„Alkohol jest jak miłość. (…) Pierwszy pocałunek to magia, drugi jest intymny, a trzeci trochę odruchowy. Potem dziewczynę się po prostu rozbiera.” Raymond Chandler — Długie pożegnanie
~*~
Sasuke
Pijana Haruno siedziała i patrzyła
na nas zdziwiona.
— Nic się nie zmieniła —
skwitował Sai. — Nadal cycki ma małe. Może trochę włosy jej
urosły.
— I popadła w alkoholizm —
warknąłem, wzdychając.
Co ta kobieta ze sobą zrobiła?
Obróciła się w stronę wysokiego
barmana.
— Poproszę jeszcze kieliszka —
wybełkotała. — Na trzeźwo tego nie zdzierżę.
— Ty już jesteś pijana —
skwitowałem i z niedowierzaniem pokręciłem głową. Była
niemożliwa.
— Och, zamknij się — mruknęła,
machając ręką. — Każda okazja do picia jest dobra. Nawet to, że
was widzę.
— Przyszliśmy tutaj po ciebie —
powiedział Kakashi, opierając dłonie na biodrach.
Sakura zamrugała kilkakrotnie i
wybuchnęła śmiechem.
— Po mnie? Ależ ja się nigdzie nie
wybieram. — Podniosła kąciki ust do góry i wypiła zawartość z
kieliszka.
— Jesteś nam potrzebna — mruknął
Sai.
— Do czego niby? Ej! — warknęła,
jakby sobie coś przypominając. — Ten tu, dupek — wskazała na
mnie — chciał mnie zabić. I ja mam teraz z nim pójść? Litości!
— To było dawno — fuknąłem,
patrząc na nią z pobłażaniem.
— A może i dawno. Co nie zmienia
faktu, że chciałeś to zrobić.
— Przynajmniej nie stoczyłabyś się
na dno, tylko wąchała kwiatki od spodu.
— Sasuke! — wtrącił się Kakshi.
— Bez takich.
— Dupek — mruknęła Sakura i po
raz kolejny upiła łyka alkoholu.
Dopiero teraz przyjrzałem się jej
kompanowi. Z tego co mogłem dostrzec przy tym świetle, to miał
krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Ubrany był w
czarną koszulkę z krótkim rękawem i ciemne, długie spodnie.
Mężczyzna posłał mi gniewne
spojrzenie, ale nadal siedział cicho. Szepnął Sakurze na ucho i
dyskretnie coś jej przekazał, po czym wstał i skierował się do
wyjścia.
— Cholera, znowu zostałam sama —
mruknęła pod nosem, przytulając twarz do butelki sake.
— Jesteśmy jeszcze my — powiedział
Kakashi, patrząc na nią z pewnym pobłażaniem.
— Pff! — prychnęła. — Nie
uważam was za godne towarzystwo — skwitowała i wstała od lady,
próbując ustać na nogach, ruszyła w stronę drzwi.
— A ty gdzie? — zapytałem chłodno,
chwytając ją za nadgarstek.
— Jak najdalej od ciebie —
wysyczała mi prosto w twarz, aż poczułem odór alkoholu, przez co
się skrzywiłem.
— Idziesz z nami — mruknąłem
spokojnie.
— Nigdzie się nie wybieram —
odburknęła, wyrywając swoją rękę.
— Potrzebujemy cię — powiedział
Hatake.
— Gówno mnie to obchodzi! —
krzyknęła i usiadła ponownie na krzesełku. — Sake poproszę.
Ile można pić... Usiedliśmy
wszyscy przy barze. Kątem oka spojrzałem na Kakashiego, który
zaczął mówić.
— Sakura, nasi ludzie zostali
otruci, potrzebujemy cię. Nie możemy pozwolić im umrzeć.
— Nie obchodzi mnie to — mruknęła.
— Naruto cię potrzebuje —
dopowiedział Sai i zerknął na nią.
— Mówiłam już, że nigdzie się
stąd nie ruszam! Ludzie, czy wy jesteście głusi? — syknęła,
ściskając kieliszek w dłoni.
— Sakura... — zaczął Hatake, lecz
nie dane było mu skończyć.
— Nigdzie nie idę! — fuknęła i
wstała, udając się do wyjścia.
Ruszyłem za nią. Jako iż była
pijana i ledwo stała na nogach, wyprzedziłem ją i zagrodziłem
drogę.
— Spadaj, Uchiha. — Czknęła
głośno. — Nigdzie nie idę.
— Właśnie, że idziesz —
powiedziałem, po czym pojawiłem się za Haruno.
Tak, aby nie zdążyła wykonać
żadnego ruchu, ogłuszyłem ją. Widziałem jeszcze, że za nim
zanim zemdlała, otworzyła szeroko oczy. Cóż, takie chwile
przywołują wspomnienia, choć wtedy Sakura wydawała się bardziej
okrzesana.
Przerzuciłem kobietę przez ramię,
po czym ruszyłem do drzwi, a za mną Kakshi i Sai. Wyszliśmy na
zewnątrz, mogłem w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza; w
knajpie wydawało się ono zbyt ciężkie, mieszanka różnych
damskich perfum, nikotyny i etanolu nie dawała przyjemnego zapachu.
Zauważyłem wcześniejszego
towarzysza Sakury, który stał niedaleko baru. Jak tylko nas
zobaczył, podszedł.
— Zostawcie ją w spokoju —
powiedział spokojnie, patrząc na mnie z nutką złości.
— Jest nam potrzebna — warknąłem.
— Niby do czego? — mruknął,
przymrużając oczy.
— Nie twój interes.
— Właśnie, że mój — odburknął.
Mężczyzna stanął naprzeciw mnie.
— Oddaj mi ją.
— Ani mi się śni — powiedziałem,
poprawiając lekko położenie Sakury na moim ramieniu.
— Oddaj mi ją — warknął, ciągnąc
mnie za kołnierzyk koszuli.
— Spokój! — Wkroczył między nas
Kakashi. — Jesteśmy jej dawnymi kompanami. Zabieramy ją z
powrotem do wioski.
— Z tego co wiem, nie chciała z wami
iść — mruknął lekko poirytowany.
— Jak już mówiłem, nie twój
interes — warknąłem i zacząłem się oddalać.
W moje ślady poszedł również
Hatake i Sai. Przechodziliśmy przez wioskę w ciszy, aż w końcu
Jounin postanowił ją przerwać.
— Chyba nie powinniśmy tego tak
załatwić.
— Nie miałem innego wyjścia —
powiedziałem chłodno.
— Była pijana. Może jakby była
trzeźwa, poszłaby z nami — skwitował Sai.
Popatrzyłem na niego beznamiętnie.
Już nikt się nie odezwał.
Kiedy stanęliśmy w porcie był
wieczór, powoli zapadał zmrok. Sakura nadal pozostawała w stanie
nieprzytomności. Nie odczuwałem zbytnio jej ciężaru.
Kakashi zauważył staruszka, który
nas wcześniej przetransportował do Kiri, wszyscy do niego
podeszliśmy.
— Dobry wieczór — zaczął Hatake
— potrzebujemy transportu.
— A! To wy. — Uśmiechnął się.
— Niestety wypływam jutro rano.
— To pilne, musimy znaleźć się jak
najszybciej na drugim brzegu — powiedział Jounin. — Zapłacimy.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
— No dobrze, ale dwa razy to co
ostatnio.
Kakashi westchnął zrezygnowany i
spojrzał do sakiewki.
— Zgoda. — Podał ją staruszkowi.
— Widzę, że szastasz pieniędzmi,
Kakashi — mruknąłem ozięble.
— Nie mam chyba innego wyjścia —
skomentował.
Wsiedliśmy na łódź w ciszy, po
czym starszy mężczyzna odcumował i odbiliśmy od pomostu.
Sakura leżała niedaleko, oddychając
miarowo. Kiedy przestałem przyglądać się jej spokojnej twarzy,
znalazłem ukojenie dla moich oczu w tafli wody. Fale delikatnie
kołysały łodzią, jednak nie były one wielkie. Światło księżyca
powodowało, że morze mieniło się w odcieniach szarości, niekiedy
nawet połyskiwało. Całemu temu krajobrazowi towarzyszyła istna
cisza. Przyglądałem się temu z pewnym zachwytem, matka natura była
niezwykłym architektem — tworzyła obrazy, jakie człowiek mógł
sobie tylko wymarzyć.
Tak naprawdę coraz częściej
dochodziło do mnie, że życie ucieka mi przez palce. W końcu tyle
lat przeznaczyłem zemście, że zapomniałem o ważnych wartościach.
Zaniedbałem przyjaciół, a po drodze zgubiłem samego siebie.
Podróżowanie po świecie było swoistą pokutą i dało mi wiele do
myślenia, choć i tak pozostało we mnie sporo dawnych nawyków. Nie
wyzbyłem się także samotności i oschłości do innych, gdzieś w
głębi też pozostała nutka smutku. Mimo wszystko byłem
szczęśliwy, że miałem takiego przyjaciela jak Naruto, który
przyjął mnie z otwartymi ramionami.
Wpatrywałem się w wodę, która
odbijała blask księżyca. Nagle przypomniałem sobie o tej całej
dzisiejszej sprawie, przecież to nie mógł być przypadek. Ta
kobieta, pies, napisy; wszystko musiało mieć ze sobą jakiś
związek. Najgorsze jest to, że nic nie przychodziło mi na myśl.
Czułem się taki bezradny i
zagubiony, nie potrafiłem mówić o swoich uczuciach otwarcie.
Dobrze zdawałem sobie sprawę z własnych wad. Wiedziałem też, że
nie byłem wcześniej człowiekiem, który by się tym przejmował.
Jednak coś z czasem się we mnie zmieniło. Teraz postanowiłem tak
po prostu oglądać taflę wody, uspakajało mnie to.
Kilka godzin później dobiliśmy do
portu. Jako że jeszcze słońce nie wzeszło, Kakashi stwierdził,
iż prześpimy się w którymś z miejscowych hoteli. Podziękowaliśmy
staruszkowi, po czym poszliśmy na miasto.
Wybraliśmy najbliższy w miarę
dobrze wyglądający budynek i weszliśmy do środka. Hol był
niewielki, ściany zostały pomalowane na jasny odcień niebieskiego.
Stało tam kilka krzeseł, a na samym środku znajdowała się lada
od recepcji. Za nią dojrzałem młodego mężczyznę, który miał
kasztanowe włosy, smukłą, pociągłą twarz i jasną cerę.
Podeszliśmy bliżej.
— Dzień dobry, poprosimy dwa
jednoosobowe pokoje i jeden dwuosobowy — odezwał się Kakashi.
Recepcjonista popatrzył na nas
znudzony z lekko przymkniętymi oczami. Zabrał kilka kluczyków.
— Proszę wpisać się do księgi —
wymamrotał i podał przedmiot, o którym mówił.
Hatake posłusznie wykonał polecenie,
po chwili byliśmy już w swoich pokojach.
Sai stwierdził, że to on będzie
pilnował Sakury, gdyby się obudziła, ponownie by ją ogłuszył. Z
Kakashim od razu przystanęliśmy na tę propozycję. Czułem, że
potrzebuję choć odrobiny snu. Rozeszliśmy się do pokojów.
Pomieszczenie było przestronne,
urządzone w ciemnych barwach. Na ścianach widniała ciemnofioletowa
tapeta w jakieś niezidentyfikowane mi wzory. Po prawej stronie przy
ścianie dojrzałem jednoosobowe łóżko, okryte jasną pościelą.
Obok znajdowała się nocna szafka, a na niej lampka. Z drugiej
strony pokoju za to było spore okno i komoda na ubrania, plus biurko
z krzesłem. Nic więcej nie potrzebowałem.
Rozejrzałem się za drzwiami od
łazienki, aby wziąć prysznic przed snem. Po chwili zobaczyłem je
i od razu skierowałem swoje kroki w ich stronę.
Lokum miało małą powierzchnię i
białe ściany. Po lewej stronie stała kabina, pospiesznie
ściągnąłem z siebie ubrania i wszedłem do środka. Chwilę
później czułem już, jak krople wody dają ukojenie mojej skórze.
Stałem tak dobre kilka minut, po czym zakręciłem kurek, nałożyłem
na siebie ręcznik, który zauważyłem nieopodal i pozbierałem
rzeczy.
Założyłem na siebie bieliznę oraz
położyłem się spać.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Przez
firankę wpadało nikłe światło, co oznaczało, że nastał już
ranek. Przetarłem zaspane oczy i poszedłem otworzyć. W progu
ujrzałem Kakashiego, który był ubrany w standardowy uniform.
— Sasuke, pora się zbierać, za
godzinę wyruszamy. Widzimy się w holu.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową
i ponownie zamknąłem drzwi.
Już po godzinie zjawiliśmy się
wszyscy w ustalonym miejscu. Sai trzymał na swoim ramieniu
nieprzytomną Sakurę.
— Nie obudziła się? — zapytałem
zdziwiony.
— Obudziła, ale zaraz ją
ogłuszyłem. Poza tym i tak się nie zorientowała, co się dzieje,
z tego co widziałem, miała niezłego kaca.
— Tego się mogłem spodziewać —
odburknąłem, po czym ruszyłem za Kakashim do wyjścia.
Przekroczyliśmy bramy tutejszej
wioski, zagłębiając się w gęstym lesie. Do moich nozdrzy doszedł
zapach kory i ściółki. Wziąłem głęboki wdech, wyciszyłem
myśli. Przeszliśmy kilka metrów, następnie wskoczyliśmy na
drzewa, przyspieszając kroku. Mimo że słońce niedawno wstało,
już dość mocno oświecało nasze twarze. Szczerze wolałbym, aby
niebo było zachmurzone.
Po dwugodzinnym przemieszczeniu się
zrobiliśmy postój. W końcu każdy potrzebuje chociaż chwili
odpoczynku. Nie trwało to jednak długo. Szybko pozbieraliśmy swoje
rzeczy i ruszyliśmy w dalszą drogę, musieliśmy dotrzeć do
wioski. Na całe szczęście wszystko mijało bez przeszkód.
Sai mknął tuż przede mną. Nagle
wielkie, zielone oczy zaczęły się we mnie wpatrywać. Westchnąłem
zażenowany, że też nie mogła spać aż do końca podróży.
Dostrzegłem grymas na jej twarzy i sińce pod oczami. Musiała
wczoraj nieźle pobalować, bo to co, widzieliśmy, było chyba tylko
fragmentem.
— Co ja tu robię? — wymamrotała,
a spojrzenie Sakury ciskało piorunami; ja stałem się ich ofiarą.
— Wracasz do Konohy — mruknąłem
chłodno.
— No chyba, kurwa, nie — warknęła
zła i zaczęła walić pięściami w plecy Saia.
Ten, jak gdyby nic, poprawił ją na
swoim ramieniu i klepnął w tyłek. To jeszcze bardziej
rozwścieczyło Sakurę.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, co
zrobiłeś, białasie? — fuknęła zła, wymachując dłońmi.
— Wiem, wyczytałem to w jednej z
moich książek — powiedział i uśmiechnął się na swój sposób.
— Mogłam się tego spodziewać, nic
się nie zmieniło — wydukała, po czym złapała się za głowę.
— Ale mnie łeb napieprza!
— Trzeba było tyle nie chlać —
rzuciłem kąśliwie.
Sakura jedynie spiorunowała mnie
wzrokiem. Nagle mocno szarpnęła, ale na niekorzyść dziewczyny Sai
stanowczo ją trzymał. Zrobiła zrezygnowaną minę, jakby jej plan
spalił na panewce.
— Postaw mnie na ziemi — mruknęła
zła, po raz kolejny rozładowując swoje emocje na plecach chłopaka.
— Nie mam najmniejszego zamiaru —
odpowiedział spokojnie.
— Chcę porozmawiać — rzuciła.
— Nie mam o czym z tobą rozmawiać.
— Aleś ty miły, Sai — odburknęła
zrezygnowana.
— O czym chcesz rozmawiać? —
zapytał, patrząc na Sakurę kątem oka.
Przysłuchiwałem się temu
zaciekawiony.
— Nie powiem ci, i tak nie chcesz ze
mną rozmawiać — warknęła, patrząc w moim kierunku, jakby
chciała mnie zabić.
— Niech ci będzie.
— Ale tylko w cztery oczy, nie chcę
rozmawiać z nikim więcej.
— Zrozumiałem — odparł.
Nagle się zatrzymał i zeskoczył z
drzewa. Nadal trzymał Haruno na ramieniu. Razem z Kakashim
przystanęliśmy, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. W końcu
Sakura mogła być nieobliczalna.
Sai skinął na nas głową, oddalając
się, aby po chwili przysiąść obok najbliższego mu pnia. Sakura
rzuciła mnie i Kakashiemu spojrzenie, które mówiło, że mamy się
nie wtrącać czy podsłuchiwać. Jednym zdaniem ciskała piorunami.
Chciałem podejść bliżej, byłem
ciekawy co takiego Sakura miała mu do powiedzenia. Przyglądałem
się im z pewną nieufnością. Kiedy wykonałem pierwszy rok,
zatrzymała mnie ręka Kakasiego.
— Nie słyszałeś, Sasuke? Sakura
chce z nim porozmawiać — powiedział spokojnym głosem.
Warknąłem pod nosem, usadawiając
swój tyłek na grubej gałęzi. Żałowałem, że nie mogłem
dowiedzieć się, o co chodziło dziewczynie. W końcu Haruno miała
różne zachcianki.
Po kilku minutach stanęli obok nas, a
Sakura oparła się o ramię Saia. Posłała mi gniewne spojrzenie, a
Kakashi westchnął z bezradności. Haruno ledwo trzymała się na
nogach, w dodatku miała zły humor. Upierdliwe babsko zabrało głos:
— Nigdzie się stąd nie wybieram.
Przyznam, że taka opcja szła mi na
rękę, ale my tu pracowalismy i naszym obowiązkiem jest
przytarganie Haruno do wioski. Obojętnie czy trzeźwej, czy pijanej,
byleby była żywa.
— Idziesz z nami — warknąłem.
Nie bawiąc się w kotka i myszkę,
ogłuszyłem Sakurę, po czym wziąłem ją na ręce. Może nie
powinienem tego robić, ale przynajmniej siedziała cicho.
— Sasuke, nie musiałeś tego robić
— mruknął Kakashi, a po jego wypowiedzi ruszyliśmy w dalszą
drogę.
— Wyczytałem w jednej książce,
że... — zaczął Sai, jednak brutalnie mu przerwałem.
— Oj, zamknij się.
Chłopak zrobił zirytowaną minę,
ale więcej się nie odezwał.
Podróż minęła nam spokojnie, a
Sakura nie otworzyła swoich oczu nawet na chwilę; była pogrążona
w stanie błogiej nieświadomości. Słońce już chyliło się ku
horyzontowi, kiedy przekroczyliśmy próg bram wioski. Zmęczeni
przyspieszyliśmy, kierując się ku budynkowi hokage. Po kilku
minutach biegu dotarliśmy na miejsce. Kakashi kulturalnie zapukał,
lecz nie czekał na pozwolenie, tylko z impetem otworzył drzwi. Przy
biurku zauważyłem blond czuprynę, Naruto siedział zawalony
papierami i trochę sobie pochrapywał. Hatake głośno westchnął
zażenowany, podchodząc do Uzumakiego, po czym potrząsnął nim.
Hokage spojrzał na nas zaspanym wzrokiem.
— Co się dzieje? — zapytał
zachrypniętym głosem.
Kiedy dojrzał Haruno na moich rękach,
jakby oprzytomniał. Ożywiony, od razu podniósł się z siedzenia,
idąc w naszą stronę.
— Jak dobrze was widzieć. —
Westchnął. — Mam nadzieję, że nie robiła problemów.
— Ona jest jedynym, wielkim,
chodzącym problemem — burknąłem, patrząc na niego błagalnie.
Naruto zrobił swoją typową minę
„na głupka” i wzruszył ramionami.
— Czym ci zaś podpadła? — mruknął
zażenowany.
— Jest irytująca. I jest pijaczką.
Uzumaki zdziwiony uniósł jedną
brew. Zapewne tego się nie spodziewał. Przecież Sakura była
kiedyś taką grzeczną, ułożoną dziewczynką. Nikt by nie
przypuszczał, że popadnie w alkoholizm, chociaż mogła przejąć
ten zwyczaj po swojej mentorce.
— Coś jeszcze się dowiedzieliście
ciekawego? — zapytał.
— Sakura jest... — zaczał Sai,
jednak traciłem go łokciem i szepnąłem do ucha, aby siedział
cicho.
Naruto nie musiał wiedzieć
wszystkiego. Może nie przepadałem za Haruno, ale zapewne jakby
dowiedział się, jaki zawód wykonywała, byłoby to dla nich krępujące.
Poczułem, jak ktoś łapie mnie za
koszulę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że Sakura już nie
spała.
— Postaw mnie na ziemi, Uchiha.
Westchnąłem, po czym zrobiłem to, o
co prosiła; przynajmniej na chwilę mogłem się od niej uwolnić.
Haruno stanęła na własnych nogach,
dotykając swojej głowy. Wyglądała dość mizernie, ale jak to
mówią: kac-morderca nie ma serca. Przetarła dłonią oczy,
rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej wzrok przystanął na
Naruto.
— Witaj, Sakurka — mruknął
uradowany, otwierając swoje ramiona i podchodząc do niej powoli.
— Bierz te łapy — warknęła. —
Wody!
Uzumakiemu od razu zszedł uśmiech z
twarzy, po czym krzyknął:
— Miyu!
Chwilę później w gabinecie pojawiła
się kobieta, która uraczyła nas szerokim uśmiechem.
— Co się stało, wielmożny?
— Przynieś mi szklankę wody.
— Już się robi — powiedziała i
zniknęła za drzwiami.
Pomieszczenie ogarnęła wszechobecna
cisza, jedynie było słychać nasze oddechy. Naruto patrzył przez
szerokie okno na krajobraz wioski. Wydawało się, że uciekł gdzieś
daleko swoimi myślami, a jego oczy błądziły, nie mogąc znaleźć
punktu zaczepienia.
Wtedy do pomieszczenia wróciła
sekretarka Uzumakiego.
— Przyniosłam wodę, szanowny Hokage
— mruknęła, stawiając szklankę na biurku.
— Dziękuję, możesz wyjść.
Po chwili zniknęła za drzwiami, a
Naruto podał Sakurze naczynie. Ta duszkiem wypiła całą zawartość.
— Możemy porozmawiać? — zapytał.
Haruno skinęła jedynie głową na
„tak”.
— Na osobności — powiedział
surowym tonem.
Kakashi, Sai i ja spojrzeliśmy na
siebie nawzajem i wyszliśmy.
Tutaj nasza misja dobiegła końca,
teraz to Naruto będzie musiał zmagać się z tą irytującą
kobietą.
~*~
Sakura
Kiedy usłyszałam trzask zamykanych
drzwi, przyjrzałam się Uzmakiemu. Kilka dobrych lat minęło od
naszego ostatniego spotkania; od tego czasu zmężniał, rysy jego
twarzy stały się bardziej wyraziste, oczy jakby zmatowiały, a usta
częściej ściskał w wąską linię.
— Sakura — zaczął. — Sprawa
jest poważna, nie mam czasu na to, aby się z tobą bawić.
Doszedł do niego mój cichy śmiech.
— Myślisz, że od tak ci pomogę?
Przykro mi, ale ludzie się zmieniają, Naruto. Nie jestem już tą
samą Sakurą co kiedyś — mruknęłam, krzyżując dłonie pod
biustem.
Milczał. Jego zachowanie doprowadzało
mnie do istnego szału! Oboje chyba nie dojrzeliśmy do tego
spotkania. Naprawdę nie miałam ochoty, aby mieszać się w tę całą
sprawę.
— Potrzebuję cię, rozumiesz? —
powiedział błagalnie, patrząc na mnie tymi błękitnymi oczami,
które łamały wszystkie lody na sercu. Jednak nie dałam się im
zwieść.
— Potrzebuję cię, potrzebuję
cię... — powtarzałam zirytowana. — I co potem? Wyrzucisz mnie
jak starą, niepotrzebną zabawkę? Nie ze mną te numery. W życiu
nie ma nic za darmo.
Naruto głośno westchnął, łapiąc
się za głowę.
— Sakura, ty nic nie rozumiesz! Moi
ludzie są na skraju życia i śmierci! A pomóc im możesz tylko
ty...
— Jest jeszcze Shizune —
odburknęłam.
— Shizune nie była w stanie im
pomóc. Jesteś naszą jedyną nadzieją.
Pieprzenie! Chciał tylko wywołać u
mnie poczucie winy i odpowiedzialności. Nie miałam zamiaru być
taką jak dawniej — prostą, łatwowierną dziewczynką o wielkim
sercu. Odznaczałam się wtedy straszną naiwnością.
— Naruto, daj spokój. Nie chcę i
tyle. Nie wykonam tej roboty — warknęłam.
— Sakura, nie zapominaj kim jestem.
Oprócz hokage, jestem także twoim przyjacielem — powiedział
łagodnie.
— Ta, przyjacielem — mruknęłam,
odwracając wzrok.
— To ty nie chciałaś wtedy ze mną
wrócić — powiedział, jakby trochę niezadowolony.
— Nie odgrzebujmy starych ran —
burknęłam, a Naruto posłał mi tylko spojrzenie, które mówiło,
że nic z tego nie rozumiał.
— Nie pojmuję twojego zachowania,
Sakura. Proszę, pomóż nam tylko uleczyć moich ludzi, a w zamian
dostaniesz tutaj dach nad głową i będziesz mogła wrócić do
dawnego życia.
Zapadła między nami cisza, która
dawała ukojenie moim rozochoconym myślom. Jej ostre igły
przebijały się skrzętnie do mojego umysłu i kuły w każdy jego
zakamarek. Zdałam sobie sprawę, że nie wytrzeźwiałam całkowicie.
Minuty mijały, a my nadal staliśmy,
nie mówiąc ani słowa. A czas leciał, uciekał nam przez palce;
zapomnieliśmy oboje, iż był taki cenny. Wszystko co się
wydarzyło, odeszło już do przeszłości.
Ciekawiło mnie to, dlaczego ścieżki
mojego pokręconego życia doprowadziły mnie aż tutaj. Do dawnego
przyjaciela, dawnej wioski i... Dawnej miłości. A przecież tak
bardzo chciałam od tego uciec oraz zapomnieć. Jednak nie dane mi
było żyć w spokoju, w końcu musiało do tego dojść, że
wróciłam na stare śmieci, może nie całkowicie z własnej woli...
— Ale ja nie chcę wrócić do
dawnego życia, Naruto — powiedziałam cicho i spojrzałam prosto w
jego oczy, w których dojrzałam smutek.
— Rozumiem. Więc, jeśli chcesz...
To tylko zrób to, o co cię proszę, a potem możesz odejść,
obiecuję, że już nikt nie będzie cię szukał. — Jego głos
nagle stał się tak nieprzyjemnie chłodny. — Zdajesz sobie też
sprawę z tego, że ludzie z wioski są porywani? Ino... Ona
zniknęła.
Oniemiałam, Ino świnka została
porwana? Widać w wiosce przez ostatni czas nie działo się nic
dobrego. Co do propozycji...
Westchnęłam, czy naprawdę właśnie
tego chciałam? Znów odejść, zapomnieć, zostawić starych
znajomych i zacząć żyć tak jak przez ostatnie kilka lat. Sama już
nie wiedziałam, czego pragnęłam. To było takie... Irytujące.
Postanowiłam, że dam się mu przekonać, w końcu za tyle rzeczy,
które dla mnie kiedyś zrobił, miałam u niego dług.
— Zgoda, pomogę wam. Pozwól, że
później zadecyduję, co dalej ze sobą zrobię.
Naruto podszedł do mnie i objął
swoimi szerokimi ramionami. Przy nim czułam się jak mała
dziewczynka, tonęłam pomiędzy jego rękami. Odsunęłam mężczyznę
nieznacznie od siebie i uśmiechnęłam się ponuro.
— W takim razie zaprowadzę cię do
szpitala.
Nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam
za nim. Wyszliśmy z gabinetu, w korytarzu zastaliśmy Kakashiego,
Sasuke i Saia. Naruto odwołał ich, prosząc, aby później wpadli
do niego z raportem. Wszyscy zgodnie poszliśmy na dół i
opuściliśmy budynek. Już po chwili zostałam sama z Uzumakim.
Przemierzaliśmy ulice Konohy w
milczeniu. Wiele się tutaj zmieniło, odkąd byłam w wiosce ostatni
raz; życie w tej miejscowości wróciło do normy, a ludzie żyli
tak jak dawniej; tylko ja nie potrafiłam.
Nagle do mojej głowy wpłynęły
niekontrolowane myśli. Ciekawiło mnie teraźniejsze życie Naruto.
Doszły mnie słuchy, że ożenił się z Hinatą dwa lata temu.
Mieli dzieci? A jeśli tak, to... Też były takie nierozgarnięte
jak ojciec w młodości?
— Naruto — zaczęłam niepewnie. —
Masz dzieci?
Uzumaki rozchmurzył się nagle, a na
jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
— Mam córeczkę, Hanę.
— Och — odparłam zaskoczona.
Widać małżeństwo nie próżnowało.
Poczułam się trochę zazdrosna, w głębi duszy chciałabym mieć
rodzinę i osoby, do których mogłabym wrócić, ale chyba nie jest
mi dana taka przyszłość.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy
się przed budynkiem, który był naprawdę spory, gmach posiadał
kilka sekcji. Weszliśmy do środka przez wielkie drzwi. W holu stała
duża recepcja, a za nią siedziała młoda kobieta o brązowych
włosach. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że patrzy na mnie i
Naruto piwnymi oczami.
— Coś się stało, szanowny Hokage?
— zapytała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
— Przyszliśmy do oddziału
zwiadowczego, który został odnaleziony w Sunie — odparł Uzumaki.
— Sala... — zaczęła
recepcjonistka, lecz nie dane było jej skończyć.
— Wiem w której sali przebywają.
Sakura, za mną.
Posłusznie ruszyłam za mężczyzną.
Skierowaliśmy się w lewo, przeszliśmy przez szeroki korytarz,
mijając wielu lekarzy oraz pielęgniarki. Szpital żył swoim
życiem.
W końcu przystanęliśmy przy sali
numer trzysta piętnaście i trzysta szesnaście. Weszliśmy do
pierwszej z nich, od razu do moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny
zapach; trzeba było przewietrzyć pomieszczenie, dlatego jak
najszybciej podeszłam do okna i otworzyłam je.
— Od razu lepiej.
Przyjrzałam się dokładnie
pacjentom; to dwaj mężczyźni, mieli około dwudziestu paru lat,
jeden z nich posiadał blond włosy, drugi — niebieskie. Oboje byli
podłączeni do wielu maszyn, zauważyłam na ich czołach kropelki
potu.
— Naruto, potrzebuję wyniki ich
wszystkich badań, jakie przeprowadziliście — powiedziałam pewnym
tonem.
Uzumaki skinął głową i wyszedł z
pomieszczenia. Stanęłam obok szafki, wyciągając z pudełka gumowe
rękawiczki, po czym założyłam je na dłonie. Spokojnie podeszłam
do pierwszego mężczyzny, przyłożyłam rękę do jego czoła i
poczułam ciepło; miał gorączkę. Sprawdziłam u drugiego — to
samo.
Westchnęłam, a do sali weszła
pielęgniarka.
— Um, pani... Haruno, tak?
Przyniosłam nasze wyniki badań. — Podała mi karty pacjentów.
Wzięłam je, a kobieta wyszła.
Przejrzałam wszystko dokładnie. Z tego co zauważyli medycy,
substancja osłabiała powoli ich organizm, atakowała układ
nerwowy. Przejrzałam listę składników, jakich zdążyli odkryć w
truciźnie, nie było ich wiele. Postanowiłam pobrać kolejną
próbkę trucizny, potrzebowałam tylko zakażonej krwi pacjentów.
W półce obok znalazłam nieużywane
strzykawki, rozerwałam opakowanie jednej z nich i podeszłam do
chłopaka; biorąc jego dłoń, owijając materiałem przedramię
blondyna, po czym wbiłam ją w żyłę. Jucha wypełniła plastikową
jednorazówkę. Wzięłam małą probówkę i wypełniłam krwią
pacjenta. Teraz pozostało mi tylko iść do laboratorium.
Szczelnie wszystko zapakowałam,
zamykając drzwi, udałam się w stronę recepcji. Nie znałam
dokładnie szpitala, pewna część budynku po wojnie została
odbudowana.
Gdy doszłam do celu, dostrzegłam za
ladą tę samą kobietę co wcześniej. Uśmiechnęłam się najmilej
jak potrafiłam i podeszłam z gracją.
— Przepraszam bardzo, mogłaby mi
pani powiedzieć, gdzie znajduje się laboratorium?
Kobieta tylko łypnęła na mnie
okiem, po czym powiedziała:
— Nieupoważnionym wstęp do
laboratorium jest zabroniony. Przykro mi, nie może pani sobie tam od
tak wejść.
Podrapałam się po karku lekko
zakłopotana. Miałam ochotę iść na kieliszek dobrego sake. Ale
nie! Skoro obiecałam Naruto, nie mogłam spartaczyć tej sprawy.
— Jestem tutaj z rozkazu samego
Hokage, muszę uratować oddział zwiadowczy, z tego co mi wiadomo —
odburknęłam, siląc się na miły ton głosu.
— Więc proszę przyjść tutaj albo
z kimś upoważnionym, albo z dokumentem od szanownego. —
Popatrzyła na mnie z nutką rezerwy.
Nosz kurna! Co za uparty babsztyl! A
wydawała się taka miła... Będę musiała się teraz cackać z
jakimiś świstkami.
— Ona jest tutaj ze mną. —
Usłyszałam za sobą głos Uzumakiego. — Jest upoważnioną osobą
i ma prawo wejść do laboratorium.
Zdziwiona zerknęłam w stron Naruto,
a ten zadowolony odpowiedział szeptem:
— Rozmawiałem z kilkoma
pielęgniarkami przez ten czas. — Uśmiechnął się delikatnie, a
ja skinęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Recepcjonistka jeszcze raz spojrzała
na mnie niepewnie, lecz tym razem nakierowała mnie na odpowiednią
salę.
— Dziękuję bardzo — rzuciłam,
odchodząc i idąc w wybranym kierunku.
Kilka minut później znalazłam się
na miejscu. W tej części budynku przebywało stosunkowo niewiele
osób. Było tutaj zdecydowanie mniej pomieszczeń. Weszłam do
laboratorium i dokładnie się rozejrzałam; całą salę oświetlało
tylko kilka lamp zwisających z sufitu, ściany i podłogi zostały
wyłożone tymi samymi, białymi kafelkami. Na samym środku stało
kilka blatów, podeszłam do jednego z nich, lecz za sobą usłyszałam
dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się na pięcie. Zobaczyłam
niską panią doktor, która trzymała w rękach jakieś dokumenty.
— Ach, pani Haruno, tak? Widziała
już pani nasze wyniki? — zapytała kobieta.
W tym świetle mogłam dostrzec jej
ciemne włosy związane w luźnego koka, nos za to przyozdabiały
okulary w grubej oprawce.
— Zgadza się — odparłam zdawkowo.
Kobieta westchnęła.
— No cóż, teraz wszystko w pani
rękach. Liczymy na panią — powiedziała i wyszła.
Wyciągnęłam probówkę z kieszeni,
w którejś szufladzie znalazłam szkiełka mikroskopowe i na jedno
z nich nałożyłam próbkę krwi. Włożyłam pod mikroskop,
zaczynając uważnie się wszystkiemu przyglądać. Nie zauważyłam
więcej niż tutejsi medycy, w końcu wyniki były bardzo rzetelne.
Wyciągnęłam zwój — pora
popracować nad odtrutką.
Spędziłam w laboratorium kilka
ładnych godzin, zanim odkryłam wszystkie potrzebne mi składniki.
Wyszłam tylko na kawę, gdyż musiałam dodać sobie energii,
kofeina jak zwykle nie zawiodła.
Antidotum miałam już prawie gotowe,
potrzebowałam tylko pewnego zioła. Westchnęłam, postanowiłam
sama po nie zajść, musiałam tylko wstąpić do biblioteki po
książkę. Mimo wszystko dawno tego nie robiłam, może pracowałam
w szpitalu, ale to się ograniczało jedynie do leczenia drobnych,
zewnętrznych ran.
Wyciągnęłam z kieszeni zwój i
wszystko w nim zapięczętowałam, musiałam to jakoś zabezpieczyć.
Zamykając dokładnie drzwi,
skierowałam swoje kroki w stronę recepcji. Nie znałam dobrze
odbudowanej Konohy, dlatego musiałam zapytać kogoś o drogę. Za
ladą zastałam brunetkę, która posłała mi wymuszony uśmiech. W
sumie, jakbym to ja miała się tak do wszystkich szerzyć, to dawno
bym zwariowała!
— Już się udało, pani Haruno?
— Nie do końca. Muszę wiedzieć,
gdzie znajduje się biblioteka? — odparłam szybko.
Kobieta wytłumaczyła mi, jak do niej
dość, a ja grzecznie podziękowałam. Błyskawicznie wyszłam z
budynku, idąc w wybranym kierunku. Miałam nadzieję, że nie
pomyliłam dróg. Po kilkunastu minutach stanęłam przez sporym
budynkiem pomalowanym na jasną zieleń. Weszłam do środka przez
duże, dębowe drzwi. Do moich nozdrzy doszedł zapach starych
książek, rozejrzałam się wokół; ściany były białe, podłoga
wyłożona drewnem, a na samym środku stało biurko, za którym
siedziała niewielka, posiwiała już staruszka.
Siląc się na jak najmilszy ton
głosu, powiedziałam:
— Dzień dobry, czy są tutaj może
jakieś książki medyczne lub zielarskie?
— Ach, dzień dobry! — mruknęła,
patrząc na mnie pełnymi ciepła, niebieskimi oczami. — Proszę w
lewo, sekcja „A”, tam pani znajdzie odpowiedni dział.
— Dziękuję bardzo.
Udałam się tam, gdzie poradziła mi
bibliotekarka. Wchodząc do wielkiej sali, jedyne co mogłam tu
zauważyć, to wiele półek z najrozmaitszymi książkami. Stanęłam
przy odpowiednim dziale, przesunęłam drabinę i wspięłam się po
niej. Znalazłam książkę ze spisem ziół, następnie wyciągnęłam
ją z półki, ocierając z nazbieranego kurzu. Pył sprawił, że
zakręciło mi się w nosie, przez co zamaszyście kichnęłam.
Przetarłam dłonią nos, po czym zeszłam na podłogę.
Spojrzałam w bok, gdzie ujrzałam
niewielką ławkę z kilkoma krzesłami, podeszłam bliżej i
usiadłam. Otwarłam książkę na spisie treści, kiedy znalazłam
odpowiednią nazwę, zaczęłam wertować kartki. Na odpowiedniej
stronie zobaczyłam mały rysunek zioła, który na wiosnę
wypuszczał jasnoniebieskie, drobne kwiaty. Z dopisków wyczytałam,
że roślinę można było znaleźć na obrzeżach Konohy. Skoro
dowiedziałam się tego, co chciałam, odłożyłam książkę na
półkę i szybko opuściłam budynek, żegnając sympatyczną
staruszkę.
Szłam ulicami wioski, chcąc jak
najszybciej dotrzeć do głównej bramy. Gdy ją przekroczyłam,
zaczęłam iść w kierunku zbocza. Przeszłam przez niewielki las,
wciągając dawkę świeżego powietrza. Kac ustąpił już kilka
godzin temu, jednak dopiero teraz poczułam się naprawdę odprężona.
Przystanęłam na chwilę, oparłam swoje plecy o drzewo; moją twarz
gładziły delikatne promienie słoneczne, trwałam tak kilka minut.
Następnie ruszyłam z miejsca, po chwili byłam już na obrzeżach
lasu.
Rozciągała się tutaj polana, przez
którą przechodził strumyk, dalej dostrzegłam zbocze, ale nie
musiałam tam iść, gdyż szukana przeze mnie roślina rosła tuż
przy małej rzece. Sprawdziłam terytorium, nie znalazłam nikogo
podejrzanego i odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam z kieszeni mały
woreczek, po czym pozbierałam kilka potrzebnych mi ziół.
Odgarnęłam włosy z czoła. Zbladłam, kiedy wyczułam czyjąś
obecność. Nie zabrałam ze sobą żadnej broni, jedynie mogłam
polegać na własnej sile.
Naprzeciwko z lasu wyszła dobrze
znana mi postać. Mężczyzna był trochę zmęczony, oddychał
szybko i niespokojnie. Gdy mnie spostrzegł, na jego twarzy pojawił
się uśmiech.
— Sakura! — krzyknął, podchodząc
do mnie jak najszybciej. — Jak dobrze, że cię znalazłem!
Spojrzałam na niego trochę
zdezorientowana, co on tutaj robił?
— Jak ty, tutaj? — burknęłam
zakłopotana.
— Przyszedłem po ciebie. Chodź,
wrócimy do wioski. — Uśmiechnął się pocieszająco.
— Doi, nigdzie się nie wybieram —
mruknęłam, patrząc na niego błagalnie.
Mężczyznę zamurowało, stał, nie
mówiąc ani słowa tak kilka dobrych chwil.
— Nie chciałem, aby cię zabrali,
jednak na to pozwoliłem. Jestem taki głupi — warknął, siadając
tuż obok mnie.
Przyjrzałam mu się dokładniej, jego
krótkie, brązowe włosy rozwiewał wiatr, do moich nozdrzy doszedł
zapach mężczyzny. Pogłaskałam delikatnie policzek Doia dłonią,
po czym złożyłam na ustach kochanka krótki pocałunek.
— Widzisz, nie mogę wrócić z tobą.
— Wróć ze mną, ucieknijmy razem.
Proszę, Sakura — wyszeptał do mojego ucha.
W podbrzuszu poczułam przyjemne
mrowienie, stanowczo był za blisko. Odsunęłam się na bezpieczną
odległość, posyłając chłopakowi smutny uśmiech.
— Mówiłam, że nie mogę. Muszę
uratować życie kilku ludzi, wybacz.
— Sakura, ja... Pamiętaj, że będę
na ciebie czekał — powiedział lekko speszony.
Jeeeeny, czemu nasze relacje zawsze
musiały być takie pokręcone, co? Spojrzałam na niego wymownie.
Doi przybliżył się do mnie, po czym wplątał dłoń w moje włosy,
składając na ustach pocałunek. Poczułam pod bluzką jego
przyjemnie chłodną dłoń.
Czy mężczyźni zawsze są tacy
prostolinijni? Nie miałam czasu na żadne erotyczne doznania, więc
szybko uciekłam od dotyku bruneta.
— Muszę już iść, żegnaj —
powiedziałam pospiesznie i wstałam, kierując swoje kroki w stronę
wioski.
Nie usłyszałam już słów
pożegnania, przyspieszyłam, gdy zobaczyłam bramę. Chciałam jak
najszybciej znaleźć się w Liściu i już mieć wszystko z głowy.
Po kilkunastu minutach wpadłam do
budynku szpitala, posyłając przelotny uśmiech recepcjonistce,
popędziłam w stronę laboratorium.
Znajdując się w środku, odetchnęłam
na chwilę. Wyciągnęłam przygotowany wcześniej zwój i
substancję, którą sporządziłam. Zioło obmyłam pod bieżącą
wodą, po czym zaczęłam je rozdrabniać w drewnianym naczyniu na
papkę. Dodałam to do odtrutki, następnie naniosłam kilka kropel
na zwój, gdzie znajdowała się zakażona krew. Zagryzając wargi,
czekałam na wynik. Gdy zwój zaczął parować, a znaki na nim
zmieniły się, na moją twarz wtargnął uśmiech szczęścia. Wynik
był prawidłowy, podołałam zadaniu, teraz wystarczyło
przeprowadzić operację na każdym członku załogi.
Szybkim krokiem poszłam do recepcji,
aby skombinować medyków. Nie wiedziałam zbytnio do kogo się
zwrócić, dlatego pierwsze co mi wpadło na myśl, to
recepcjonistka. Wpadłam niczym przeciąg do holu, wpadając
oczywiście po drodze na kilku lekarzy.
— Czy jest ktoś upoważniony w tym
szpitalu, aby przeprowadzić operację na oddziale zwiadowczym?
Właśnie udało mi się zrobić antidotum — wydukałam na jednym
wydechu.
Kobieta zza lady popatrzyła na mnie
wymownie.
— Pani Schizune może się tym zająć,
jak i kilku innych medyków. Już się tym zajmę — powiedziała,
łapiąc za słuchawkę telefonu.
Nie przysłuchiwałam się już jej
rozmowie, tylko grzecznie czekałam na rozwój wydarzeń.
Przysiadłam na najbliższym krześle, westchnęłam, a nagle przede
mną wyrosła znana mi sylwetka.
— Sakura!
Poczułam mocny uścisk kobiecych rąk,
przez chwilę nie mogłam złapać powietrza.
— Schizune, już dobrze —
mruknęłam, odsuwając ją od siebie.
— Lata się nie widziałyśmy! Ale to
chyba nie czas na wspominki. Przyszli ze mną lekarze, Naruto
przekazał, że mamy się ciebie słuchać — powiedziała
spokojnie.
Pokiwałam głową na znak, iż
zrozumiałam.
— Więc... Zaczniemy od przeniesienia
oddziału na sale operacyjne, następnie musimy wszczepić każdemu
minimalną dawkę odtrutki, a potem możemy uleczyć im wszelkie inne
rany.
— Niech będzie, słyszeliście? Do
roboty! — mruknęła Shizune.
— Zajmij się tymi z sali trzysta
szesnaście.
— Dobrze.
Udałam się do wybranego
pomieszczenia, miałam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z
planem. Jako lekarz nie mogłam sobie pozwolić na żaden błąd, tu
chodziło o życie tych ludzi. Poddenerwowana razem z kilkoma innymi
medykami weszłam do lokum. Przewieźliśmy ich łóżka na salę
operacyjną.
Minęło sporo czasu zanim skończyłam
operację, byłam cała zestresowana, jednak musiałam zachować
zimną krew. Odetchnęłam z ulgą, pijąc kawę. Wszystko przebiegło
pomyślnie, teraz pacjenci zostali poddani stałej obserwacji. Byli w
stanie stabilnym, lecz wszystko mogło ulec zmianie.
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu,
odwróciłam się i zobaczyłam zmartwioną minę Schizune.
— Coś się stało? — zapytałam.
— Nic — zaczęła. — Zabiegł
przeszedł pomyślnie. Zastanawiam się zupełnie nad czymś innym...
Zdziwiłam się.
— O co chodzi?
— Masz zamiar zostać w wiosce czy
znowu odejdziesz? — Usłyszałam, mimo jej przyciszonego tonu
głosu.
— Nie wiem, Shizune. Naprawdę nie
wiem.
Kobieta posłała mi ciepłe spojrzenie,
po czym poczułam, jak obejmuje mnie ramionami.
— Wiedz, że wszyscy tęskniliśmy
bardzo za tobą. Szczególnie Naruto — wyszeptała mi do ucha,
czule głaszcząc różowe włosy.
Westchnęłam, byłam w rozterce,
doprawdy nie wiedziałam co zrobić. Czułam się lekko zażenowana i
zagubiona. Postanowiłam porozmawiać o tym z Uzumakim jeszcze dziś.
Schizune puściła swobodnie moje
ciało, po czym posłała uśmiech. Wzruszyłam ramionami,
potrzebowałam chwili wytchnienia.
Skoro znalazłam chwilę przerwy, a
pacjenci byli pod odpowiednią opieką, wyszłam ze szpitala, idąc w
kierunku głównego budynku Konohy. Przemierzając ulice, dopiero
wtedy całkowicie zdałam sobie sprawę, jak wiele się tutaj
zmieniło. Nawet nie wiedziałam, co słychać u moich starych
przyjaciół. Od wojny nie utrzymywałam z nimi żadnych kontaktów.
Ciekawiła mnie ich reakcja na wieść o moim przybyciu do wioski.
Weszłam do dużego gmachu i
przemierzyłam schody. Na piętrze podeszłam do drzwi, po czym
zapukałam. Usłyszałam donośne „wejść”, otwierając je. W
gabinecie zastałam Naruto, który siedział za biurkiem zawalony
stertą papierów. Uśmiechnął się niemrawo, gdy mnie zobaczył.
— Cześć, Sakurka, jak ci poszło? —
zaczął niepewnie rozmowę.
— Wszystko już jest pod kontrolą,
operacje przeszły pomyślnie, a pacjenci są teraz pod stałą
obserwacją — odparłam.
Między nami zapadła cisza. Hokage
zaczął stukać trzymanym długopisem o biurko; powoli zaczęło
mnie to irytować. W końcu nie wytrzymał.
— I jak, zostajesz, czy mamy o tobie
zapomnieć?
Zagryzłam wargi, słysząc to
pytanie. Podeszłam spokojnym krokiem do okna i zaczęłam wpatrywać
się w krajobraz, widok wioski wyjątkowo mnie relaksował.
— Ech, to nie takie łatwe, Naruto.
— Nic nie jest w życiu łatwe,
Sakura — sparował, patrząc na mnie pełnym zrozumienia wzrokiem.
— Nic też nie jest takie, jakie
byśmy chcieli — mruknęłam jakby do siebie.
Uzumaki wstał, podszedł bliżej mnie
i oparł plecy o parapet.
— Tęskniliśmy za tobą. Ja
tęskniłem, Sakura.
Z jednej strony to było takie ckliwe,
z drugiej przestały mnie ruszać podobne zagrywki. Czasami już nie
wiedziałam, czy ktoś mówił szczerze, a może jednak karmił moją
osobę słodkimi kłamstewkami. U Naruto podejrzewałam to pierwsze,
chociaż minęło kilka lat od naszego ostatniego spotkania i nie
wiedziałam, czego mogłam się po nim spodziewać. Choć w głębi
duszy mu ufałam, cholernie ufałam.
Spojrzałam prosto w jego niebieskie
oczy i wymiękłam. Poczułam, że chcę tu zostać jak najdłużej.
Chciałabym wrócić do dawnych relacji z moimi przyjaciółmi. Czy
to możliwe, że moje uczucia były tak zmienne? Mogłam tłumaczyć
się jedynie tym, że przedstawiałam postać zwykłej, prostej
kobiety.
— Chcę zostać — wydukałam
szybko, nie chcąc, aby te uczucia zbyt szybko odleciały i
zmieniłabym zdanie na ten temat.
Naruto uśmiechnął się promiennie,
po czym objął mnie ramionami.
— Witaj z powrotem.
Dotknęłam jego ręki i odsunęłam
od siebie.
— Naruto, potrzebuję mieszkania.
— Ach, no tak. Zapomniałbym.
Mężczyzna podszedł do biurka,
wyciągnął jakiś mały kluczyk z szuflady, podając mi go.
— Twoje stare mieszkanie zostało
zniszczone podczas wojny, ale już dawno z Hinatą pomyśleliśmy o
pewnym lokum dla ciebie, w razie czego gdybyś chciała wrócić.
Twoje mieszkanie znajduje się w centrum wioski, na pewno
odnajdziesz, masz przy kluczyku dokładny adres.
Spojrzałam na przedmiot i mocno
zacisnęłam go w dłoni.
— Dziękuję.
Naruto wydawał się być lekko
zakłoptany.
— A teraz możesz już iść, na
pewno jesteś zmęczona.
Pożegnałam się z nim, po czym
wyszłam, kierując się ku głównym drzwiom.
Postanowiłam, że od razu nie pójdę
do swojego mieszkania. Przez ten cały dzień nie wlałam w siebie
ani kieliszka alkoholu, trzeba było to nadrobić. Spytałam jakiegoś
przechodnia o bar, a ten całkiem sympatyczny młody chłopak,
wskazał mi odpowiedni kierunek. I tak oto zawitałam pod niewielki
budynek, wchodząc do środka, doszedł do mnie mdły zapach
kadzideł.
Cóż, nie mogłam liczyć na luksusy,
wręcz znalazłam się w istnej dziurze, ale kompletnie mi to nie
przeszkadzało. Co więcej, byłam przyzwyczajona do tak obskurnych
klimatów. Ściany zostały pomalowane na biało, zauważyłam też
wiele elementów drewna.
W środku przy stolikach siedziało
już kilka prawdopodobnie stałych bywalców, lokalnych pijaczków.
Jednak najbardziej zdziwił mnie widok znajomej osoby, która
siedziała przy barze.
Chciałam do niego podejść, mimo że
ostatnio trochę zalazł mi za skórę. Przynajmniej miałam się z
kim napić, bo co to za przyjemność pić w samotności?
Z uśmiechem na twarzy udałam się do
lady, wyciągając kilka drobnych z kieszeni, położyłam je na
blat, i powiedziałam do barmana o niebieskich włosach.
— Butelkę sake, poproszę.
Mężczyzna obok obdarował mnie
chłodnym spojrzeniem.
— Co ty tutaj robisz, Sakura?
— Jak to co? Nie widać? Przyszłam
się napić.
Pan stojący za barem podał moje
zamówienie, nalewając nam do kieliszków.
— Wznieśmy toast — powiedziałam
zaczepnie.
— Za co? — Mój kompan zapytał
lekko zdziwiony.
— Za mój powrót do wioski, Sasuke.
Uchiha wypił do dna, ja zrobiłam to
samo. Miałam do niego pewną urazę, wręcz w środku pałałam
nienawiścią, ale dzisiejszego wieczoru miałam zamiar dobrze się
bawić, nawet w jego towarzystwie. Sake wynagradzało mi wszystko,
nawet to, że spędzałam ten czas z Sasuke. Mogłam mieć tylko
nadzieję, że jutro nie będę miała straszliwego kaca.
Epickie! <3
Od Autorki: Witam po tak... krótkiej(?) przerwie. Przyznaję, że trochę się mocowałam z tym rozdziałem, więc może nie wyszło najlepiej. XD Ale no, następnym razem będzie lepiej! (chyba)
Ostatnio zrobiłam sobie ciemny szablonik na ANN, bo taką miałam ochotę i nawet mi się spodobał, wczoraj w nocy stwierdziłam, że jednak nie: chcę jasny. Kobieta zmienną jest, nie? I tak oto powstał obecny szablon. Przyznam, że jestem z niego zadowolona, jak na moje umiejętności wyszedł całkiem, całkiem.
Został mi jeszcze tydzień ferii, mam zamiar wykorzystać ten czas, miałam się ostatnio już zabrać za pisanie, ale nie mogłam się przemóc, pisząc ten rozdział wypruwałam z siebie flaki... Czyli ostatki mojej weny. Ale, ale! I tak muszę się wziąć do roboty.
Ostatnio zrobiłam sobie ciemny szablonik na ANN, bo taką miałam ochotę i nawet mi się spodobał, wczoraj w nocy stwierdziłam, że jednak nie: chcę jasny. Kobieta zmienną jest, nie? I tak oto powstał obecny szablon. Przyznam, że jestem z niego zadowolona, jak na moje umiejętności wyszedł całkiem, całkiem.
Został mi jeszcze tydzień ferii, mam zamiar wykorzystać ten czas, miałam się ostatnio już zabrać za pisanie, ale nie mogłam się przemóc, pisząc ten rozdział wypruwałam z siebie flaki... Czyli ostatki mojej weny. Ale, ale! I tak muszę się wziąć do roboty.
Cóż, co mogę jeszcze powiedzieć... Będę kiedyś lepszą bloggerką (pisareczką, joł), zobaczycie! Tak za pięćdziesiąt lat... XD
Trzymajcie się!
Kocham twoje blogi *.* ten może jest nowy, ale już skradł moje wymagające serducho :D Chce już wiedzieć co Sakura powiedziała Sai'owi...
OdpowiedzUsuńŻyczę weny. Pisz szybko. Pozdrawia Haruna ;)
A dziękuję :3 Nie taki tam znowu nowy... ma rok XD
UsuńWena na pewno się przyda, również pozdrawiam! :)
Przeczytalam :3
OdpowiedzUsuńCiekawiee... Wspomnienia Sasuke przy ogluszeniu Rozowej, ckliwie :d Ciekawi mnie tez rozmoea Saia z Sakura :) I dalsza akcja w barzee :d
Pozdrawiam usypiajac z telefonem w reku :d
Polly-chan
Chyba zbytnio zrobiłam w tym momencie z Sasuke kluchę, no ;-----; A to wcale nie miało być ckliwe! XD
UsuńZnam to uczucie ;----; I jeszcze jak tak telefon wali jasnością po oczach (Y)
Miły, przyjemny rozdział - podobał mi się, tylko mam nadzieję, że w następnym wszystko bardziej się rozwinie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Niestety póki co, akcja rozgrywa się powoli... A następny rozdział jeszcze nie szykuje się taki dynamiczny.
UsuńRównież pozdrawiam. ;)
— Nie obudziła się? — zapytałem zdziwiony.
OdpowiedzUsuń— Obudziła, ale zaraz ją ogłuszyłem. Poza tym i tak się nie zorientowała, co się dzieje, z tego co widziałem, miała niezłego kaca.
Wygryw tego rozdziału, bez kitu. xD Śmiałam się kilka minut.
Biedna dziewczyna, ale cieszę się, że została. I ten jej książę, który przybył za nią do Konohy. :D
Wiem, że na następną część trzeba poczekać, ale rusz się, bo jest fajnie. :D Ta psia akcja Sasuke mnie intryguje. xD
Nie ma to jak odpisać prawie miesiąc później. XDD
UsuńKURDE NO PISAŁABYM SZYBCIEJ, ALE TO NIE MOJA WINA ŻE MAM TYLE BLOGÓW (FUCK LOGIC) XDDD
Typowa blondynka... XD
Co to pijaństwo robi z ludźmi xDDD Ta najebana w trzy dupy Sakura naprawdę była irytująa, bardzo dobrze zrobili, że ją ogłuszyli, chyba by mnie szlag trafił jak miałabym słuchać całą drogę jej wrzasków i pisków. W sumie to trochę przykro, że stała się ładnie mówiąc panią do towarzystwa, bo przecież jest mądrą, inteligentną kobietą ._. Ja rozumiem jakieś pustaki, ale ona!? Nie mogę tego przeboleć i koniec, stoczyła się strasznie.
OdpowiedzUsuńRównież zastanawiałam się, co będzie po przeprowadzeniu operacji czy zostanie czy odejdzie i bardziej stawiałam na to, że znowu sobie ucieknie, ale miło mnie zaskoczyłaś. :D Ciekawe jak potoczy się jej życie w Liściu i czy zmieni swoje zachowanie i podejście do życia.
Kocham rodzinkę Uzumakich! <3
Końcówka bardzo mnie zaintrygowała! Sakura i Sasuke wspólnie opróżniający kieliszki... Hmmmm, różnie się to może skończyć, no ale zobaczymy jak to się potoczy. ;> I co tam masz w zanadrzu. Miło by było gdyby w końcu jakoś się dogadali, tylko na razie może w sposób słowny xD Żeby tylko nie wylądowali w łóżku, a potem tego żałowali ._. xDDD
Tyyyy, małpo jedna. Ten szablon jest przecudowny, no! ._. Nie mogę się na niego napatrzeć i szczerze ci przyznam, że to chyba jeden z twoich najlepszych :o :o *,* Mam nadzieję, że pozostanie na długo :) No i mój ma być równie piękny xD :P Jak to zawsze xd Wgl te kolorki są takie przyjemne, ten rozdział był taki przyjemny ;3 Żyć, nie umierać. :D
Spinaj dupę i pisz Szare, bo nie odpuszczę! :D
Weź, nie stoczyła się aż tak... no dobra, stoczyła, ale taka była moja wizja. XD
UsuńNie chcę nic mówić, ale raczej się nie dogadają zbytnio.. dobra... ci... :>
Wiem, że jest przecudowny i tak zostanie na dłużej (a chociaż powinien ;----;)
Taka motywacja [*]
Cuuuudny szablon, cuuuudne piosenki, cuuuuuuuudny rozdział :D Zastanawia mnie jedno, Sakura tak szybko zmieniła zdanie co do pomocy Nartuo, aż mnie zastanawia czy nie ma w tym jakiegoś swojego interesu :D może dopatruję się rzeczy, których nie ma? :D Taka Sakura mi odpowiada, taki Sasuke także :D Kakashi trochę dla mnie jak nie Kakashi, nie wiem czemu :D czeeeeeeeeeekam na jakąś akcję!!!! <3 dawaj, dawaj, dawaj! :D
OdpowiedzUsuńBuuuuziaki kochana :*
Cuuuudny komentarz xD
UsuńDopatrujesz się rzeczy, których nie ma xD Mnie się wydawało, że Kakashi jest jak Kakashi, no ale... ;----;
Buźki <3
Koło którego rozdziału planujesz zrobić jakąś scenę Sasusaku? :3
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie na razie powiedzieć... Mam rozpisaną fabułę, a przed napisaniem rozdziału wybieram sobie poszczególne wydarzenia, tak jak mają być i dopisuję wtedy jakieś bardziej szczegółowe momenty. ;)
Usuń