny Ci życzę ugH!!! Wybacz za błędy, powtórzenia itd., ale telefon i pozna godzina, ogólnie czarna magia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, już piszę następny rozdział, nie jest źle. :3
      Zrobiłam z Naruto małego pijaka :c życie nie zawsze jest takie kolorowe, jak nam się wydaje, co widać w jego przypadku.
      Okej, możesz wpaść z rewolwerem, nie mam nic przeciwko. XD
      SASUKE, TY DROBIU <3 Ja to kiedyś wykorzystam, hahah <3
      Również pozdrawiam :3

      Usuń
  9. Najpierw babka prorok, teraz pustelnik prorok, co tu się u licha dzieje? :D
    I czemu Sasuke tak źle mówi o Sakurze "Jednak nadal to Sakura z drużyny siódmej, irytująca i bezużyteczna." No tak, pytanie retoryczne, bo jest Uchihą :D O zgrozo ile tajemnic! <3 "Jak nisko upadłem, żeby pić samemu? Co ta posada robiła z człowiekiem..." ja ci dobrze radzę Naruto, rzuć te posadę zostań zwykłym ninja :D hahahaha :D "– Strzeż się, bo ciebie spotka to samo – odezwał się pustelnik.
    – Co mnie niby spotka? – prychnąłem pogardliwie.
    – Zły los, Uchiha. Fatum.
    – Fatum? Wierzysz w coś takiego?
    – Nie rozumiesz. Nie życzę ci źle... Ona naprawdę cię kochała, szanuj to – powiedział i zniknął razem z tłumem." WTF? :D NO JA CHCĘ WIEDZIEĆ <3 "Oczywiście reszta pijaczków też musiała wziąć udział, bo jakby inaczej. " Biednyś Sasuś, oj biednyś :D BŁAGAM CIĘ PISZ! :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle proroków, że chyba z nimi przegięłam. XD
      Sasuke zawsze źle mówił o Sakurze, w sumie najbardziej źle mówił, kiedy mówił to do niej. :>

      Napisałam! :3

      Usuń
  10. Już 86 %! No kocham cię kobieto <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiesz może kiedy twoja beta skonczy poprawiac? :)

      Usuń
    2. Z godzinę temu dostałam rozdział w swoje łapki ;) Muszę go jeszcze ogarnąć, a publikację przewiduję na jutro (tj. 09.02), tak około 18 (może troszkę po). ;)

      Usuń