„Ledwie zjawiasz się tu, a już przy Tobie zgraja,
Oczka lecą w ruch i tanie komplementy.
Zastanawiam się, ile razy to słyszałaś już,
Ile razy otwierałaś,
Nie wnikając, kto przechodzi przez próg”.
happysad - Na ślinę
~*~
Sasuke
Droga
wydawała się dłużyć i dłużyć. Skakanie z drzewa na drzewo
było nieco monotonne, jedynie szum wiatru przyprawiał o dreszcze.
Gdzieniegdzie gałęzie rosły tak gęsto, że przysłaniały widok.
Ciemnozielone liście wiły się na wszystkie strony od mocnego
wiatru. Drzewa, jakby nocne mary, patrzyły na nas z niepewnością,
pewnym lękiem, jakbyśmy byli intruzami, kimś obcym. Niebo
poszarzało, gęste chmury pełzały nad naszymi głowami. Nie
wróżyło to nic dobrego.
Skakałem
z gałęzi na kolejną, a stare drzewa skrzypiały pod moimi butami.
Na twarz przyodziałem maskę obojętności. Obok mnie w równym
tempie kroczył Kakashi razem z Saiem. Między nami panowała cisza,
nikt nie był skory do rozmowy, ale nie przeszkadzało mi to. Nawet
nie miałem na to ochoty.
Nagle
ciemność, która zapanowała, przecięła srebrna błyskawica.
Żaden z nas nie przejął się nadchodzącą burzą.
Zastanawiałem
się nad tym wszystkim. Nad poszukiwaniami Sakury, nad moim powrotem
do wioski, nad zachowaniem Naruto. To wszystko stało się
niezrozumiałe i intrygujące.
Prawdopodobnie
Haruno nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Zmienili ją
przyjaciele, Tsunade, a najbardziej wojna, w której uczestniczyła.
Zapewne jeśli ją znajdziemy, usłyszymy wiele sprzeciwów, aby z
nami wróciła. Jednak nadal to Sakura z drużyny siódmej, irytująca
i bezużyteczna. Mimo że jej siła wzrosła, nadal nie była aż tak
przydatna.
Sapnąłem
głośno i wziąłem wdech świeżego powietrza. Na moim policzku
poczułem pierwsze krople deszczu, już po chwili lało strugami.
Burza zaczęła szaleć na dobre, a głośne grzmoty rozchodziły się
po okolicy, wywołując ciarki na plecach. Popatrzyłem w niebo, było
zadziwiająco ciemne, jednak gdzieniegdzie przebijało się światło.
Czasem promienie słońca połaskotały po policzku, aby następnie
wiatr i deszcz schłodziły ich ciepło.
– Zróbmy
sobie chwilowy postój na polanie, z dala od drzew – rzucił
Kakashi.
Skinąłem
głową i udałem się za siwowłosym. Burza już oddalała się na
zachód, a powietrze stało się świeże i rześkie. Polana była
niewielka, trawa mieniła się od pozostałych jeszcze kropel
deszczu. Zjedliśmy mały prowiant i wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Jedynie,
co widziałem przed sobą, to gęsty las, postanowiliśmy trochę
zwolnić i teraz poruszaliśmy się po ziemi. Nie było mi to na
rękę, ale Kakashi nieco stracił formę, w końcu powoli dopadała
go starość. Pogoda zapowiadała się lepiej niż wcześniej, jednak
wiatr nie dawał o sobie zapomnieć. Po moich plecach co chwila
przechodziły dreszcze, a powietrze stało się gęstsze.
Przeczuwałem,
że coś nadchodzi, nie miałem pojęcia co. Instynkt podpowiadał
mi, że już niedługo wydarzy się coś ważnego. Rozejrzałem się
uważnie wokół, zauważając każdy detal, nie pomijając
szczegółów. Skupiłem się na pewnym miejscu, gdzie roślinność
rosła najbujniej. Powoli do moich nozdrzy doszedł niemiły zapach.
Z gęstych drzew wyłonił się staruszek. Chociaż mógł być
młodszy, jednak stan jego wyglądu mówił co innego. Ciemna broda
wystawała spoza szarego, lnianego kaptura, gdzieniegdzie już
posiwiała. Zielone oczy przeszyły mnie na wskroś, widziałem w
nich niemałe zainteresowanie. Kilka zmarszczek widniało na jego
policzkach i czole. W ręku trzymał długą, drewnianą laskę. Miał
coś w sobie, co przyciągało wzrok, uwagę. Wydawał się być
skrzynią pełną tajemnic i intryg, rzadko można spotkać tutaj
takiego człowieka.
– Kim
jesteś? – zapytał Sai po chwili ciszy. Zdążyłem się już
przekonać, że ten chłopak nie owijał w bawełnę.
– Pustelnikiem
– odpowiedział zdawkowo przechodzeń. Przyglądał mi się uważne,
a po chwili na jego twarzy zawitał uśmiech.
– Widzę,
że macie tutaj potomka klanu Uchiha – zaczął zachrypniętym
głosem. – Radzę wam uważać.
Już
chciał się oddalić, kiedy zatrzymał go Kakashi.
– Dlaczego
mielibyśmy uważać?
Staruszek
westchnął i uraczył nas po raz ostatni swoim przenikającym,
zielonym spojrzeniem.
– Życie
jest pełne niespodzianek. On jest jedną z nich.
Powiedział
te kilka zdań i zniknął w gęstwinach. Sai zerknął w moją
stronę, a Kakashi rozkazał, abyśmy szli dalej.
Ostatnie
promienie słońca oświetliły nam drogę. Zatrzymaliśmy się
niedaleko polany, Hatake zarządził postój. Razem z ciemnookim
udaliśmy się po drewno na ognisko. Przez dłuższy czas panowała
między nami cisza, jednak Sai postanowił ją przerwać.
– Myślisz,
że będzie chciała iść z nami?
– Nie
będzie miała wyjścia – mruknąłem obojętnie.
Nie
miałem zamiaru się z nią cackać, pewnie będzie zachowywać się
jak Karin, a ja nie będę tolerował takiego zachowania. Nawet
mógłbym użyć swojej katany, chociaż... Dziewczyna musi być
żywa.
Sai
przyjrzał mi się uważnie.
– Sporo
o tobie opowiadali. Szkoda, że nie jesteś taki, jakim cię
opisywali.
A
co oni niby mogliby o mnie wiedzieć? O ironio, nie widzieliśmy się
tyle lat, a na wojnie jedynie współpracowaliśmy, nic więcej. Tak
naprawdę nasza trójka nic o sobie nie wiedziała, może poza
wspólną przeszłością.
– Nic
o mnie nie wiedzą.
Na
tym skończyła się nasza rozmowa, żaden już się nie odezwał. Ja
nie widziałem takiej potrzeby, a Sai zapewne zrezygnował. Nigdy nie
byłem osobą, do której łatwo dotrzeć, nigdy się pod tym
względem nie zmieniłem.
Zapadł
już zmrok, kiedy rozpaliliśmy ognisko. W powietrzu unosił się
zapach gleby, ściółki leśnej oraz dymu. Wszystko sprawiało, że
te chwile miały niesamowity klimat. Jako iż pierwszy pełniłem
wartę, rozsiadłem się wygodnie i wpatrywałem w skaczące ogniki.
Ogień był jednym z moich ulubionych żywiołów. Przesiedziałem
tak kilka godzin, kiedy przyszedł mnie zmienić Kakashi. Udałem się
do namiotu, po czym zasnąłem.
Obudziłem
się wczesnym rankiem, kiedy dopiero słońce wychodziło zza
horyzontu. Reszta również już nie spała, dlatego pozbieraliśmy
się i udaliśmy w dalszą drogę.
Po
kilku godzinach dotarliśmy do małej wioski, umieszczonej nad
brzegiem morza. Morska bryza muskała nas po twarzach a słońce
świeciło nad naszymi głowami. Fale mieniły się od promieni,
odbijając od brzegu z hukiem. Białe bałwany tworzyły się z
morskiej piany. Zapatrzyłem się na chwilę w ten widok, zauroczony
darami matki natury. Westchnąłem głośno, a wiatr potargał moje
włosy, muskając policzek. Nawet jeśli nie okazywałem uczuć, to
takie krajobrazy sprawiały, że popadałem w pewien zachwyt. Lecz
zwykle nie trwał on długo, tak jak i dzisiaj. Aby dotrzeć do Kiri,
musieliśmy przepłynąć morze łodzią, więc w tym celu
skierowaliśmy się do portu.
Przez
kilkanaście minut szliśmy w ciszy, aby po chwili dojść w
wyznaczone miejsce. Do naszych uszu dochodził dźwięk fal, które
non stop odbijały się od pomostu.
Przed
nami pojawił się pewien staruszek, ubrany w szarą koszulkę i
ciemniejsze o kilka odcieni spodnie. Na jego głowie spoczywała
czapka. Zielone oczy uważnie zilustrowały naszą trójkę.
– Potrzebujemy
transportu do Kiri – zaczął Kakashi. – Oczywiście zapłacimy.
Staruszek
nie odezwał się ani słowem, tylko obdarzył każdego z nas
spojrzeniem i dopiero wtedy zabrał głos.
– Zgoda,
wypływam dokładnie za dwie godziny. Tylko się nie spóźnijcie. –
Ostatnie zdanie wypowiedział pewnym tonem.
– Dziękujemy
bardzo. – Kakashi skłonił się i zwrócił do nas. – Chodźmy
na miasto, coś przekąsimy. – Udaliśmy się za nim.
Domy
tutaj były niewielkie, nie wyróżniały się, utrzymane w jasnych,
często stonowanych lub pastelowych barwach. Całość miała w sobie
pewien urok, który ściągał turystów. Dodatkowo dachy odbijały
promienie słoneczne, co nadawało klimatu. Ludzie chodzili
uśmiechnięci i wypoczęci, najczęściej byli to turyści.
Udaliśmy
się do pobliskiego baru, aby zamówić coś do jedzenia. Wnętrze
zostało skromnie urządzone w różnych, jasnych odcieniach
zielonego. W środku znajdowało się kilka niskich stolików,
usiedliśmy przy jednym z nich. Podeszła do nas niska, młoda
kelnerka o brązowych włosach.
– Co
podać? – zapytała, zakładając kosmyk za ucho.
– Poprosimy
smażoną rybę – powiedział Kakashi.
Sai
nie odezwał się ani słowem, ja za to zamówiłem szklankę wody.
– Wiemy,
gdzie dokładnie jej szukać? – zapytałem, przyglądając się
twarzy chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie.
– W
szpitalach? – odparł zgryźliwie.
No
tak, Haruno na pewno siedziała dwadzieścia cztery godziny na dobę
w klinikach. Ten blady dzieciaczek działał mi trochę na nerwy.
– Na
pierwszy rzut idzie szpital główny, tam popytamy o Sakurę. Na
pewno ktoś ją kojarzy, różowych włosów nie da się nie
zauważyć.
To
prawda, zdecydowanie pod tym względem wyróżniała się z tłumu.
Tylko dlaczego Naruto miał taki problem z odnalezieniem jej? A może
nie chciał jej znaleźć? Do głowy przychodziły mi kolejne
pytania, na które nie znałem odpowiedzi.
Po
kilkunastu minutach kelnerka dostarczyła nam ciepły posiłek.
Zjedliśmy wszystko w ciszy, nikt nie zadawał pytań.
Wstałem
od stołu i udałem się do wyjścia, Kakashi mruknął coś za mną.
– Idę
się przejść, zaraz wrócę – wycedziłem chłodno.
Wskoczyłem
na jeden z dachów budynku, przemieszczając się szybko. Zimny wiatr
muskał moją twarz, a słońce zaczęło coraz bardziej piec.
Zatrzymałem się na chwilę, rozglądając się wokół. Miasteczko
było naprawdę urokliwe, słyszałem śmiech dzieci, głośne
rozmowy dorosłych. Poczułem zapach suszonych owoców, zerknąłem w
dół. Jakaś kobieta, na oko po czterdziestce, handlowała nimi i
aktualnie próbowała sprzedać komuś towar. Jej kasztanowe loki
opadały na ramiona, a usta nie zamykały z powodu potoku słów jaki
z nich wychodził. Zielone oczy iskrzyły się w świetle słońca, a
purpurowa sukienka powiewała na wietrze. Obok stało jeszcze kilka
innych straganów, wszystko było tutaj barwne, kolorowe. Nawet
ludzie ubierali się nico inaczej niż w Wiosce Liścia.
Zachłysnąłem
się świeżym, morskim powietrzem. Ile to już czasu, kiedy po raz
ostatni widziałem Sakurę? Minęło dobrych kilka lat. Pamiętałem
ją jeszcze jako nastolatkę, poobijaną i stawiającą opór
przeciwnikom. Czyżby się zmieniła od czasu wojny? Wiedziałem, że
już niedługo poznam odpowiedzi na niektóre pytania.
Zeskoczyłem
z dachu i podszedłem do pobliskiego baru, zamówiłem tam kilka
onigiri na dalszą drogę. Po chwili wracałem już z powrotem,
niebawem mieliśmy wyruszyć. Przeszedłem przez kilka zatłoczonych
uliczek, każda odznaczała się barwnymi, pastelowymi kolorami.
W
powietrzu nadal unosił się zapach suszonych owoców, lecz teraz był
zmieszany z morską bryzą. Westchnąłem, kiedy w końcu zobaczyłem
swój cel. Pod barem czekał już Kakashi razem z Saiem. Stanąłem
obok, a sensei tylko skinął głową, aby ruszać. Od razu
puściliśmy się galopem w stronę portu.
Chwilę
później byliśmy już na miejscu. Staruszek czekał już na nas z
załadowaną łodzią. Mruknął coś, kiedy stanęliśmy na twardym
drewnie, tuż obok niego.
Wypłynęliśmy,
nad wodą unosiła się gęsta, biała mgła. Ledwo co mogliśmy
zobaczyć. Stanąłem przy maszcie, a bryza muskała mnie po twarzy i
włosach. Sai zjawił się po mojej lewej stronie, zerknąłem na
niego kątem oka. Milczał, patrząc w dal.
– Jestem
ciekaw, dlaczego wysłał cię na tę misję – powiedział po
chwili, a jego blada już cera, wydawała się jeszcze jaśniejsza
niż zwykle.
– Trzeba
było się wcześniej spytać Naruto – mruknąłem, odwracając od
niego wzrok.
Popatrzył
na mnie przenikliwie, aż poczułem na sobie jego spojrzenie.
– Pewnie
przez sentyment do starej drużyny – wtrącił Kakashi, który
pojawił się obok nas.
Nikt
już nie odpowiedział, staliśmy tak w ciszy, a dźwięk
odbijających fal łagodził nasze zmysły. Aura unosząca się w
powietrzu nie wróżyła nic dobrego, rodziła tylko wiele obaw. Nie
martwiłem się, że nie znajdziemy Sakury, tutaj chodziło o coś
zupełnie innego. Najgorsze, że sam nie wiedziałem o co. Złe myśli
zaczęły mnie prześladować, a skowyt psa odbijał się echem w
mojej głowie. Musiałem rozwiać te myśli, aby skupić się na
zadaniu poleconym przez samego Hokage.
~*~
Naruto
Stałem,
wpatrzony w widok, który rozciągał się za oknem. Lekki podmuch
wiatru sprawił, że po moich plecach przeszedł dreszcz. Hinata
będzie pewnie narzekać, że znowu się przeziębiłem. Westchnąłem,
z powrotem siadając na wygodny fotel. Spod biurka wyciągnąłem
butelkę sake, musiałem jakoś zapomnieć o tym wszystkim. Pieprzona
starszyzna, pieprzony Sasuke, pieprzona Sakura. Do tego
dochodziły te napady. Otwarłem butelkę, nalewając sobie alkohol
do kieliszka. Jak nisko upadłem, żeby pić samemu? Co ta posada
robiła z człowiekiem...
Siedziałem,
popijając trunek i przeglądając papiery. Kiedyś chyba nie byłem
świadomy obowiązków Hokage, dzisiaj przeklinałem je nad życie.
Spojrzałem na akta ze szpitala, nic nie zapowiadało się kolorowo.
Czas mijał, a życie coraz bardziej uchodziło z rannych. I cóż
mogłem zrobić? Siedziałem i wydawałem należyte rozkazy. Jednak
to nie wystarczało. Miałem nadzieję, że jak najszybciej uwiną
się z misją i przyprowadzą do wioski Sakurę. Niewątpliwie była
nam potrzebna, jak cholera.
Uczucie
niepewności wypełniło moje wnętrze. A co jeśli będzie stawiała
opór, jeśli napotkają problemy? Zajmie to o wiele więcej czasu
niż myślałem. Cholera! Musiałem uspokoić myśli, więc chwyciłem
za kieliszek i wypiłem do dna. Sake dawało mi należyte ukojenie.
Na jak długo? Sam nie wiedziałem.
Mruknąłem
pod nosem do siebie, że jestem idiotą. Za młodu każdy mi to
mówił, teraz brakowało im odwagi, dlatego, że byłem Hokage.
Westchnąłem po raz kolejny, wstając. W głowie mi się zakręciło,
podparłem się na dłoni. A przecież napiłem się tylko kilka
kieliszków. Czyżbym miał aż tak słabą głowę?
Poruszyłem
się niezdarnie w stronę drzwi, lekko się zataczając. Wyszedłem z
pomieszczenia, trzymając się ściany, aby nie upaść. Zmierzyłem
się z drewnianymi schodami, które notabene teraz nie wyglądały
przyjaźnie, wręcz tliły się, a ja widziałem coraz mniej.
Przechodząc obok biurka, poczułem na sobie wzrok Miyu.
– A
Hokage to gdzie się wybiera? – zapytała z przekąsem.
– Idę
do szpitala – odburknąłem niezdarnie.
Co
ją to niby obchodziło, hę?
– Chyba
na izbę wytrzeźwień – odgryzła się, patrząc na mnie z
politowaniem.
Czy
wyglądałem aż tak źle? Chyba będę musiał przystopować z
alkoholem, bo coś ostatnio mącił mi w głowie.
– Nie
żartuj sobie – palnąłem i wyszedłem z budynku.
Do
moich nozdrzy doszło świeże, rześkie powietrze, przeplatane
zapachem warzyw i owoców, które były sprzedawane na tutejszych
straganach. Zachłysnąłem się nim, lekko już ocucony. Poszedłem w kierunku szpitala. Lekko chwiejnym krokiem stanąłem pod
kliniką. Był to spory biały gmach, gdzieniegdzie już poszarzały.
W sporej liczbie okien odbijały się promienie słoneczne.
Wszedłem
do środka, poczułem specyficzny zapach dla takich obiektów. Po
korytarzu pałętało się wielu ludzi w kitlach – jak to w
szpitalu.
– Witam
– odezwałem się do kobiety, która siedziała w recepcji.
Niepotrzebnie.
Nie przewidziałem, że narobi więcej krzyku, niż Hana, która
zobaczy pająka.
– Szanowny
Hokage! Co pan tutaj robi?! Przecież...
– Daj
spokój kobieto – warknąłem. – Mam prawo robić, to co zechcę.
A teraz naszła mnie ochota, żeby odwiedzić moich ludzi. Zabronisz
mi?
– Nie
– odparła już ciszej, łypiąc na mnie czarnymi oczami.
– Szukam
sali, gdzie przebywa aktualnie ranny oddział zwiadowczy znaleziony w
Sunie.
– Sala
trzysta piętnaście i trzysta szesnaście na parterze.
– Dziękuję
bardzo – odpowiedziałem z przekąsem i udałem się w wyznaczone
miejsce.
Przechodziłem
przez główny korytarz, ściany były w kolorze bieli przechodzącej
lekko w szarość. Gdzieniegdzie można zobaczyć drewniane wstawki.
Mijałem wielu pacjentów, sfrustrowanych ludzi i lekarzy z tęgimi
minami. W końcu nikt nie lubił szpitali; tutaj każdy dowiadywał
się o chorobach, śmierci najbliższych, ranach, urazach. Praca jako
doktor musiała być naprawdę ciężka, posada Hokage to przy tym
pikuś.
Zachwiałem
się nieco, ale dałem radę utrzymać równowagę, byłem coraz
bliżej swojego celu. Jeszcze tylko kilka sal i... O! Już. Stanąłem
pod właściwymi drzwiami, chciałem je otworzyć, kiedy nagle
usłyszałem donośny głos pielęgniarki.
– Nie
wpuszczamy tam nikogo.
Odwróciłem
się oraz spojrzałem na kobietę, która stała przede mną. Była
niska, miała jasnoniebieskie włosy i ciemne oczy. Wydawała się
pulchna nieco z twarzy, a na nosie widniało kilka piegów.
– Czy
pani wie, kim jestem? – zapytałem, krzywiąc się. Mój bełkot
był nie do zniesienia. Chyba sake pójdzie na jakiś czas w
odstawkę.
– Szanowny
Hokage. – Westchnęła. – Taki jest regulamin, nie mogę robić
wyjątków. Pacjenci muszą mieć spokój i tak kręci się wokół
nich sporo medyków.
Prychnąłem.
Za kogo ta baba się uważała?
Alkohol
najwidoczniej mącił mi tak w głowie, że ledwo co mogłem myśleć;
jak i stać – o ile moje zataczanie można tak było nazwać.
– Może
mi chociaż pani powiedzieć w jakim są stanie? – powiedziałem,
bełkocząc i czkając na przemian.
Pielęgniarka
pokręciła głową z zażenowania.
– Zapewne
Hokage wie, że są w stanie zagrożenia życia. Nasi medycy robią
co mogą i starają się znaleźć antidotum na truciznę, jednak...
Zajmuje to sporo czasu. A ten czas jest tutaj najcenniejszy.
Kiwnąłem
głową na znak, że zrozumiałem.
Powoli
dochodziły do mnie wszystkie informacje, starałem się je wszystkie
przetrawić.
– Cholera
– mruknąłem pod nosem, zdając sobie sprawę, że byłem w
czarnej dupie.
Postanowiłem
wrócić do gabinetu, przemierzając ulice wioski. Wiedziałem, że
gdybym wrócił do domu w takim stanie, Hinata by mnie zabiła. To
byłoby morderstwo z premedytacją. Przekląłem siarczyście pod
nosem. Chyba rzeczywiście przejąłem ten nawyk po Tsunade i nie
mogłem się go pozbyć.
Westchnąłem
po raz kolejny tego dnia, kiedy obok mnie w kłębach dymu pojawił
się jeden z członków ANBU. Uraczyłem go tylko przelotnym
spojrzeniem, a kiedy chciał coś powiedzieć, przerwałem mu.
– Porozmawiamy
o tym w gabinecie.
Mężczyzna
zniknął, zapewne pojawiając się w wyznaczonym miejscu. Mi do
budynku brakowało kilkunastu kroków, lecz w moim stanie nie było
to takie proste. Zatem, po pewnym czasie zadowolony stanąłem w
drzwiach. Pokonałem jakoś schody i znalazłem się na górze, po
czym wszedłem do środka pomieszczenia.
Usiadłem
na krześle za biurkiem, racząc spojrzeniem członka ANBU. Młody
mężczyzna miał na sobie standardowy uniform, a jego głowę
zdobiła brązowa czupryna – twarz zakrywała maska lisa.
– Szanowny
Hokage – zaczął swoją wypowiedź – Ino Yamanaka została
porwana. Nie wróciła do domu, kiedy została wypisana ze szpitala.
– Cholera
– mruknąłem pod nosem i zastukałem palcami o blat. – Po jaką
cholerę ktoś ich porywa? I pytanie... Kto?
Odpowiedziała
mi tylko cisza.
~*~
Sasuke
Przycumowaliśmy
właśnie łódź. Kiri znajdowało się na wielkiej wyspie. Budynki
zostały wykonane z cegły, wielopiętrowe o owalnym kształcie. Nad
wioską unosiła się gęsta mgła, która przysłaniała widoczność
i jednocześnie nadawała tajemniczość temu miejscu. Ten obszar
otaczały wysokie skały, odznaczające się tundrą. Zielone mchy
oraz różnorodne porosty obrastały większość przestrzeni.
Atmosfera
tej okolicy niektórych aż przyprawiała o dreszcze. Chociaż tak
mogło się tylko wydawać na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości
Kirigakure było wioską jak każdą inną; ludzie tutaj żyli swoim
własnym tempem.
Kiedy
stanęliśmy w końcu na drewnianym pomoście, Kakashi, który stał
tuż obok mnie, zabrał głos.
– Dziękuję
bardzo. – Wręczył staruszkowi sakiewkę z pieniędzmi i zwrócił
się do nas. – Czas się rozejrzeć.
Oboje
z Saiem przytaknęliśmy i skierowaliśmy kroki w stronę miasta.
Trzeba będzie zebrać jak najwięcej informacji.
Przechodziliśmy
obok przeróżnych straganów. Handlarze robili tyle rumoru wokół
siebie, aby przyciągnąć klientów. Jacyś mężczyźni targowali
się, niekiedy przekrzykując siebie nawzajem.
Westchnąłem;
i niby jak mielibyśmy w tym wszystkim znaleźć Sakurę?
Udaliśmy
się w głąb miasta, wszystko tutaj było stare, niektóre budynki
zagrzybiały, poszarzały, jednak wydawało się, że wioska tętni
życiem. Ludzie przechadzali się, rozmawiali, rozkrzyczane dzieci
plątały się pod nogami.
Nagle,
gdzieś w tłumie, mignęła mi znajoma postać. Właściwie... To
tak naprawdę nie znałem tego człowieka, miałem tylko okazję go
spotkać podczas naszej podróży. Zastanawiałem się co on tutaj
robił. Idiotyzmem byłoby stwierdzić, że nas śledził. Może tu
mieszkał? A co, jeśli to pierwsze? Nie podobało mi się to,
cholernie nie podobało.
Skręciłem
w boczną uliczkę, kierując się dokładnie za osobnikiem. Nie
obchodziły mnie nawoływania mojej obecnej drużyny. I tak pewnie
pójdą za mną, więc czym się przejmować?
Przemykałem
żwawo pomiędzy ludźmi, nie spuszczając z oczu mojego celu.
Dobrze, że jego lniany kaptur wyróżniał się spomiędzy rzeszy
przechodniów.
Chyba
zauważył, że za nim podążałem; przyspieszył, więc również
to zrobiłem. Staruszek nie miał już takiej kondycji jak kiedyś,
po chwili stanąłem tuż przed nim, wbijając w niego wzrok.
– Czemu
jestem jedną z niespodzianek, co? – syknąłem. – I co właściwie
tutaj robisz?
– Nie
sądziłem, że Uchiha potrafią być tacy dociekliwi – odgryzł
się pustelnik, którego już mieliśmy przyjemność spotkać.
Tuż
obok mnie pojawił się Kakashi razem z Saiem.
– Co
jest, Sasuke? – odezwał się Jounin.
– Ten
staruch nas śledził – warknąłem.
– Jakbym
nie miał niczego innego do roboty.
– Sasuke,
mamy ważniejsze sprawy – powiedział Hatake, wzdychając pod
nosem.
Zawiał
nieprzyjemny, zimny wiatr. Słońce przebijało się przez chmury,
oświetlając nieco nasze twarze.
– Strzeż
się, bo ciebie spotka to samo – odezwał się pustelnik.
– Co
mnie niby spotka? – prychnąłem pogardliwie.
– Zły
los, Uchiha. Fatum.
– Fatum?
Wierzysz w coś takiego?
– Nie
rozumiesz. Nie życzę ci źle... Ona naprawdę cię kochała, szanuj
to – powiedział i zniknął razem z tłumem.
A
ja stałem jak wryty, nie mając pojęcia o co mu chodziło. Kakashi
i Sai spojrzeli na mnie niepewnie. Nie mogłem im się dziwić, w
końcu sam nie rozumiałem tej całej sytacji; wiedziałem, że na
pewno nie odpuszczę i poznam wszystkie szczegóły.
Odwróciłem
się do nich przodem, a Jounin zabrał głos.
– Pora
dokładnie się rozejrzeć. Pytajcie o nią przechodniów, ludzi w
barach, handlarzy, kogokolwiek, byleby znaleźć potrzebne nam
informacje. Spotykamy się w porcie o zachodzie słońca. –
Przyjrzałem się zdjęciu Sakury, które nam rozdał i skinąłem
głową razem z Saiem.
– W
porządku – odrzekł mój towarzysz i wszyscy zgodnie wyruszyliśmy
na poszukiwania.
Chodziłem
już tak dobrą godzinę, pytając wszystkich, którzy się
napatoczyli, lecz z marnym skutkiem. Westchnąłem cicho pod nosem,
po raz kolejny wyciągając zdjęcie z kieszeni i pokazując je
kolejnemu przechodniu.
– Nigdy
nie widziałem tej kobiety – odparł starszy mężczyzna, którego
włosy już zostały doszczętnie pokryte siwizną. Podrapał się po
brodzie i odszedł, kręcąc głową.
Wchodząc
w kolejną zatłoczoną uliczkę, zauważyłem dość spory stragan z
warzywami. Przy nim stały dwie kobiety – na oko mogły mieć obie
około czterdziestu paru lat. Odziane były w wielkie kolorowe
fartuchy w kropki, przez co wyróżniały się z tłumu.
Skierowałem
swoje kroki w wyznaczone miejsce i już chwilę później – po
drodze mijając przeszkody w postaci ludzi – stanąłem obok
różnobarwnego straganu.
– Przepraszam,
czy nie widziały panie tej kobiety? – zapytałem, siląc się na
jak najbardziej grzeczny i kulturalny ton, podając jednej z kobiet
zdjęcie Sakury.
– Ja
jej nie widziałam – odparła, podając drugiej fotografię.
– Wydaje
mi się, że... Tak! – zaczęła, poprawiając kosmyk czarnych
włosów. – Widziałam ją. Kiedyś kilka razy przychodziła do
tego baru, tam, naprzeciwko – powiedziała, wskazując palcem na
budynek, a mój wzrok powędrował za nim. – Niezła z niej pijaczyna
była.
– Pijaczyna?
– zapytałem zdziwiony. Nie sądziłem, że Sakura mogłaby się
tak zapuścić.
– Ano.
Zawsze wychodziła pijana, poobijana. Ha! Nawet często ją
wypraszała obsługa, bo wszczynała bójki. – Oddała mi zdjęcie. – Ale od jakiegoś czasu jest spokój.
– Dziękuję
– odrzekłem na odchodnym i ruszyłem ku barowi.
Stanąłem
przed starym, poszarzałym, jednopiętrowym budynkiem. Drzwi lekko
wymizerniały, schodziła z nich biała, już poszarzała farba; a z
lewej strony otaczał je bluszcz. Bar wydawał się dość mocno
zapuszczony. Wszedłem pewnym krokiem do środka, skrzywiłem się,
kiedy poczułem specyficzną duchotę, która mieszała się z
zapachem nikotyny. Meble nie wytrzymywały próby czasu, widocznie
próchniały; niektóre ledwo stały, zauważyć można było na nich
próby czyjeś dewastacji. Odrapana zgniłozielona farba w niektórych
miejscach już całkowicie odchodziło od ścian, a drewniane podłogi
skrzypiały pod wpływem ciężaru. Na samym końcu sali znajdowały
się drzwi do łazienki, które też nie prezentowały się
najlepiej. Zaraz obok była lada, za którą stał barman, a na
krzesełkach siedziało kilku mężczyzn.
Podszedłem
bliżej, przyglądając się im z pewnym dystansem i uwagą. Musiałem
być czujny, nie znałem tutaj nikogo, nie wiedziałem czego, mogę
się po nich spodziewać. Jednak nikt nie zwrócił na mnie swojej
uwagi; wszyscy tępo wpatrywali się w swoje kieliszki, chociaż
barman uniósł swój wzrok i posłał pełne zdziwienia spojrzenie.
Widocznie klienci tacy jak ja zdarzali się nadzwyczaj rzadko.
– Dzień
dobry – zacząłem oficjalnie. – Czy widział może pan tę
kobietę? – zapytałem, wręczając zdjęcie barczystemu
mężczyźnie, który stał za ladą.
Na
sobie miał starą, szarą koszulę, wypłowiałą od prania. Jego
rysy twarzy mówiły już o dojrzałości tego człowieka – nie był
taki młody, jednak szare tęczówki iskrzyły się, dając znak, że
duch mężczyzny płonął młodością.
– Tak,
przychodziła kiedyś tutaj często – mruknął, jeżdżąc palcem
wskazującym po brodzie. – Nie da się jej nie pamiętać. Nic więcej
nie wiem.
– Wie
pan gdzie może aktualnie przebywać?
– Niestety,
nie – odparł, kręcąc głową z przekonaniem.
– Czy
ty jesteś Sasuke Uchiha? – zapytał jeden z mężczyzn, który
siedział przy barze.
Obdarzyłem
go chłodnym spojrzeniem. Czemu moja twarz była tak rozpoznawalna w
każdej wiosce? To niekiedy uprzykrzało mi życie.
– Zgadza
się – odburknąłem. Mój głos nie wyrażał żadnych emocji.
– Ty
draniu! – Wstał szybko, doskakując do mnie. – Zabiłeś moją
siostrę.
– Każdy
kiedyś umrze – skwitowałem, marszcząc brwi. – To naturalne, że
ludzie giną.
– Jesteś
zwykłym szmaciarzem! – krzyknął, rzucając się na mnie z
pięściami.
Oczywiście
reszta pijaczków też musiała wziąć udział, bo jakby inaczej.
Czemu zawsze jak przyjdę do jakiegokolwiek baru, od razu ludzie
wszczynają bójkę?
Z
jednej strony mogłem ich zrozumieć. Sam niegdyś ślepo patrzyłem
w przeszłość, rozpamiętywałem to, co było, zaślepiony zemstą.
Dziś uważałem, że nie ma co się rozczulać. Przeszłość to
jedynie balast, piętno, którego nie można zmyć, nie można o nim
zapomnieć, ale jednak nie trzeba ciągle jej wspominać. Co było,
nie wróci, taka kolej rzeczy.
Chwyciłem
jednego z nich i przerzuciłem przez stół, reszta poleciała za
nim, tłukąc wszystkich i wszystko po kolei. Nawet nie patrzyli czy
to ja – wróg, czy towarzysz do picia.
Tłukli
się niemiłosiernie, a milion wyzwisk leciało w moją stronę;
zresztą klęli na siebie nawzajem. Co ten alkohol robił z
człowiekiem... Rozumiem czasem się napić, kulturalnie, ale żeby
tak się zapuszczać? Chociaż miałem też chwile zapomnienia, kiedy
trunki topiły wszystkie zmartwienia.
Niepostrzeżenie
wymknąłem się z baru, wychodząc na zatłoczoną uliczkę.
Zaczerpnąłem rześkiego powietrza, musiałem odsapnąć, zapach z
budynku przyprawiał mnie o wymioty. Rozejrzałem się wokół, nie
wiedziałem, gdzie dalej szukać. Sakura mogła przewinąć się
wszędzie; miałem niby jakieś wiadomości, ale i tak nie
wystarczały, aby odnaleźć Haruno.
Przeszedłem
kilka kroków, lecz poczułem czyjś wzrok na sobie. Rozejrzałem się
dyskretnie, nie zauważając żadnego intruza. Nagle, w ciemnej
uliczce, dojrzałem niebieskie ślepia, które intensywnie się we
mnie wpatrywały. Wiedziałem, że to ten sam, który pojawił się
przy starej posesji klanu Uchiha, jak i na polu treningowym.
Zaintrygowany
ruszyłem w jego stronę. Zwierzę nie poruszyło się ani milimetr.
Kiedy przystanąłem z dwa metry od niego, zaszczekał, pokręcił
ogonem i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, biegnąc obok
starych budynków. Ja, jak zahipnotyzowany, ruszyłem za nim.
Gdzieś
pomiędzy tłumem minąłem zdziwionego Saia, który przystanął
lekko zdezorientowany. Musiałem niezwykle zwinnie wymijać ludzi,
aby nadążyć za zwierzęciem i nie spuścić go z oczu.
Po
kilkunastu minutach wybiegliśmy na obrzeża wioski, pies ani razu
nie przystanął. Mknęliśmy przez pola, widziałem skaliste góry i
mgłę, która unosiła się nisko. Tutaj nie była tak gęsta jak w
centrum, wydawała się lekka niczym puch.
Wziąłem
wdech świeżego powietrza, nadal nie tracąc tempa. Zostawiłem
wszystko w tyle, za sobą, zapominając o wszystkich problemach i
troskach. Na moment poczułem się wolny. Prawdziwie wolny.
Biegnąc,
doświadczyłem swoistego wyzwolenia myśli. Choć na chwilę
odpocząłem od zgiełku, zapomniałem również o Haruno. Moje nogi
prowadziły mnie w nieznane, a pies zdawał się być moim
przewodnikiem.
Emocje
powoli ulatywały, zastępując je nowszymi. Miałem coraz więcej
wątpliwości, a to wszystko kumulowało się we mnie. Przecież to
mogła być pułapka; jednocześnie, jeśli chciałem się
czegokolwiek dowiedzieć, musiałem podążyć za zwierzęciem. Nie
widziałem innej opcji.
W
każdym razie byłem gotowy do walki, nawet tej niespodziewanej.
Wyczuliłem swoje zmysły, starając się wyczuć jakąkolwiek chakrę
przeciwnika. Nikogo nie tutaj nie było prócz mnie i psa.
Biegłem
dalej, wyczułem, że czworonóg zwalnia. Wyszliśmy spoza wielkiej
skały, a moim oczom ukazały się ruiny. Trawa tutaj była bardziej
zgniłozielona niż w innych miejscach, powietrze stało się
wilgotne, a mgła oddaliła się – jedynie rosa sprawiała, że
wiadomo, iż tutaj była. Usłyszałem szelest, a z lasu, który
znajdował się nieopodal, wybiegły dwa, szare zające. Inność
tego miejsca skrycie mnie zachwycała.
Zerknąłem
na stojące ruiny; prawdopodobnie znajdował się tutaj niegdyś
jakiś dwór, bo resztka fundamentów nie wyglądała jak na zwykły,
miejski bądź wiejski domek. Posiadłość była dość spora – a
właściwie jej pozostałości. Prawdopodobnie budowla została
wybudowana dawno temu, za czasów pierwszych shinobi, a nawet
wcześniej.
Do
budowy tego dworku zostały wykorzystane cegły. Ruiny właśnie
odznaczały się lekko brązowawą barwą.
Spojrzałem
na psa, który stał niedaleko; po czym ruszył w stronę budowli, a
ja za nim. Chwilę później znaleźliśmy się w środku – nie
było tam nic, tylko ściany, nawet przestrzeń nad nami wypełniała
pustka; dworek nie posiadał już dachu.
Zafascynowany
tym wszystkim chodziłem pomiędzy ruinami. Kiedy byłem w samym
sercu posiadłości, poczułem zapach spalenizny. Zobaczyłem błysk,
odwróciłem głowę w jego stronę.
Na
jednej z pomarańczowych ścian, zamigotało światło – było to
coś niewyobrażalnego. Powietrze nagle stało się bardziej gęste,
przez co zacząłem niespokojnie oddychać. Przed moimi oczami
migotały przeróżne znaki, których ani trochę nie rozumiałem. Od
strony blasku biło niewyobrażalne gorąco; aż słone kropelki potu
zaczęły spływać po moim czole.
To
wszystko działo się tak nagle, tak niespodziewanie. Chwilę
później, kiedy światło już tak nie oślepiało, spojrzałem w
tamtą stronę. Na ścianie widniały znaki z nieznanego mi języka.
Migotały złotą barwą, jasnym blaskiem. Podszedłem bliżej, w
środku zlękniony; jednak moja twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Przyjrzałem
się uważnie literom, nic mi nie przypominały. Nie wiedziałem, co
to wszystko miało znaczyć; najpierw pies, potem te ruiny, a teraz
znaki. Niczego, póki co, nie dało się logicznie wytłumaczyć. Pal
licho to wszystko! Byłem zmęczony po podróży i poszukiwaniach
Sakury.
Postanowiłem
spisać to, co widniało na ścianie, kiedyś może się przydać.
Wyciągnąłem więc zwój z kabury i zacząłem zapisywać. Zajęło
mi to kilka dobrych minut.
Kiedy
skończyłem, rozejrzałem się za psem, którego już tutaj nie
było. Przekląłem pod nosem, mogłem bardziej uważać. Teraz
pozostało mi jedynie wrócić do wioski. Dobrze, że moje
umiejętności dotyczące orientacji w terenie stały na dość
wysokim poziomie.
Odwróciłem
się jeszcze w stronę ściany, gdzie powinny widnieć znaki, lecz
już ich tam nie było. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem
nie mam jakiś problemów z sobą – urojeń czy zwidów. Przecież
takie rzeczy nie są normalne, prawda?
Westchnąłem
głośno, odwracając się na pięcie i wyruszając w drogę
powrotną. Będę musiał wszcząć poszukiwania Haruno.
To,
co jednak zobaczyłem, nie pozwoliło mi odjeść. Przed sobą
ujrzałem pewną postać; nie mogłem dojrzeć jej twarzy – jedynie
blade dłonie wystawały spoza wielkiego, czarnego płaszcza. Dzięki
nim oszacowałem, że mam do czynienia z kobietą. Patrzyłem na nią
z nutką rezerwy; nieznajoma wydawała się być zjawą, przez co
coraz bardziej uświadamiałem sobie, że mogłem mieć urojenia.
Sasuke,
głupiejesz.
Nie
wariuj, nie wariuj.
Starałem
się uspokoić rozochocone myśli. Zauważyłem, że kobieta porusza
się nieznacznie; po chwili usłyszałem jej głos.
– Strzeż
się – zaczęła spokojnym, głosem. – To wszystko cię zgubi.
– Co
mnie zgubi? Kim jesteś? – zadałem pytanie.
– Ona
cię zgubi – odpowiedziała, a wiatr poruszył jej płaszczem.
– Ona,
czyli kto?
– Wiesz
dobrze, Sasuke – wyszeptała. – Chroń ją, póki możesz. I
pamiętaj, że to dopiero początek.
Nieznajoma
zaśmiała się, a do moich nozdrzy doszedł zapach wanilii i
suszonej śliwki. Sekundę później kobieta zniknęła w kłębie
dymu, który rozpłynął się w powietrzu – tak szybko jak ona.
Coraz
bardziej niczego nie rozumiałem. Wszystko było takie zagmatwane i
owiane tajemnicą. Ostatnio często spotykałem ludzi na swojej
drodze, którzy przed czymś mnie ostrzegali; mówili niezrozumiale.
Czy oni wszyscy mają coś ze sobą wspólnego? Przecież to nie mógł
być przypadek. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, wyruszyłem
w drogę powrotną.
Z
dobrą godzinę zajęło mi dotarcie do wioski. Wyciągnąłem
zdjęcie Sakury z kieszeni i ponownie zacząłem pytać ludzi, czy
jej przypadkiem gdzieś nie widzieli. Skoro tutaj mieszkała, to
przecież nie mogła tak po prostu być niezauważona, prawda? A może
mogła? Ale przecież w tym obskurnym barze ją rozpoznali, w dodatku
sprzedawczyni wiedziała kim jest, więc... Co się z nią aktualnie
działo?
Westchnąłem,
wiedząc, że muszę ją znaleźć, aby ujarzmić swoją ciekawość.
Cholera, od kiedy stałem się taki małostkowy? Były ważniejsze
rzeczy w życiu, niż myślenie o takich pierdołach. Uchiha, ogarnij
się, hańbisz honor mężczyzny.
Przez
te wydarzenia coraz bardziej nie rozumiałem siebie samego. Stawałem
się taki... Miękki? Taa... Musiałem wyrzucić z siebie wszystkie
słabości.
Podszedłem
do młodego chłopaka, jak na moje oko był on dopiero początkującym
geninem – miał na sobie opaskę ninja, a jego wzrok błądził po
otoczeniu, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia; w końcu spojrzał
na mnie.
– Znasz
tę kobietę? – zapytałem bez ogródek.
Chłopak
nieco się przestraszył, po czym zerknął na fotografię.
– Nigdy
jej nie widziałem.
Skinąłem
głową i odszedłem. Pozostało mi jedynie szukać dalej. Nie mogła
zapaść się pod ziemię.
Kiedy
słońce chyliło się ku zachodowi, postanowiłem, że pora wracać.
Powoli, mijając zabieganych ludzi, szedłem w stronę portu.
Przechodząc obok straganów, czułem naprawdę sporo zapachów,
które po jakimś czasie zaczęły przyprawiać mnie o ból głowy.
Po
trzydziestu minutach stałem w wyznaczonym miejscu; Sai już siedział
niedaleko pod drzewem, a Kakashiego, jak nie było, tak nie zanosiło
się, aby przyszedł przez kilka najbliższych minut.
Przysiadłem
obok chłopaka, napawając się chwilą ciszy; która niestety
bezlitośnie została przerwana przez mojego towarzysza.
– Myślisz,
że się zmieniła?
Czy,
do cholery jasnej, wszystkie rozmowy musiały dotyczyć Sakury?
Człowiek nie miał ani chwili spokoju od tej kobiety, nawet jeśli
fizycznie jej tu nie było.
– Raczej
niewiele. Prócz tego, że popadła w alkoholizm i została niezłym
awanturnikiem.
– Co?
– zapytał zdziwiony, racząc mnie chłodnym, ale lekko
rozkojarzonym spojrzeniem.
– Tyle
się o niej dowiedziałem. Pijaczyna z niej.
– Jak
to? – Mrugnął irytująco kilka razy.
No,
tak to, kurwa! Zapuściła się, do diabła!
Tyle
przekleństw cisnęło mi się na język, tym razem wzruszyłem tylko
ramionami i spojrzałem w niebo. W sumie to niewiele mogłem dojrzeć
przez mgłę, która na wieczór była bardziej gęsta. Od czasu, do
czasu gdzieniegdzie przebiło się leniwie zachodzące słońce.
Przed
nami stanął Kakashi, który popatrzył tylko na mnie i Saia z góry.
Przeklęta maska przez nią, nie dało się nic odczytać z twarzy
Jounina.
– Wybaczcie,
ale zabłądziłem na drodze życia – mruknął.
Ile
razy w życiu to słyszałem? Standardowy tekst Hatake, którego
najprawdopodobniej nigdy w życiu się nie wyzbędzie.
– Daruj
sobie – odburknąłem i wstałem, a Sai zrobił to samo.
–
Dowiedzieliście
się czegoś? – zapytał, całkowicie ignorując moją kąśliwą
uwagę.
– Ja
nic nie znalazłem – powiedział artysta.
– Tylko
tego, że zaprzyjaźniła się z pijaństwem i awanturami –
mruknąłem.
– Możesz
jaśniej?
Westchnąłem,
czy to jest aż tak niezrozumiałe?
– Sączyła
sobie prawdopodobnie dobre sake w jakimś obskurnym barze i wdawała
się w liczne bójki, niestety nic więcej o niej tam nie wiedzą.
Hatake
przytaknął głową.
– No,
chłopcy, pora iść do głównego szpitala. Dzięki pewnej miłej
staruszce, dowiedziałem się, jak do niego dotrzeć – oznajmił,
po czym ruszył.
– To
jeszcze nikt się tam nie udał? – mruknął Sai.
Nikt
mu nie odpowiedział na to pytanie.
Po
kilkunastu minutach stanęliśmy przed szarym, wysokim budynkiem.
Miejsce odpychało swoim wizerunkiem. Stare, obdarte okna, jak w
jakimś zakładzie psychiatrycznym, brakowało tylko krat. Ogromne
zacieki na ścianach nie wyglądały najlepiej, wręcz jeszcze
bardziej szpeciły budowlę.
Weszliśmy
całą trójką do szpitala. W środku wyglądał o niebo lepiej niż
na zewnątrz. Widać, że główny hol został wyremontowany, a nowe
ławki stały w poczekalni. Ściany pomalowano na jasny beż. Całość
była urządzona w ciepłych, przyjemnych barwach. Podeszliśmy do
recepcji, lada odznaczała się owalnym kształtem; za nią
ujrzeliśmy siedzącą blondynkę o brązowych oczach. Gdy nas
zobaczyła, posłała nam przyjazny uśmiech. Z plakietki wyczytałem,
że miała na imię Masami.
– Dzień
dobry, jesteśmy ninja z Konohy – zaczął Kakashi, a w oczach
kobiety można było dostrzec błysk ekscytacji. – Czy znajdziemy
tutaj Sakurę Haruno?
Masami
przygryzła dolną wargę i zaczęła szperać w jakiś papierach.
– Z
tego co wiem, nie jest naszą pacjentką.
Widocznie
dziewczyna została niedawno zatrudniona.
– Chodzi
o to, czy pracowała tutaj? – dopowiedział Hatake.
– Ach!
– Masami przesadnie uroczo spaliła buraka. – Z informacji
wynika, że, dorabiała jako medyk. – Spojrzała na pewną kartkę.
– Ale zwolniła się półtora tygodnia temu.
– Czy
wiadomo coś więcej? Gdzie aktualnie może przebywać? – zapytał
Jounin, zerkając na nieco speszoną kobietę.
– Nie,
niestety nie – odparła, jakby trochę się jąkając.
– Dziękujemy
bardzo – odparł i wszyscy zgodnie ruszyliśmy ku wyjściu.
Kiedy
stanęliśmy na zewnątrz, Sai postanowił się odezwać.
– Czemu
nie zapytaliśmy nikogo z lekarzy?
– Nie
widzę sensu – powiedział Kakashi. – I tak pewnie powiedzieliby
tyle co recepcjonistka, na pewno nie wiedzą, co się z nią
aktualnie dzieje.
– To
co teraz robimy? – zapytałem, patrząc wyczekująco na Hatake.
– Idziemy
do tego baru, o którym wspominałeś, Sasuke. Na pewno w tym miejscu
znajdzie się więcej ludzi, którzy cokolwiek wiedzą na jej temat.
Razem
z Saiem skinęliśmy głowami na znak, że zrozumieliśmy.
Biegliśmy
szybko po dachach budynków, nie chcieliśmy przeciskać się przez
tłum ludzi, który i tak już przerzedzał, w końcu był już
wieczór.
Po
kilku minutach stanęliśmy pod budynkiem, Sai lekko wykrzywił twarz
w zdziwieniu. Przecież co mogła robić Sakura w tak zapuszczonym
miejscu? Jedno słowo cisnęło mi się na usta: P i ć.
Weszliśmy
pewnym krokiem do środka, w ogóle nie przejmując się ciekawymi
spojrzeniami w naszą stronę. Od kiedy stąd wyszedłem, zebrało
się więcej typów, z którymi nie warto rozmawiać.
Podeszliśmy
do lady; zauważyłem, że poprzedniemu barmanowi skoczyła się
zmiana, więc przed nami pojawił się zupełnie inny mężczyzna.
Był niższy, bardziej tęgi i przede wszystkim młodszy. Brązowe
włosy miał związane w niechlujnego kucyka, tak że kilka kosmyków
opadało na jego twarz; na brodzie widniało spore owłosienie, przez
co wywnioskowałem, że facet nie golił się od dłuższego czasu.
Zerkał na nas niepewnie piwnymi oczami. Zielona koszula była
miejscami ubabrana farbą; idealnie pasował do tej zapadłej nory.
Kakashi
rozejrzał się niepewnie, lecz nikt już nie spoglądał w naszą
stronę. Powoli wyciągnął z kieszeni zdjęcie Sakury i podał je
barmanowi.
– Zna
pan tę dziewczynę? – zapytał Hatake, opierając dłonie na
ladzie.
– Czy
znam? – zaśmiał się mężczyzna. – Nie sposób jej nie znać.
– To
znaczy? – dopytywał Jounin.
– Często
tutaj przychodziła, ma niezły spust; głowę trochę mniej
wytrzymałą. – Uśmiechnął się. – W dodatku była moją
sąsiadką. Jakieś dwa tygodnie temu się wyprowadziła, lecz z tego
co wiem, nadal tutaj mieszka.
– Gdzie
dokładnie?
– Nie
wiem, ale z tego co się orientuję... To pracuje w gospodzie „Hana”,
znajdziecie ją na drugim końcu wioski.
– Dziękuję
bardzo za informacje – powiedział Kakashi i wręczył dyskretnie
barmanowi sakiewkę z kilkoma monetami.
– Ja
również dziękuję.
W
ciszy wyszliśmy z budynku, po czym zgodnie ustaliliśmy, że aby
dojść do knajpy „Hana”, trzeba będzie kierować się na
wschód. Udaliśmy się w wyznaczoną stronę.
Kiedy
mijałem szare budynki, ludzi, którzy gnali na kolacje do domów;
uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie wiedziałem czego mogłem
oczekiwać. Czy po tylu latach zechce ze mną porozmawiać? A może
rzuci mi się z piskiem na szyję? Chyba że będzie tak pijana, że
nawet nie zauważy, iż to ja – Sasuke Uchiha. Mimo wszystko byłem
ciekawy.
Przystanęliśmy
pod małą knajpą; ta część wioski prezentowała się znacznie
lepiej. Widać, że dbano o ten budynek. Ściany aż raziły
krwistozgniłą czerwienią, lecz w połączeniu z jasnymi elementami
drewna, całość wyglądała naprawdę dobrze. Dość spore drzwi w
kolorze orzecha odznaczały się na tle niskiego budynku. Knajpa
posiadała kilka drewnianych kolumn, na których górze zauważyłem
wyrzeźbione sukkuby. Przełknąłem ślinę, zerkając w stronę
towarzyszy; prawdopodobnie zobaczyli to samo, co ja.
Sukkuby
według demonologii to demony przybierające żeńską postać;
nawiedzają mężczyzn we śnie i odbywają z nimi stosunki
seksualne. Od kilku wieków taka rzeźba przy gospodzie oznaczała
tylko jedno; karczma prowadziła również dom publiczny.
Nieco
sceptycznie weszliśmy do środka. Panował tam istny zgiełk i
harmider; wszędzie pałętało się wielu mężczyzn; kelnerek i w
pół-ubranych – a może prędzej, w połowie nagich kobiet, które
zapewniały miłe towarzystwo panom.
Całe
pomieszczenie było utrzymane w ciepłych barwach, nad barem wisiało
kilka czerwonych lampionów, a za ladą stała młoda, rudowłosa
kobieta. W izbie panował półmrok, jedynie kilka lamp dawało nikłe
światło, co nadawało temu miejscu niesamowity klimat; szczególny
dla miłosnych igraszek.
Nasz
cel był jednak inny, w końcu nie przyszliśmy się tutaj zabawić –
mieliśmy misję do wykonania.
Szukaliśmy
jej, w tym natłoku kobiet trudno ją gdziekolwiek odnaleźć.
Zwłaszcza, że pod wpływem takiego światła, jakie panowało w
pomieszczeniu, nie mogłem rozróżnić koloru włosów. Najbardziej
wyróżniały się brunetki, reszta wyglądała praktycznie
identycznie.
Okazało
się, że była bliżej niż mogło nam się to wydawać. Siedziała
sobie spokojnie przy barze, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny i z
powodzeniem popijała kieliszki wypełnione alkoholem. Prawdopodobnie
jej kompan sypał dobrymi kawałami; albo to ona oddawała się
błogiemu stanu nietrzeźwości; bo co chwila wybuchała dość
głośnym chichotem, kiedy ten zbereźnik szeptał jej coś na ucho.
Trochę
zdziwiliśmy się na ten widok; widziałem po twarzy Saia, że był
nieco... zażenowany, a Kakashi miał maskę, więc nic nie mogłem
stwierdzić.
Hatake
skinął głową na znak, że pora wkroczyć do akcji. Podeszliśmy
do niej powoli, tak aby niczego się nie spodziewała.
Sai
delikatnie dotknął jej ramienia, a Sakura odchyliła głowę w
naszym kierunku. Spojrzała na naszą trójkę nieprzytomnym
wzrokiem, czknęła, zerknęła w butelkę sake, po czym powiedziała:
– Cholera,
chyba za dużo wypiłam.
Uśmiechnęła
się do swojego towarzysza i cmoknęła ustami.
– Widzisz,
Doi, chyba musimy na dzisiaj kończyć, bo się schlałam. Mam omamy,
widzę ludzi, których nie powinnam widzieć, moich starych
towarzyszy. – Jej wypowiedź to był jeden, wielki bełkot.
– Ale
Sakura – zaczął młody mężczyzna. Mógł mieć z trzydziestkę
na karku. – Oni są prawdziwi.
Kobieta
po raz kolejny spojrzała w naszą stronę i nieco pobladła.
Prawdopodobnie uświadomiła sobie, że to nie urojenia.
– Sasuke.
– Witaj,
Sakura.
Od Autorki: Witam po długiej przerwie. Sama nie spodziewałam się, że tak długo będę pisać ten rozdział... Raz była wena, raz jej nie było. Zaczęłam już rozdział trzeci, może jak się zmobilizuję pojawi się szybciej niż ten. Rozdział był sprawdzany, ale zawsze mogło coś umknąć...
już myślałam, że nigdy się nie doczekam tego rozdziału :(
OdpowiedzUsuńpo pierwsze, piękny szablon <3 jak go zobaczyłam to się zakochałam, moim zdaniem chyba jeden z lepszych <3
po drugie, mówiłam ci już kiedyś, że jesteś okrutna? żeby tak skończyć rozdział?! jaja sobie robisz?! no weź, byłam ciekawa jak ona zareaguje jak zobaczy Sasuke i w ogóle, a tu tak kończysz i trzeba kolejny miesiąc czekać (jeśli dobrze ci pójdzie :/)
kochana, to okrutne. nawet nie wiesz jak bardzo. jestem załamana i jeśli wpadnę w depresję to twoja wina :/
poza tym to rozdział bardzo, bardzo, bardzo dobry.
mam nadzieję, że kolejny napiszesz szybciej, bo jeśli nie będę ci codziennie spamować na gg, serio. to groźba, bój się xd
no to chyba tyle. życzę duuuuużo weny <3
Coduś! <3
UsuńEj, nie jestem okrutna... No, dobra, może jestem, ale nie tak bardzo, jak leniwa XD
A ja nie byłam pewna, co do tego szablonu... Ale i tak wyszedł najlepiej z wszystkich trzech, których zaczęłam na tego bloga XD
Też mam nadzieję, że napiszę go szybciej... Nadzieja matką głupich xD <3
<3!
OdpowiedzUsuńSzablon najlepszy *.*
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :3
UsuńJezus, zabieram się za czytanie. Moja nieobecność na tej platformie przysparza mi tylko wyrzuty sumienia. Całuję,
OdpowiedzUsuńaishiteru-itachi.blogspot.com
Tutaj jeszcze nie byłam :3 ! Ale podoba mnie się :D a teraz idę spać :3 Fajnie zbudowałas postać Sakury, pies mnie intryguje a Sasuke... no cóż to Sasuke :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! Sasuke to Sasuke, jak zawsze XD
UsuńHeloł :>
OdpowiedzUsuńHaha, rzeczywiście dość sporo nie było rozdziału xD Z tego wszystkiego aż musiałam przeczytać rozdział poprzedni, żeby w ogóle przypomnieć sobie, o co chodziło w tym opowiadaniu, haha xd
Co mi się na razie tak bardzo podoba? Fakt, że Sakura uciekła, jeżeli można to nazwać ucieczką. Mam wrażenie, że role się zupełnie odwróciły. Zawsze wszyscy latają za tym Sasuke, starają się go znaleźć, a tu proszę, w końcu coś innego. W życiu bym nie powiedziała, że to Uchiha weźmie udział w poszukiwaniach Sakury i że spotkają się właśnie w takich okolicznościach.
Cóż, pijaństwo trochę nie pasuje do Haruno, ale na pewno jakiś czynnik miał wpływ na jej ogromną zmianę. :o No i byłam przekonana, że zajmowała się sprawami typowo medycznymi, a nie zasiadała przy jednym stoliku z jakimiś zboczuchami w domu publicznym, jeśli tak mogę nazwać tę knajpkę. xddd
No i ciągle się zastanawiam, o co chodziło z tą tajemniczą kobietą i jej ostrzeżeniem wobec Sasuke. Nutka tajemniczości i mnóstwo sekretów sprawiają, że jeszcze bardziej podoba mi się ta historia. :3
No i co stało się z Ino? Tak nagle zniknęła, bez powodu? Hm, to dość, mało prawdopodobne i podejrzane. ._. Wszystko jest takie podejrzane! ._.
Współczuję biednemu Naruto, który ma tyle spraw i ludzi na głowie, że aż musi sięgać po sake. :/ Bidulek, zachowuje się identycznie jak Tsunade.
Jakoś za szybko zleciał mi ten rozdział, czuję niedosyt, ale to chyba dobrze. :D Mówiłam ci już, że co jak co, ale z tym szablonem to niesamowicie się popisałaś! Jest taki piękny, że mogę wchodzić na tego bloga, tylko po to, żeby na niego spojrzeć, haha xDDD No i muzyka <33333 Uzależniłam się od piosenki na maksa. <3
Nigdy więcej takich długich przerw tutaj, stara ;> Bo cię kopnę w tyłek. ;p
Duuużo weny na wszystkie te twoje opowiadania (nie wiem ile ich jest, milion?xd), które siedzą w twojej głowie. :)
Buziaaaki! :*
Pijana Sakura jest fajna, co ty chcesz. XD
UsuńTak, to jest dom publiczny, poszalałam, wiem... :> Coś ostatnio wychodzą mi szablony(chociaż nie wszystkie ;---;). Ej! Muzykę też uwielbiam <3333
Sama nie wiem ile ich jest XD
Trzymajta się! <3
Sasamee! Nie zapomniałaś o tym opowiadaniu, prawda? ;_;
OdpowiedzUsuńBo ja spać po nocach nie mogę przez ciebie xdd
Nie, nie zapomniałam. Na razie próbuję swoich sił w jednopartówce, uparłam się na nią. XD
UsuńŚpij spokojnie XD ;>
Czyżby to miała być jednopartówka SasuSaku? :3
UsuńNie, akurat nie SasuSaku, czasem potrzebuję odpocząć od tego paringu. ;>
UsuńJa tam nigdy tego nie potrzebuje XD To w takim razie jaki paring? ;)
UsuńNa razie nie powiem. :3 Wgl. nie wiem, czy partkówka się ukaże, bo czytam ją sobie i tak ... masakra. XD
UsuńNie wierzę w to, wszystkie twoje działa są zarąbiste, więc to po prostu jest niemożliwe :D
UsuńHah, dziękuję, chociaż może tak nie uważam, jeszcze wiele mi brakuje :3
UsuńA proszę, proszę :P Czyli skończyłaś ją już pisać i możesz przejść do rozdziału? ^^
UsuńJuż nawet wzięłam się za rozdział, ale napisałam raptem kilka zdań. XD Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak skończyłam partówkę, musze tylko ją jeszcze poprawić. :>
UsuńTo dobrze, że zaczęłaś. już się nie mogę doczekać ;3
OdpowiedzUsuńSakura i dom publiczny...ok, zakończenie mnie zabiło i pozostawiło spragnioną następnego rozdziału! Mam nadzieję, że pojawi się faktycznie szybciej, bo pół roku to ja nie wiem czy dam radę wytrzymać kk. Przeczytałam te dwa rozdziały z prologiem jeden po drugim i musze przyznać, że Twój styl pisania bardzo się poprawił :3 Czyta się o wiele przyjemniej (nie, żeby na początku czytało się źle!).
OdpowiedzUsuńAle ok początku. Sasuke, Kakashi i Sai to chyba drużyna idealna, panowie mrukliwi pasują do siebie pperfecto. Myślałam, że się posikam że szczęścia jak przeczytałam, że Naruto chce wcielić Saia do tej misji. Moja ukochana postać TT-TT
Naruto pijak zdewastowany, ale pokazuje to brutalnie, że marzenia do których tak dążymy i rzeczy które chcemy mieć wcale nie są takie fajne :c bardzo smutne, ale prawdziwe. Trochę mi go żal, że aż tak się zawiódł i bądź co bądź stoczył, bo ten sam uśmiechnięty Naruto idiota to to raczej nie jest....:<<<<<
Sorry, ale ja naprawdę miałam dreszcze na tym momencie na ruinach, tyle pytań i tajemnic, no i o co chodzi z tą trucizną, porwaniami...i Ino? Dlaczego komuś na niej zależało, ktoś potrzebuje ich formacji????? (tak koleżanko, niech ten rozdział będzie jak najszybciej inaczej wpadnę z rewolwerem >:c)
Sasuke, ty drobiu (kocham autokorekt, miało być draniu, ale drobiu jest jeszcze lepsze), tutaj nazywasz Sakurę bezuzyteczną a potem mylisz o niej przez większość rozdziału. Typowe, Saske-kun, weź się ogarnij. Dhsjhdhshd
Czekam na więcej i tej weny Ci życzę ugH!!! Wybacz za błędy, powtórzenia itd., ale telefon i pozna godzina, ogólnie czarna magia.
Pozdrawiam!
Spokojnie, już piszę następny rozdział, nie jest źle. :3
UsuńZrobiłam z Naruto małego pijaka :c życie nie zawsze jest takie kolorowe, jak nam się wydaje, co widać w jego przypadku.
Okej, możesz wpaść z rewolwerem, nie mam nic przeciwko. XD
SASUKE, TY DROBIU <3 Ja to kiedyś wykorzystam, hahah <3
Również pozdrawiam :3
Najpierw babka prorok, teraz pustelnik prorok, co tu się u licha dzieje? :D
OdpowiedzUsuńI czemu Sasuke tak źle mówi o Sakurze "Jednak nadal to Sakura z drużyny siódmej, irytująca i bezużyteczna." No tak, pytanie retoryczne, bo jest Uchihą :D O zgrozo ile tajemnic! <3 "Jak nisko upadłem, żeby pić samemu? Co ta posada robiła z człowiekiem..." ja ci dobrze radzę Naruto, rzuć te posadę zostań zwykłym ninja :D hahahaha :D "– Strzeż się, bo ciebie spotka to samo – odezwał się pustelnik.
– Co mnie niby spotka? – prychnąłem pogardliwie.
– Zły los, Uchiha. Fatum.
– Fatum? Wierzysz w coś takiego?
– Nie rozumiesz. Nie życzę ci źle... Ona naprawdę cię kochała, szanuj to – powiedział i zniknął razem z tłumem." WTF? :D NO JA CHCĘ WIEDZIEĆ <3 "Oczywiście reszta pijaczków też musiała wziąć udział, bo jakby inaczej. " Biednyś Sasuś, oj biednyś :D BŁAGAM CIĘ PISZ! :D
Pozdrawiam :*
Tyle proroków, że chyba z nimi przegięłam. XD
UsuńSasuke zawsze źle mówił o Sakurze, w sumie najbardziej źle mówił, kiedy mówił to do niej. :>
Napisałam! :3
Już 86 %! No kocham cię kobieto <3
OdpowiedzUsuń:3
UsuńNie wiesz może kiedy twoja beta skonczy poprawiac? :)
UsuńZ godzinę temu dostałam rozdział w swoje łapki ;) Muszę go jeszcze ogarnąć, a publikację przewiduję na jutro (tj. 09.02), tak około 18 (może troszkę po). ;)
Usuń