„Chciałbym powiedzieć ci, opisać cały ból, przypomnieć wielkość chwil, używać małych słów. Z każdym paznokciem twój przywoływałem śmiech. Nie mogłem krzyczeć już, omdlenie darem jest.” Dawid Podsiadło - 4:30
~*~
Sasuke
Zapadła pomiędzy nami
nieprzyjemna cisza. Wiatr nagle dał o sobie znać, a zapach późnego
lata doszedł do naszych nozdrzy. Słońce już wschodziło coraz
wyżej, dając o sobie znać. Naruto patrzył na mnie z zacięciem,
ale i też był trochę skołowany. Jego profil oświetlały
promienie słońca, włosy potargał mu wiatr, a niebieskie oczy
stały się nagle matowe. Zbytnio nie rozumiałem jego postępowania ani postawy jaką sobie obrał. Naruto, którego znałem, nigdy się
tak nie zachowywał. No właśnie... Minęło kilka lat odkąd
ostatni raz się widzieliśmy, w dodatku był teraz Hokage, więc nie
mógł sobie pozwolić na dziecinne zachowanie.
– Ona – zaczął
ochrypłym głosem. – Już od dawna nie mieszka w wiosce.
Po raz kolejny między
nami zapadła cisza, a ja stałem i patrzyłem na Naruto. Przybrałem
maskę obojętności. Odchrząknąłem. Naruto po tym moim geście zaczął mówić dalej.
– Nie wróciła z nami
po wojnie. Nie mam pojęcia, gdzie teraz aktualnie przebywa. Wiem
jednak, że... – przerwał na chwilę – nie jest tą samą Sakurą,
którą znaliśmy.
Naruto przymknął na
chwile powieki, by po chwili znów je otworzyć. Jego oczom powrócił
dawny blask, a na twarz wtargnął beztroski uśmiech.
– Chodźmy na sake! – wykrzyknął uradowany, młody Hokage.
– A pozwolą ci? – mruknąłem z przekąsem. W końcu jego posada do czegoś
zobowiązywała.
– Pewnie! Znaczy się... – Podrapał się po głowie. – Miyu będzie zła. To moja
sekretarka.
Westchnąłem; cały
Naruto.
– Chodźmy –
odrzekłem, a blondyn zaczął prowadzić mnie do znanego mu baru.
Przez drogę niewiele
rozmawialiśmy, właściwie to Naruto cały czas nawijał, aż mi
grał na nerwach. Jednak z obojętnością wysłuchiwałem jego
opowiadań o zdarzeniach, jakie miały miejsce przed moim powrotem.
– No i wtedy...
Zemdlałem! – mruknął Naruto, gestykulując rękoma. – Czy ty
rozumiesz? To był taki ważny moment, a ja...
– Naruto! – warknąłem. – Szczerze, nie obchodzi mnie to, jak zostałeś ojcem.
Mężczyzna na
chwilę zamilkł, by po chwili ukazać mi szereg białych zębów.
– Mógłbyś mnie
przynajmniej posłuchać – mruknął. – Wątpię, czy ty
zostaniesz ojcem.
– Jakoś mi się nie śpieszy – odburknąłem.
– Ech, ty i to twoje
podejście. Tak to nic nie zmajstrujesz. – Westchnął
zrezygnowany.
– Nie potrzebny mi
bachor. Nie nadaję się do niańczenia – warknąłem pewny
siebie.
– Uzumaki jeden, Uchiha
zero. Przegrywasz, Sasuke – stwierdził Naruto, poszerzając swój
uśmiech.
Westchnąłem po raz
kolejny, zastanawiając się, jakie intencje kierują Uzumakim.
Wiedziałem, że między nami zawsze była nuta rywalizacji, ale
jeśli chodziło o dzieci... Jakoś specjalnie się z tym nie
spieszyłem i póki co nie miałem zamiaru.
Chociaż, tak naprawdę nigdy nad tym nie myślałem. Jak spełniałbym się w roli ojca? Byłaby to dziewczynka, czy chłopiec? A może jedno i drugie? Nie widziałem sensu, aby zastanawiać się nad tym w tej chwili.
Chociaż, tak naprawdę nigdy nad tym nie myślałem. Jak spełniałbym się w roli ojca? Byłaby to dziewczynka, czy chłopiec? A może jedno i drugie? Nie widziałem sensu, aby zastanawiać się nad tym w tej chwili.
Na ulicach pojawiało się
coraz więcej przechodniów, a co za tym idzie – ludzie patrzyli na
mnie z pewnym strachem. W końcu należałem do klanu, który był
skazany na nienawiść. W dodatku sam wyrobiłem sobie złą opinię
wśród mieszkańców. Zabijałem bez mrugnięcia okiem, dzieci,
kobiety, a nawet należałem do Akatsuki. Dotarło do mnie, że
jeszcze bardzo długa droga przede mną.
– I co z tego? – Zaszczyciłem młodego Hokage odpowiedzią.
– To, że jesteś w
plecy, Sasuke – powiedział, klepiąc mnie po plecach.
Odsunąłem się od niego
na bezpieczną odległość. Naruto, ty nigdy się nie zmienisz.
– Kiedyś
się przekonasz, jak to ty jesteś w plecy – odezwałem się z
zawadiackim uśmiechem.
Do
moich nozdrzy doszedł znajomy zapach. Obejrzałem się, a pewna
postać mignęła mi przed oczami. Pewnie mi się tylko
wydawało. Przez chwilę
wpatrywałem się w pewien punkt między przechodzącymi ludźmi,
lecz zniecierpliwiony Naruto przywołał mnie na ziemię.
– Sasuke!
Mówiłem coś do ciebie! Głuchy jesteś? - zapytał, wymachując
rękoma przed moimi oczami.
– Nie
drzyj się, głąbie – warknąłem, zatrzymując jego dłoń.
– Uchiha
coś nie w sosie – skomentował moje zachowanie, lecz zbytnio się
tym nie przejąłem.
– Myślałem
– odparłem z irytacją.
– Myślałeś? – zapytał. – A to ciekawe? Od kiedy ty myślisz? – Przejechał
kciukiem i palcem wskazującym po podbródku, tak aby wyglądać na
osobę, która nad czymś rozmyśla.
– Doprawdy
zabawne – syknąłem. – W porównaniu do ciebie mam czym myśleć – odgryzłem się blondynowi. W końcu odrobina zabawy nie
zaszkodzi. A dręczenie Uzumakiego było niegdyś jedną z takich
przyjemności.
– Ech, Sasuke, ty się nigdy nie zmienisz, co? – odpowiedział z uśmiechem.
– Mógłbym
to samo powiedzieć o tobie. Nadal jesteś idiotą – zakpiłem
sobie z przyjaciela.
– Sasuke!
Pamiętaj, z kim rozmawiasz! – Spojrzał na mnie groźnie. – Jestem
Hokage i mam prawo nie przyjąć cię z powrotem.
– I
tak tego nie zrobisz – odpowiedziałem i zacząłem iść w swoją
stronę.
Młody
Hokage jeszcze przez chwilę stał w miejscu, po czym ruszył za mną.
– Sasuke!
Gdzie ty się wybierasz, co? – krzyknął do mnie.
– Jak
najdalej od ciebie. Głupota może być zaraźliwa – odgryzłem
się z cwaniackim uśmiechem na ustach.
– Mieliśmy
iść na sake! – Wskazał palcem na bar, który znajdował się tuż
obok nas.
Zawróciłem
i razem z Uzumakim skierowaliśmy się do środka. Był to mały
budynek zbudowany z drewna. Moją uwagę przyciągnęły drzwi, które
dość kontrastowały się z wielkością chaty. Ich rozmiar
uświadomił mi, jak niskim człowiekiem byłem. Dla kogo oni
zrobili takie wielkie drzwi?
Naruto
pociągnął za mosiężną klamkę.
Przed
wejściem do środka byłem pewny, że to jakaś zapadała dziura.
Teraz, kiedy stałem w ładnie wyremontowanym pomieszczeniu, nie
mogłem się nadziwić, jak bar może tak wyglądać. Spojrzałem
obojętnie na Uzumakiego i zapytałem.
– Jesteśmy
we właściwym miejscu?
Blondyn
nie odezwał się ani słowem, wszedł tylko w głąb pomieszczenia.
Poszedłem tuż za nim, dokładnie przyglądając się izbie.
Nie
była ona wielka. Ściany zrobiono z drewna, w niektórych miejscach
zauważyłem elementy marmuru. Meble zostały wykonane z jasnego
drzewa, okrągłe stoliki pokrywały czerwone obrusy, a na każdym
stał dzbanek z bukietem białych kwiatów. W środku unosił się
zapach tytoniu i cynamonu. Na samym końcu pomieszczenia znajdowała
się mała, drewniana lada, a za nią stał barman i półka z trunkami.
Wszędzie wisiały jakieś dekoracje, a całość prezentowała się
bardzo elegancko. A może był to bar dla jakiś grubych ryb?
Ta
knajpa to tylko dowód na to, jak bardzo pozory mogą mylić.
Podeszliśmy
do lady, a Uzumaki od razu zamówił dla nas butelkę sake.
Przyjrzałem się barmanowi. Był to facet na oko po czterdziestce,
łysy, wysoki, barczysty. Idealny, aby zmieścić się w drzwiach.
Mężczyzna nalał nam po kieliszku, po czym pogładził swojego wąsa i zaczął
mi się przyglądać.
– Czy
ty jesteś Sasuke Uchiha? – zapytał, nie spuszczając ze mnie
wzroku.
– Zgadza
się – odparłem krótko.
– Hokage
dużo o panu opowiadał. Tak właściwie... to o całej drużynie
siódmej – odpowiedział, biorąc do ręki szklankę, którą
zaczął wycierać.
Spojrzałem
kątem oka na Uzumakiego, lecz nie miałem zamiaru już się odzywać.
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy.
– Właściwie
co zamierzasz teraz zrobić, Sasuke? – zadał pytanie blondyn,
upijając z kieliszka.
Zerknąłem
na niego podejrzliwie, robiąc to samo.
– Nie
wiem.
– Cóż
za wyczerpująca odpowiedź – zakpił, waląc pięścią w stół.
Przemilczałem
to i czekałem, aż przejdzie mu wahanie nastrojów. Nie miałem
zamiaru mu się zwierzać.
– Ja
idę – oznajmiłem i zszedłem z krzesła.
– Sasuke! – Usłyszałem tylko za sobą, kiedy wychodziłem z budynku.
Lecz
już nie przejmowałem się nawoływaniami blondyna. Miałem zamiar
zrobić sobie małą przechadzkę po wiosce.
Powolnym
krokiem zmierzałem do starej dzielnicy Uchiha. Mijałem wiele nowych
budynków, które powstały po wojnie, gdzieniegdzie można było
zobaczyć odremontowane domy jak i sterty gruzu. Widać to wszystko, co miało miejsce w przeszłości, zostawiło dość duży ślad. Nie
tylko na wiosce, budynkach, ale i na ludziach. Nadal spoglądali na
mnie krzywo, ze strachem, a z ich ust można było odczytać jedno
słowo – zdrajca. W pewnym sensie im się nie dziwiłem. W
końcu sam niegdyś żyłem zemstą, a co za tym idzie, przeszłością.
Dotarłem
nareszcie do celu. Tak jak wcześniej zauważyłem, stało tu wiele
nowych budynków, jednak pozostało kilka starych, spróchniałych
ruder, które kiedyś były zamieszkiwane przez ród Uchihów. Podszedłem do najbardziej znanego mi miejsca. Budynek ledwo się
trzymał, lecz zauważyłem, że był w pewien sposób zadbany.
Zapewne to sprawka nowego Hokage, który nigdy nie rzucał słów na
wiatr.
Otworzyłem
z pewnym szacunkiem bramę, w końcu była wejściem na posesję, będącą dla mnie niegdyś domem. Z tym miejscem wiązałem
wiele wspomnień, jednocześnie tych najlepszych jak i najgorszych.
Wszedłem
w głąb, stąpając po chodniku. Rozejrzałem się wokół. W
ogrodzie rosły chwasty, cóż, najwidoczniej Uzumaki nie zwrócił
na nie uwagi. Mogłem tylko założyć, że bardziej zależało mu
na budynku niż na kawałku suchej ziemi, na której i tak by nic nie
wyrosło.
Nagle
wiatr zawiał mocniej, a kilka suchych liści przywędrowało do
moich stóp. Zacząłem mieć się na baczności. W końcu w takie
miejsca nie zapuszczali się normalni ludzie, sam się do nich nie
mogłem zaliczyć. Ponownie zacząłem stąpać w kierunku drzwi
wejściowych, jednak moje zmysły nie dawały mi spokoju.
Podświadomie coś przeczuwałem, jednak nie byłem pewny co takiego
może się zdarzyć. Już stanąłem na werandzie, kiedy usłyszałem
szelest. Zerknąłem tylko w tył, aby upewnić się, czy ktoś za mną
nie stoi. Ujrzałem tylko mały cień, lecz nie byłem pewny, iż się
nie przewidziałem. Kolejny szelest dał mi do zrozumienia, że to
jednak nie było urojenie. Obróciłem się na pięcie i spojrzałem
prosto w oczy przeciwnika. Były to małe ślepia o blado niebieskiej
barwie. Zdałem sobie sprawę, że istota, która znajdowała się
aktualnie w bramie do posesji, nie należała do przedstawicieli
człowiekowatych, a nawet chodziła na czterech łapach.
Przeciwnikiem okazał się pies, jednak wiedziałem, że on nie był
taki zwykły.
Zawarczał
cicho i powoli zaczął się do mnie zbliżać. Wpatrywałem się w zwierzę, lecz po chwili usłyszałem głośny huk i odwróciłem głowę.
Jednak kiedy sekundę później zerknąłem w miejsce, gdzie powinien
znajdować się pies, go już nie było.
A może tylko mi się
wydawało? Może był to tylko zwykły czworonóg?
Ponownie
zacząłem zbliżać się w stronę budynku. Teraz dopiero
zauważyłem, że mój dawny dom gdzieniegdzie był już stertą
gruzu. W końcu po takiej wojnie, nie mógł ostać się cały. Nie
zważając na to, że budynek ledwo stoi, otwarłem powoli drzwi,
które głośno zaskrzypiały i o mały włos nie wypadły z zawiasów, po czym wszedłem do środka.
Do
moich nozdrzy doszedł specyficzny zapach. Był przepełniony
środkami czystości, który przeplatał się z zgnilizną.
Skrzywiłem się, czując go. Rozejrzałem się wokół, widać było, że ktoś zajmował się tym domem. Wprawdzie ściany w
pewnych miejscach pękały, a w powietrzu unosił się kurz, to jakaś osoba wkładała swój trud, aby miejsce wyglądało jak najlepiej. Mocno
zakaszlałem, kierując się do miejsca, które niegdyś służyło
jako kuchnia. Wiele pokoi w rezydencji zmiotło na pył, zostało
niewiele pomieszczeń. Wszedłem do środka izby i zobaczyłem
połamane meble, rozpoznałem w nich dawną ladę jak i półkę,
która się nad nią znajdowała. Przejechałem palcem po drewnie, a
do mojej głowy wróciło kilka wspomnień z dzieciństwa. W takich
chwilach pozwalałem sobie na odrobinę nostalgii.
Wszedłem
w głąb pomieszczenia i pewna rzecz przykuła moją uwagę.
Dotknąłem delikatnie uchylonych drzwi od dolnej szafki, a do moich
nozdrzy doszła dość duża dawka kurzu. Pokręciłem nosem i
przykucnąłem, aby zobaczyć co znajduje się w środku. Wyciągnąłem
rękę w kierunku zawiniętego w rulon papieru. Zdmuchnąłem osadzony
na nim kurz, po czym zacząłem go obracać w dłoniach, uważnie mu
się przyglądając. Schowałem tajemniczy zwój do kieszeni i
postanowiłem sprawdzić go później. Wyprostowałem się i zacząłem
kierować ku wyjściu, nie oglądając się za siebie. Wiele
wspomnień powracało do mojej głowy, lecz starałem się je
odrzucić. Podłoga skrzypiała wraz z każdym kolejnym krokiem. Po
kliku minutach ponownie znalazłem się przed budynkiem. Teraz miałem
zamiar zrobić sobie małą przechadzkę po wiosce, w końcu musiałem
dokładnie dowiedzieć się, ile tutaj się zmieniło przez ten
ostatni czas.
~*~
Naruto
Stawiałem
szybkie kroki w stronę wymierzonego sobie celu. Musiałem jak
najszybciej załatwić to ze starszyzną, a Sasuke dać jakieś lokum
do zamieszkania. Nie mógł już przecież mieszkać tam, gdzie
kiedyś. Starałem się utrzymać w miarę budynek klanu Uchiha,
jednak wojna zrobiła swoje. Westchnąłem głośno, zdając sobie
sprawę, że nie byłem całkiem trzeźwy. I tak po spotkaniu z radą, miałem zamiar napić się w swoim gabinecie trochę sake. Stanowisko Hokage dawało
mi nieraz w kość, a nie tak dokładnie to sobie wyobrażałem.
Kilka lat temu to było jeszcze odległe marzenie, dzięki któremu
brnąłem przez życie i stawiałem czoła różnym wyzwaniom. Dziś
wiedziałem, że ta posada wcale nie jest taka cudowna, jak kiedyś
mi się wydawało. Roboty papierkowej było w cholerę, a całe
obowiązki spoczywały na moich barkach. Tylko sake było w jakiś
sposób odskocznią od tego wszystkiego. W pewnym sensie mogłem
zrozumieć, dlaczego Tsunade tyle piła. Na trzeźwo nie dałoby się
tego wszystkiego zdzierżyć.
Mijałem
wiele pomieszczeń, aż w końcu dotarłem do tego, w którym miało
odbyć się zebranie. Stanąłem niepewnie pod drzwiami, a na
korytarzu zapadła cisza. Spojrzałem niepewnie na klamkę, lecz po
chwili chwyciłem ją mocno. Wszedłem do środka pomieszczenia, gdzie
czekali już na mnie Homura i Koharu. Że te stare pierdy jeszcze tak
dobrze się trzymały.
Homura
Mitokado był już człowiekiem w sędziwym wieku. Miał krótkie,
sterczące, siwe włosy oraz brodę. Na jego nosie spoczywały
okulary w zielonych oprawkach, a jego szata cechowała się białym
kolorem. Ten człowiek zawsze trzymał się swoich zasad i rzadko
ustępował.
Natomiast
Koharu Utatane była kobietą o ciemnych oczach, które zwykle
przymrużała. Siwe włosy upinała w koka. Liczne zmarszczki zdobiły
jej twarz, nadając poważnego wyrazu. Odziana była w szarobiałą
szatę, a wiszące kolczyki zawsze przystrajały uszy.
Czułem,
że rozmowa nie będzie przebiegać zbyt przyjaźnie, jednak musiałem
podołać wyzwaniu. Alkohol płynący w moich żyłach tylko dodawał
mi odwagi. Usiadłem naprzeciw radnych, po czym głośno
odchrząknąłem i zacząłem mówić.
– Zdajecie
sobie sprawę, że do wioski wrócił mój dawny kompan? – zadałem
pytanie dość poważnym tonem.
– Już
o tym wiemy, jednak chyba nie sądzisz, że tak po prostu wybaczymy
mu wszystkie złe uczynki? – odparła Koharu beznamiętnie.
Siedzieliśmy
chwilę w ciszy, po czym odparłem.
– Wiem,
że Sasuke Uchiha ma swoje na sumieniu, jednak trzeba wziąć pod
uwagę także fakt, że pomógł naszej wiosce podczas wojny. – Patrzyłem z determinacją na dwoje staruszków, którzy siedzieli
przede mną.
– To,
że stanął po naszej stronie, nic nie znaczy. Wcześniej był
przestępcą, który należał do Akatsuki – wtrącił Homura.
Przekląłem
pod nosem na tego starego dziada i zamaszyście wstałem. Zrobiłem
kilka kroków w stronę okna, po czym stanąłem.
– Nie
możecie zapomnieć, że jednak to, że nam pomógł, zaważyło nad
wygraną – powiedziałem pełen wiary.
– Ale... – zaczęła Koharu, jednak od razu jej przerwałem.
– Nie
ma „ale”! To ja jestem Hokage i to ja decyduję, kogo przyjąć
do wioski, a kogo nie! – podniosłem głos, patrząc na kobietę.
Ta
przybrała tylko surowy wyraz twarzy.
– Zgoda
– odezwał się Homura. – Może zostać w wiosce. Jednak nasi
ludzie będą go pilnować i tylko jeden mały przekręt z jego
strony, a nie skończy się to dla niego dobrze.
– Zgoda
– odparłem. – Muszę już iść.
Zdawałem
sobie sprawę, że na pewno coś knuli za moimi plecami, inaczej by
się tak łatwo nie zgodzili.
Nie
miałem zamiaru dłużej przebywać w tym pomieszczeniu z tymi
ludźmi. Nie lubiłem ich towarzystwa, więc to źle mogłoby się
skończyć dla całej naszej trójki. Musiałem teraz odbyć kolejną
rozmowę, jednak tym razem na spokojnie, z samym Sasuke. Swoje kroki
skierowałem ku gabinetowi i po chwili się tam znalazłem.
Otworzyłem drzwi i zamknąłem je głośno za sobą. Pierwsze co
rzuciło się w moje oczy, to była sterta dokumentów leżąca na
moim biurku. Westchnąłem głośno, a moja mina wyrażała
bezradność. Usiadłem na krześle i otworzyłem małą szufladkę,
wyciągając z niej butelkę sake oraz kieliszek. Jednak nie było mi
dane posmakować trunku, gdyż do mojego gabinetu wpadła Miyu, która
pracowała tutaj jako sekretarka. To dwudziestoletnia kobieta o
długich brązowych włosach i tego samego koloru oczach, a jej
długie nogi przyciągały wzrok niejednego mężczyzny. Wprawdzie
kobiecych kształtów to ona praktycznie nie miała, a nawet gorzej –
cierpiała na ich brak, gdyż jej krągłości nie odznaczały się
wielkością. Ubrana była w krótką, szarą spódniczkę, do tego ciemnobrązową bluzkę oraz sandały.
– Szanowny
Hokage, wzywał mnie pan do siebie? – zapytała spokojnym,
melodyjnym głosem.
– Tak
– odparłem, podpierając brodę dłońmi. – Wezwij do mnie
Sasuke Uchihę.
Kobieta
tylko skinęła głową i po chwili zniknęła za drewnianymi
drzwiami.
– Naruto-sama! – Wpadła ponownie zdyszana Miyu do pomieszczenia. – Znaleziono
rannych w Sunie, którzy mieli na sobie opaski z Konohy! Był to
szósty oddział zwiadowczy wysłany tydzień temu! Z przekazanych
informacji wynika, że brakuje dwóch członków! – wykrzyczała
dziewczyna na jednym wydechu, ledwo stojąc w drzwiach.
Zerwałem
się z miejsca i podszedłem do okna.
– Jakie
są obrażenia rannych i gdzie się aktualnie znajdują?
– Zostali
już przetransportowani do naszego szpitala. Jedna osoba odniosła
klika zadrapań, lecz jest nieprzytomna, natomiast reszta... – urwała i spojrzała na mnie niepewnie.
Zerknąłem
na dziewczynę zniecierpliwiony.
– Są
w stanie zagrożenia życia. Nie możemy zidentyfikować trucizny w
ich ciele. Nasi medycy dają im góra dwa tygodnie życia –
dopowiedziała niepewnie.
– Wezwij
do mnie Kakashiego Hatake oraz Sasuke Uchihę – rozkazałem i
obróciłem się w stronę Miyu. – Natychmiast – dodałem.
Po
chwili dziewczyna zniknęła za drzwiami a ja zostałem sam.
Przyjrzałem się obrazowi Konohy, jaki rozciągał się przede mną.
Ciemne chmury przyozdobiły niebo, a drzewami zaczął miotać silny
wiatr. Westchnąłem, dzisiejszy dzień zapowiadał się tak
pięknie...
~*~
Sasuke
Przechadzałem się właśnie bocznymi ulicami wioski,
kiedy nagle pewien osobnik pojawił się tuż obok mnie. Miałem się
na baczności i czekałem na jego kolejny ruch, lecz zauważyłem
pewien symbol, jaki widniał na jego ramieniu. Okazało się, że
należał do ANBU Konohy.
– Ty jesteś Sasuke Uchiha? - zapytał dyskretnie,
chowając się w cieniu.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową.
– Szanowny Hokage wzywa cię do swojego gabinetu –
dodał, aby po chwili zniknąć w kłębach dymu.
Szanowny
Hokage – zakpiłem w myślach.
Nie miałem zamiaru się spieszyć, a wręcz przeciwnie – chciałem
dotrzeć na miejsce jak najpóźniej.
Przemierzałem w spokoju coraz to bardziej opuszczone
ulice. Budynki były tutaj bardzo zaniedbane, a po niektórych
zostały już tylko fundamenty. Westchnąłem cicho i zacząłem
kierować swoje kroki w kierunku głównej ulicy Konohy. Jednak kiedy
przechodziłem pod jednym z opuszczonych domów, natknąłem się na
staruszkę.
Miała ona delikatne rysy twarzy, które dodatkowo
podkreślały zmarszczki. Długie, siwe, gdzieniegdzie jeszcze czarne
włosy opadały jej na ramiona. Hebanowe oczy przyglądały mi się
uważnie oraz z troską. Na sobie miała czarną koszulę i w tym samym kolorze
spódnicę. Głowę opatuliła ciemną chustą. Zacząłem się
zastanawiać, co robiła na tym odludziu, jednak po chwili stwierdziłem,
że to nie moja sprawa. Kiedy przeszedłem obok staruszki, zatrzymał
mnie jej głos.
– Roślina
bez wody nie potrafi żyć. A kiedy ktoś jej to życie odbiera,
nazywamy to grzechem –powiedziała głośno, tak abym mógł to usłyszeć.
Obróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto w oczy
staruszki z obojętnością. Robiło się coraz ciemniej, a na swoim
policzku poczułem kroplę wody. Ta jednak mówiła dalej.
– Splamiony
tym grzechem, poznasz smak cierpienia. Zginiesz w oczach ludzi, a
twoja miłość zwiedzie cię i pokona. A gdy odejdzie, poczujesz
pustkę. Lecz pamiętaj! Życie grzesznika też będzie wieczne!
Jednak nie na twoich ramionach będzie spoczywać ta męka – dopowiedziała, a ja stwierdziłem, że kobieta ma jakieś omamy.
Po
chwili jak nigdy nic, staruszka rozpłynęła się wraz ze strugami
deszczu. Stałem chwilę osłupiały, analizując jej słowa: Twoja
miłość zawiedzie cię i pokona? Przecież
to niedorzeczne, ludzie, których kochałem już dawno nie żyją.
Jak dla mnie to było absurdalne, jednak nie miałem zamiaru dłużej
nad tym myśleć.
Ruszyłem w końcu z miejsca, a mokre ubranie przyległo
do mojego ciała. Zacząłem biec w stronę najwyższego budynku w
wiosce. Nie miałem zamiaru przedłużać swojego spaceru z powodu
pogody.
Po kilku minutach znalazłem się w głównej siedzibie Hokage. Udałem się na schody, zostawiając za sobą mokre ślady.
Usłyszałem jeszcze tylko, jak jakaś kobieta za mną krzyczała,
jednak już nie dosłyszałem co. Znalazłem się pod drzwiami gabinetu Uzumakiego i otworzyłem je, a one głośno zaskrzypiały.
– Uchiha, kultura wymaga pukania – warknął Naruto, a
spod sterty papierów wyłoniła się blond włosa czupryna.
– Po co mnie wezwałeś? – zapytałem, całkowicie
ignorując jego uwagę i wchodząc w głąb pomieszczenia.
Dopiero
teraz zauważyłem, że nie byliśmy sami. W środku znajdował się
również Kakashi Hatake, mój dawny mistrz i trener drużyny
siódmej. Jego bujna, siwa czupryna nieco oklapła, a oblicze stało
się bardziej ponure. Ostatnia wojna odcisnęła piętno nie tylko na
wiosce, ale też na ich mieszkańcach, a Kakashi Hatake był tego
idealnym przykładem. Prawda, którą odkrył podczas walk,
wstrząsnęła nie tylko nim, ale i również osobami, które
walczyły u jego boku. W prawdzie Obito, chłopak, który niegdyś
był uważany za zmarłego,
okazał się złoczyńcą, spiskującym przeciwko własnej wiosce.
– Otóż doszło kilka dni temu do walk w Sunie, w
których uczestniczył nasz oddział. Niestety nie mamy pojęcia,
kto był napastnikiem, jednak to tylko kwestia czasu – zaczął
poważnym tonem Naruto – Nasi ludzie zostali ciężko ranni, jedna
osoba doznała niewielkich obrażeń, ale jest nieprzytomna. W ich
ciałach znajduje się trucizna, którą nasi medycy nie potrafią
zidentyfikować. – Po tych słowach westchnął głośno, a do moich
uszu doszedł dźwięk odsuwanego krzesła.
Spojrzałem na Uzumakiego, który stał przy oknie. Wzrok
miał nieobecny, a na jego twarzy nie było żadnych emocji.
– Dlatego musicie odnaleźć pewną osobę i
przyprowadzić ją do wioski. To jest wasza misja. Jutro dowiecie
się szczegółów, możecie spodziewać się wezwania do mojego
gabinetu. Kakashi możesz już odejść – powiedział i zerknął
na jounina.
Hatake pożegnał się z nami skinięciem głowy i
zniknął w kłębach dymu. Ja również miałem zamiar wyjść z
pomieszczenia, jednakże zatrzymał mnie głos Naruto.
– Ty zostajesz, Uchiha, chyba, że masz zamiar spać na
ulicy – warknął, siadając z powrotem za biurkiem.
Jego włosy wyglądały, jakby nie widziały fryzjera od
dobrych kilku lat. Oczy miał podkrążone, a głowę podpierał na
dłoniach, bawiąc się obrączką.
Nie odezwałem się ani słowem, tylko przyglądałem
się zmartwionej twarzy Uzumakiego.
– Trzymaj
– powiedział, wyciągając klucze w moją stronę. – Twoje
mieszkanie znajduje się na zachodniej części wioski, powinieneś
trafić. Przy kluczach masz zapisany adres.
Skinąłem głową, po czym w ciszy opuściłem
pomieszczenie. Wiedziałem, że Naruto potrzebował chwili spokoju i
odprężenia. W końcu jego ludzie walczyli z życiem, a on mógł
tylko na to patrzeć. W każdym bądź razie nie była to moja
sprawa.
Zamiast skierować się w stronę mieszkania, miałem
zamiar udać się do baru. Musiałem się czegoś napić, a
zbawiennym trunkiem było dla mnie sake. Wszedłem do pierwszej
lepszej knajpy, stojącej nieopodal. Do moich nozdrzy doszedł zapach
tytoniu. Bar już nie był taki ekskluzywny, jak ten, w którym
przesiadywałem z Naruto, jednak mnie to nie przeszkadzało.
Przyszedłem się tutaj napić, a nie dobrze bawić.
Ściany były pomalowane na biało, a meble zostały
wykonane z ciemnego drewna. Unoszący się zapach tytoniu mieszał
się z tanimi kadzidłami. Niektóre stoliki zajmowali otyli ludzie,
których zwano tutaj pijakami. Zwykle nie pachnieli oni przyjemnie,
ani nie chodzili ładnie ubrani. Kilku z nich spojrzało na mnie
krzywo, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. Po chwili i tak
wrócili do swojego codziennego zajęcia, czyli picia.
Podszedłem do baru i zasiadłem na krześle. Barman
okazał się małym człowiekiem o bujnej, niebieskiej czuprynie.
Jego zielone oczy dokładnie ilustrowały moją osobę, a blizna pod
lewym okiem w pewien sposób nadawała mu groźnego wyrazu. Chociaż,
o ile taki człowiek mógł być groźny.
– Co podać? – zapytał po chwili, odkładając ścierkę
na blat.
– Butelkę sake – odpowiedziałem.
Barman tylko skinął głową, a po chwili postawił
przede mną trunek. Nalał mi kieliszka, a butelkę postawił tuż
obok.
– Wie pan... Lepiej, żeby ktoś taki jak pan, nie
przesiadywał tutaj sam – powiedział cicho, tak abym tylko ja go
usłyszał.
Spojrzałem na niego obojętnie i odpowiedziałem.
– Nie mam czego się bać, takie knypki nic mi nie
zrobią. – Mój głos zabrzmiał pewnie.
Wziąłem kieliszek w dłoń i jednym susem
pochłonąłem jego zawartość. Barman już ani słowem więcej się
nie odezwał.
Kilka godzin zeszło mi tak na siedzeniu i piciu. Od wypitego alkoholu szumiało mi w głowie, więc mogłem uznać to, za przejaw pijaństwa. Podszedł do mnie jeden z pijaczków i coś zaczął
mówić. Jego wypowiedź była jednym, wielkim bełkotem, więc nie
przejąłem się nim zbytnio. Reszta jego znajomych zaczęła zbierać
się wokół nas, a ja nadal piłem niewzruszony. Jeden z nich
szarpnął mnie za ramię.
– Czego? – warknąłem zły, odwracając się w stronę
grupki.
Jeden z nich, najwyższy, nieogolony i cuchnący
etalonem, odezwał się do mnie.
– To ty jesteś Uchiha?
Podniosłem brew, skąd taki ktoś jak on, znał moje
nazwisko?
– Zgadza się – odparłem beznamiętnie i miałem
zamiar powrócić do picia, jednak nie było mi to dane.
– Jesteś zdrajcą! – krzyknął jeden z nich, po czym
wszyscy rzucili się w moją stronę. Westchnąłem głośno i
stanąłem na równych nogach, wyciągając parę kunai, po czym
rzuciłem je w ich stronę.
Momentalnie zastygli w miejscu. Położyłem kilka
banknotów na ladę, po czym udałem się do wyjścia. Kompletnie
straciłem ochotę na picie przez tych natrętów.
Udałem się do mieszkania, jakie przydzielił mi
Uzumaki. Aby dojść do budynku, musiałem przemierzyć kilka
uliczek. Deszcz nadal padał, co nie szło mi na rękę, mimo to nie
miałem siły się spieszyć.
Po kilkunastu minutach znalazłem się na miejscu.
Budynek był w kolorze jasnego beżu, a przed drzwiami znajdował się
niewielki ganek oraz ogródek. Wyciągnąłem klucze z kieszeni, po
czym otworzyłem furtkę i zacząłem kierować się ku wejściu.
Wszedłem
do środka budynku, ale nie miałem ochoty już dzisiaj się w nim
rozglądać, więc udałem się na piętro z zamiarem odnalezienia
sypialni. Otworzyłem pierwsze drzwi, które zobaczyłem i ujrzałem
jednoosobowe łóżko. Nie myśląc długo, ściągnąłem z siebie
mokre ubrania i położyłem się spać.
Noc minęła mi spokojnie i kiedy wstałem, rozejrzałem
się po pokoju. Nie był on wieki, ściany odznaczały się
granatowym kolorem, za to meble ze swoją jasnością, idealnie kontrastowały z otoczeniem. Naprzeciw drzwi stało drewniane łóżko,
przy nim stała niewielka komoda, a po lewej stronie pomieszczenia
znajdowały się dwa duże okna. W pomieszczeniu była także szafa i biurko. Nie miałem wielkich wymagań, więc takie
standardy mi odpowiadały. Pozbierałem swoje ubrania, które były
już suche i udałem się na korytarz w poszukiwaniu łazienki. Na
tym piętrze znajdowało się jeszcze tylko jedno pomieszczenie.
Łazienka była urządzona w kolorach brązu, stała tam
niewielka umywalka, muszla, kilka półek oraz prysznic. Szybko
otworzyłem drzwiczki od kabiny, aby po chwili poczuć kojącą wodę,
która spływała po moim ciele. Westchnąłem głośno, a do mojej
głowy zaczęły napływać wspomnienia z wczorajszego dnia.
Potrząsnąłem dla opamiętania głową, a wszystkie myśli
zniknęły. Oparłem czoło o zimne kafelki i zakręciłem kurek.
Wyszedłem z kabiny, owijając się ręcznikiem. Po kliku minutach
wyszedłem z pomieszczenia, odświeżony i ubrany.
Zszedłem na dół z zamiarem przygotowania śniadania,
jednak stwierdziłem, że lepiej udać się na miasto, bo zapewne
lodówka stała pusta.
Zamknąłem drzwi na klucz i udałem się do pobliskiej
knajpy, gdzie serwowali dango. Nie musiałem iść gdzieś daleko,
gdyż tuż obok znalazłem to, czego szukałem. Wszedłem do niej i
poczułem znajomy zapach. Zasiadłem przy ladzie i zamówiłem sobie
porcję. Po chwili poczułem, jak ktoś się do mnie przysiada.
– Dawno się nie widzieliśmy. – Usłyszałem głos
chłopaka.
Odwróciłem
się w jego stronę i stwierdziłem, że niewiele się zmienił. Jego
okrągłe oczy jak zawsze przysłaniały gęste brwi, a zielony
uniform przyozdabiał jego
ciało. Nawet po śmierci swojego mistrza, zostały w nim pewne
nawyki i zapewne sam głosił naukę o wiośnie młodości. Co za
dziecinada.
– Ano, dawno – odrzekłem zdawkowo. Nigdy jakoś nie
byłem rozmowny, a zwłaszcza nie miałem ochoty na rozmowę z Lee.
– Co sprawiło, że wróciłeś? – dopytywał się
chłopak.
W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami i zacząłem
jeść zamówione przez siebie danie. Siedzieliśmy tak w ciszy, po
czym zapłaciłem i wstałem z miejsca. Opuściłem knajpę, nawet
się z nim nie żegnając.
Pogoda dzisiaj znowu nie dopisywała, chociaż
przynajmniej nie padało. Słońce chowało się za gęstymi
chmurami, a w twarz wiał zimny wiatr.
Przed misją miałem zamiar trochę potrenować, dlatego
wybrałem się na pole treningowe. Niegdyś odbywaliśmy tam treningi
jako drużyna siódma. Kiedy znalazłem się na miejscu, przyjąłem
bojową pozycję i wyciągnąłem kilka kunai, aby zacząć
celować w drewniane pale. To właśnie do nich został przywiązany
Naruto, gdy zdawaliśmy pierwszy test. To miejsce przywoływało
wiele wspomnień, jednak starałem się je wyrzucić z głowy.
Podczas treningu odprężałem się i wyciszałem zmysły. Kiedy
celowanie kunaiami było już zbyt nużące i monotonne, sięgnąłem
po swoją katanę. Pewnie dzierżyłem tę broń w dłoniach,
czułem się w jakiś sposób z nią połączony, tak jakby była mi
przeznaczona.
Zacząłem nacierać na pale, a wszystkie moje mięśnie
idealnie ze sobą współgrały. Napinałem je i rozluźniałem raz
za razem.
Po dwóch godzinach treningu po raz kolejny poczułem
coś dziwnego. Zła aura jakby zawisła w powietrzu, a wiatr znowu
zawiał mocniej. Uczucie deja vu przepełniło moje ciało, a z lasu
wyłoniła się postać psa.
Czworonóg nie robił nic, tylko patrzył, a właściwie
obserwował. Spoglądałem na niego z taką samą zaciętością. Na
twarz przybrałem maskę obojętności, jednak w środku nie
wiedziałem o co dokładnie tutaj chodzi. W końcu to dziwne, że po
raz kolejny spotykam tego psa. Teraz wiedziałem już na pewno, że
nie był to przypadek.
Czarna
grzywa zwierzęcia wirowała razem z wiatrem, przejrzyście niebieskie oczy
przenikały mnie na wskroś. Staliśmy tak przez kilka minut, po czym
czworonóg udał się w głąb lasu, nie pozostawiając po sobie ani
śladu.
Stwierdziłem, że po ukończeniu misji będę musiał
czegoś dowiedzieć na ten temat. Pies nie wydawał mi się już
złudzeniem, a dziwne było to, iż po raz kolejny spotkałem go na
swojej drodze. Przerwałem trening i zacząłem kierować się w
stronę mieszkania. Miałem zamiar się odświeżyć, a potem udać
się na kolejny na spacer po wiosce. Wiele się tutaj zmieniło i
chciałem zobaczyć, gdzie się co teraz znajduje. Musiałem
być obeznany w terenie w razie jakiegoś wypadku. Kiedy znalazłem
się w mieszkaniu, wziąłem szybki prysznic. Potem tylko się
ubrałem i zamknąłem za sobą drzwi.
Mijałem wiele nowych budynków, które odznaczały się
barwnymi kolorami. Główne ulice wioski tętniły już życiem.
Przechodni patrzyli na mnie krzywo, z przerażeniem. Byłem zdrajcą
wioski przez dobrych parę lat, zabiłem wielu niewinnych ludzi jak i
złoczyńców. Stałem się maszyną, która nie miała żadnych
uczuć. Uśmiechnąłem się drwiąco pod nosem, nic nie robiąc
sobie z ich spojrzeń.
Dzieci uciekały bądź oddalały się na mój widok,
kobiety przyspieszały przerażone, a mężczyźni ściskali dłonie
w pięści. Widać, nie byłem zbytnio mile widziany w tej wiosce.
Owszem, zdarzały się wyjątki, że niektóre młode dziewczyny
posyłały mi spojrzenia pełne tajemniczości i pożądania. Nie
mogłem narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej.
Zawsze miałem powodzenie u kobiet, nawet w kilku przypadkach
nagminnie to wykorzystałem.
Podczas
swojej przechadzki po wiosce, spotkałem kilka znajomych twarzy.
Gdzieś między tłumem przeciskał się nasz sensei z akademii –
Iruka. W innym miejscu spotkałem Kibę i Shino. Hodowca psów dość
mocno zareagował na mój widok, gdyż za mną nie przepadał,
natomiast władca robaków nie
robił sobie nic z mojego powrotu i uważał, że to wyłącznie
decyzja Hokage.
Po raz kolejny udałem się do najbliższego baru,
jednak nie był to ten sam co wczoraj. Nie miałem zamiaru wracać
tam i bawić się z tymi pijakami.
Wszedłem do małego pomieszczenia za kotarą; knajpa
została urządzona w typowo tradycyjnym stylu. Stoliki były niskie,
bez krzeseł, jedynie przy barze stały krzesła. W izbie dominowały
kolory bieli, gdzieniegdzie akcentowane czerwienią. Podszedłem do
lady i zamówiłem sobie szklankę wody. Nie mogłem sobie pozwolić
na picie przed misją, zwłaszcza, że w każdej chwili mogłem być
wezwany do gabinetu.
Przyjrzałem się barmance. Była dziewczyną niską o
długich, prostych blond włosach oraz niebieskich oczach.
Pochłonięta układaniem szklanek, nawet nie zauważyła, że jej
się przyglądam. Wydawała się taka drobna, jakby była małą
dziewczynką.
– Sasame, przyjdź mi tu na zaplecze! – krzyknęła jakaś
kobieta, która wyłoniła się zza kotary.
Niska staruszka przyglądała mi się na chwilę, po
czym spojrzała na dziewczynę. Ta ustawiła ostatnią szklankę i
rzucając mi przelotne spojrzenie, zniknęła razem z kobietą.
W pomieszczeniu znajdowałem się tylko ja i jeszcze
kilka samotnie siedzących osób. Po chwili usłyszałem dźwięk
odsuwanej kotary i stąpających po podłodze kroków. Ktoś obok
mnie odsunął krzesło i zasiadł na nim, a ja poczułem słodki
zapach damskich perfum. Obok tej osoby stanęły również dwie
inne. Odwróciłem się w stronę kobiety i zobaczyłem tak bardzo
znaną mi twarz, o której chciałem zapomnieć. Jej pełne, malinowe
usta kusiły swoim wyglądem, a duże iskrzące oczy przyglądały mi
się uważnie. Niewiele zmieniła się od tych kilku lat, chociaż
musiałem przyznać, że nabrała większych, kobiecych kształtów.
– Sasuke... – wymruczała moje imię – Pamiętasz mnie
jeszcze? – zapytała, owijając sobie kosmyk włosów na palec.
– O tobie nie da się zapomnieć – mruknąłem
beznamiętnie, ukradkiem przyglądając się dziewczynie.
Uśmiechnęła się zawadiacko, rozplątując kucyka, a
czarne, długie włosy opadły jej na ramiona. Spojrzała na mnie
swoimi niebieskimi oczami, zagryzając wargę.
– Wiesz, że mogliśmy... – zaczęła, lecz nie dałem
jej skończyć.
– Daj spokój, to już było – warknąłem, przykładając
szklankę do ust i upijając łyka wody.
Teraz przyjrzałem się również jej kompanom. Jednego
z nich już miałem okazję poznać. Był to wysoki chłopak o
białych włosach i szarych oczach – Yurinioi, którego imię
oznaczało zapach lilii. Podobno jego matka uwielbiała te kwiaty i
marzyła o córeczce, jednak dane było jej urodzić tylko syna, po
porodzie zmarła.
Na sobie miał szarą bluzkę bez rękawów, a pod tym
czarną, siatkową koszulę. Do tego zwykłe, ciemne spodnie i pełne
obuwie.
Obok niego stał również wysoki chłopak o długich,
blond włosach i zielonych oczach. Rysy twarzy miał delikatne, wręcz
kobiece. Przyodziany był w białą koszulkę, czarne spodnie, a na
jego biodrach widniał zielony pas, za którym nosił katanę. Pod
lewym okiem miał charakterystyczny pieprzyk, zaś pod prawym –
wytatuowaną łapę kota.
– Ehm – zaczęła Inyoku, czarnowłosa dziewczyna,
której imię oznaczało pożądanie. – Yuriniego już znasz,
natomiast ten – wskazała palcem na drugiego chłopaka – to
Neko. Nikt nie zna jego prawdziwego imienia, gdyż został
znaleziony jako małe dziecko.
– Sasuke. Sasuke Uchiha – mruknąłem w jego stronę,
po czym powróciłem do opróżnienia szklanki.
Zapłaciłem barmance za wodę i już wstałem od lady,
kiedy zatrzymała mnie zimna dłoń dziewczyny.
– Żałuję, Sasuke – szepnęła mi na ucho, a ja
wyrwałem się z jej uścisku.
– Nie mamy czego żałować, to było konieczne –
rzuciłem na odchodnym i po chwili wyszedłem z baru.
Wiedziałem, że całą rozmowę ktoś podsłuchiwał.
Jednak nim zdołałem dostrzec sprawcę, jego już nie było.
Przekląłem siarczyście pod nosem. Postanowiłem wrócić do domu i
się przespać.
~*~
Naruto
W końcu znalazłem chwilę dla swojej rodziny. Za
godzinę musiałem wracać do swojego gabinetu, aby porozmawiać na
temat misji z Kakashim i Sasuke. Miałem zamiar wplątać to także
Saia, gdyż osobę, którą mieli sprowadzić, nie jest tak łatwo
przekonać. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze klika lat
temu. Westchnąłem, kiedy mała dziewczynka wdrapała mi się na
kolana. Miała krótkie granatowe włosy i białe oczy. Urodę
odziedziczyła po matce. Właśnie siedzieliśmy na werandzie w
ogrodzie, a moja żona, Hinata, przygotowywała obiad dla naszej
trójki. Choć nie raz mówiłem jej, żeby się nie przemęczała,
to jednak nigdy mnie nie słuchała. Była kobietą delikatną, ale
jak bardzo upartą, a ja nie raz potrafiłem ją porządnie
rozzłościć. Uśmiech wpełznął na moją twarz, a dwuletnia
dziewczynka zaszczebiotała radośnie.
– Tato, tato! – Klasnęła w dłonie i pokazała palcem
na przelatującego motyla. Ucałowałem delikatnie jej czoło i
postawiłem córkę na nogach.
– Idź się pobawić, zaraz przyjdę – powiedziałem do
niej czule, czochrając jej włosy. Uśmiechnęła się do mnie i
pobiegła, przyjrzeć się motylowi, który osiadł na jednym z
kwiatów.
Wszedłem do domu i udałem się w stronę kuchni. W
całym pomieszczeniu unosił się zapach mojego ulubionego dania, aż
w moim brzuchu zaburczało, a z ust pociekła ślina. Szybko ją
obtarłem i kiedy znalazłem się już w pokoju, przytuliłem swoją
żonę od tyłu, wtedy kiedy kroiła warzywa.
– No i jak ci idzie, kochanie? – zapytałem, układając
podbródek na jej ramieniu.
– Naruto, nie przeszkadzaj mi, mam jeszcze trochę do
roboty – odparła i odsunęła się ode mnie, zajmując się
gotowaniem.
Westchnąłem głośno i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w tym pomieszczeniu.
– Jak myślisz, jak on zareaguje? Jak ona zareaguje? – zapytałem patrząc z czułością, ale i też niepewnością na
żonę.
– Nie mam pojęcia, Naruto – odrzekła, rzucając mi
współczujące spojrzenie.
To na moich barkach spoczywało wiele problemów innych
ludzi jak i całej wioski. Musiałem myśleć o wszystkich oraz o
wszystkim. Niekiedy stawało się to męczące. Ukryłem twarz w
dłoniach, po czym wstałem i udałem się do wyjścia. Kiedy byłem
już w drzwiach, Hinata dodała tylko:
– Będzie dobrze, zobaczysz. Znajdą ją, a potem wszyscy
wrócą do zdrowia. – Posłała mi ciepły uśmiech, a ja w pewnym
sensie odetchnąłem w duchu z ulgą. Spojrzałem na zegarek i z
niesmakiem stwierdziłem, że musiałem się już zbierać.
Udałem się do ogrodu, aby zawołać swoją córkę do
środka. Ta jak zwykle była w swoim żywiole, a cała niebieska
sukienka, którą miała na sobie, umorusana została błotem.
Westchnąłem. Hinata nie będzie zadowolona z tego faktu, ale pewnie
jak zwykle to przemilczy.
Zawołałem małą do środka i po chwili stała już
przy mnie, wpatrując się w moje oblicze z ciekawością.
– Tato! – zawołała swoim piskliwym głosikiem.
– Tata musi wracać do pracy, idź do mamusi, ale nie
przeszkadzaj jej – odrzekłem, a po chwili dziewczynka zniknęła
za drzwiami.
Pożegnałem się jeszcze z żoną i udałem się do
najwyższego budynku w wiosce. Po kilkunastu minutach siedziałem już
za biurkiem w swoim gabinecie.
Zawołałem do siebie Miyu, która po chwili stała w
drzwiach z gorącym kubkiem kawy. Podała mi ciepły napój, a sama
stanęła przed biurkiem.
– Coś się stało, Hokage-sama? – zapytała.
– Poślij kogoś, aby wezwali do mnie Kakashiego Hatake,
Sasuke Uchihę i Saia.
– Zrozumiałam – odpowiedziała i zniknęła za
drzwiami.
Wziąłem do ręki teczkę z danymi pewnej osoby. No,
to się niedługo zobaczymy...
~*~
Sasuke
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałem z łóżka i
poszedłem otworzyć, przed mną stał jeden z członków ANBU. Już
wiedziałem, po co tutaj przyszedł.
– Sasuke Uchiha, Hokage wzywa cię do swojego gabinetu –
oznajmił beznamiętnym tonem głosu i zniknął w kłębach dymu.
Widać Uzumaki sprawił sobie chłopca na posyłki,
sprytnie. Zamknąłem drzwi i furkę, po czym udałem się do
biura Hokage. Kiedy byłem już na miejscu, otworzyłem drzwi do
gabinetu, nie przejmując się spojrzeniem Naruto, które ciskało
piorunami.
– Co ja mówiłem? - warknął, po czym wyciągnął z
szuflady plik dokumentów.
W pomieszczeniu oprócz mnie i blondyna, znajdowali się
także Kakashi jak i mój zastępca po odejściu z wioski – Sai.
Przywitałem się z nimi skinieniem głowy, a Naruto zaczął mówić.
– Już was poinformowałem o tym, że nasze oddziały
zostały zaatakowane w Sunie. W śród osób zaginionych znajdują
się: Choji Akimichi oraz Shikamaru Nara. Ino nie odniosła
poważniejszych ran, za to inni członkowie grupy walczą o życie
w naszym szpitalu. Dlatego, aby im pomóc, potrzebujemy
wyspecjalizowanego medyka. Musicie go dla mnie znaleźć –
powiedział i podał Kakashiemu teczkę z dokumentami. – Tam
znajdziecie dane osoby, jak i szczegóły misji.
Kakashi po zapoznaniu się z zawartością teczki,
przekazał ją Saiowi. Po czym dostała się w moje ręce, a osobą,
którą mieliśmy znaleźć była...
– Sakura Haruno? – mruknąłem do siebie. Niby nic nie
było w tym dziwnego, w końcu dziewczyna uczyła się niegdyś pod
okiem samej Tsunade.
Sakura
Haruno, lat dwadzieścia trzy. Ostatni raz widziana trzy miesiące
temu w Kiri. Aktualnie pracuje dorywczo w kilku miejscowych
szpitalach, ale nic więcej nie wiadomo na jej temat.
Znaki
rozpoznawcze: Różowe włosy, zielone oczy, znak pieczęci Yin.
– Wyruszacie dzisiaj wieczorem. O ósmej macie zebrać
się pod głównym wyjściem z wioski – poinformował nas Uzumaki. – A teraz możecie się rozejść i przygotować do misji.
Wszyscy skinęliśmy głowami, że rozumiemy, po czym
wyszliśmy z gabinetu. Nikt nie odezwał się słowem, a chwilę
później każdy poszedł w swoją stronę.
Udałem się do domu, aby spakować potrzebne rzeczy, po
drodze zrobiłem trochę zakupów, żeby przyrządzić sobie prowiant.
Te kilka godzin zeszło mi na przygotowaniu do misji.
Broń białą miałem już spakowaną, założyłem na siebie czarny
uniform i do tego zieloną kamizelkę. Przypomniałem sobie, że
nadal byłem geninem, po powrocie z misji będę musiał porozmawiać
o tym z Naruto.
Zapiąłem kaburę i włożyłem za pas swoją katanę.
Zamknąłem drzwi za sobą i powolnym krokiem zmierzałem w kierunku
wyjścia z wioski. Nie musiałem się spieszyć, gdyż miałem
jeszcze trochę czasu. Kiedy dotarłem na miejsce, czekał już Sai,
analizując dokładnie papiery Haruno. Przystanąłem nieopodal i
zacząłem wpatrywać się w zachodzące słońce. Niebo przybrało
pomarańczowy kolor, pomieszany z żółcią. Nagle zrobiło się
chłodniej.
Rozejrzałem się ukradkiem, Kakashiego jak nie było
tak nadal nie ma. Pewnie jak zwykle się spóźni.
Razem z Saiem przesiedzieliśmy godzinę w ciszy, po
czym zjawił się sensei w kłębach dymu.
– Witajcie, dzieciaki, wybaczcie mi spóźnienie. Czarny
kot przebiegł mi drogę... – Przerwałem mu.
– Darujmy sobie te wymówki, przydałoby się wyruszyć –
mruknąłem ozięble, a reszta drużyny przyznała mi rację skinięciem głowy.
Po chwili wyruszyliśmy, skacząc z drzewa na drzewo.
Ciekawe
co zrobisz, jak mnie zobaczysz... Sakuro.
Od Autorki: Wiem, wiem nuda jak cholera, ale się starałam. W życiu chyba nie napisałam aż 12 stron w Wordzie, sukces moi kochani, Sasame w końcu wzięła się za siebie. Jak widać, możecie tutaj zobaczyć nowy szablon. Moim zdaniem bardziej pasuje do klimatu opowiadania ;)
Powiem tyle - będzie się działo i będę się starać, żeby notki były jak najdłuższe. Wgl. czyta to ktoś, czy już o mnie zapomnieliście? :D
I to uczucie kiedy kończysz pisać i wiesz, że dałeś z siebie wszystko, biczys!
Błędy na pewno są, choć starałam się je poprawić, ale wiadomo - nikt nie jest nieomylny, więc jak coś znajdziecie - pisać. Do zobaczonka ludziska! ;*
Noo, jestem z ciebie i siebie dumna, ot co! xd
OdpowiedzUsuńRozdział był długi, wyczerpujący i ciekawy.
Troszeczkę wydaje mi się, że ten Sasuke jakiś taki zbyt łagodny jest. Zgadza się, przytakuje i wgl. No, ale dziwne, żeby zachowywał się inaczej w wiosce, w której traktowany jest jak zdrajca.
Naruto jest zajebistym hokage *,* Postawił się tym starym prykom i przyjął mojego męża z powrotem do wioski. <3
Awww <3
No i powiedz mi, o co chodzi z tą dziwną staruszką i psem. Bardzo mnie to zaciekawiło. ;>
Naruto i Hinata są razem i mają potomstwo. Trochę tylko małżonek mógłby ogarnąć się z tym sake. Życie jest brutalne, trzeba inaczej poradzić sobie z obowiązkami. ;_______________;
A Uchiha jak zwykle zamiast grzecznie porozmawiać z pijaczkami, musiał ich nastraszyć. xD Ja pierdziele xd
Ogólnie to wkurzyłabym się, jakby ktoś co pięć minut wzywał mnie do swojego gabinetu. xDDDDDDD Seeeeeeerioo -.-
No i pytanie dnia: czemu Sakura odeszła z Konohy i nikt nie wie, co się z nią dzieje? Może ktoś ją gdzieś przetrzymuje. :c Jak dobrze, że Sasek i Kakashi mają za zadanie ją odnaleźć. :333 No i ciekawe, jakie będzie ich pierwsze spotkanie po latach.
Mam nadzieję, że reszcie nic nie będzie i wszyscy będą zdrowi.
Gdzieś tam było kilka powtórzeń, ale nie chce mi się szukać. xD
I wgl... jak ty możesz występować w tym opowiadaniu, to ja też CHCEM. :P Hmpf
Szablon jest boski, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. <3 Pasuje idealnie. :D
Mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo (czytaj nie za 8656788765456 miesięcy) no i będzie mniej więcej tej samej długości. :D
Wiesz, że cię nie znoszę, więc nie pozdrawiam i nie życzę weny. xD
Ja wiem, że ty mnie nie znosisz, ale "mówi się trudno i żyje się dalej!" yolo, swag i te sprawy...
UsuńNo to prawda, że Sasek jest zbyt łagodny no ;c ale też nie chce robić z niego całkowitego drania, więc muszę trochę nad nim popracować ;3
Nie mogę zdraaaaaadzić o co chodzi ze staruszką i psem.
U mnie Naruciak przejął nawyki po Tsunade, więc nie ma zmiłuj... będzie chlanie! xD
Nikt jej nie przetrzymuje tak mi pszykro ;c nie trafiłaś xd
Zastanowię się nad twoją posadą w tym opowiadaniu... Jesteś zbyt hałaśliwa i mogłabyś mi tam coś nabroić no...
Ja wiem, że szablon ci się podoba, już mi spamiłaś na gg ;p No i ja też mam nadzieję, że rozdział kolejny już niedługo, bo mam wenę na to opowiadanie ^^
Siem!
OdpowiedzUsuńTu znowu męcząca ja ;_;
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to naprawdę piękny szablon, jak ich mało. Nie przesadzając! Kobieto jaki ty masz taalent <3
Co do nowego rozdziału, oczywiście jak zwykle, nie zawiodłam się.
Błędów jak zawsze u ciebie żadnych nie zauważyłam ^^
Wymyśliłam pewną rymowankę przez przypadek xD:
Sasame i błędy? Człowieku, za dużo Brandy!
Mózg w kawałkach ;_;
Co do treści. Zaskakująca. Zwidy Sasuke? Nie wiemy. Już przewijają się nowe postacie, a Haruno jest jak na razie enigmą. Mają wyruszyć na jej poszukiwania... Ciekawe jak im pójdzie. Sasuke, jestem ciekawa jego zachowania. Podoba mi się jego nieco inna odsłona. Tak bardziej... Ludzka w pozytywnym sensie :D
Reasumując. Odwaliłaś kawał dobrej roboty i z szablonem i z zaczepistym rozdziałem. Talentu, jak zazwyczaj, pozazdrościć :3
Życzę weny i czekam na następny rozdział:)
Pozdrawiam... Karui-chan!
Ojej, cieszę się, że szablon przypadł do gustu moim czytelnikom <3 Ostatnio jakoś częściej staram się przy szablonach ^^
UsuńBłędy na pewno są, choć już nie robię ich tak wiele jak kiedyś ;)
Rymowanka zawsze spoko, nie czuję, że rymuję <3
Fajnie to ujęłaś, że Sasek bardziej ludzki, bo tak trochę miałam zamiar go przedstawić, chociaż bez przesady xD
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! ;)
Dziękuję za napisanie nowego rozdziału i nie martw się ja o Tobie nie zapomniałam. Czekałam na ten rozdzialik. Ciekawa jestem jak Sakura zareaguje jak zobaczy swoją dawną miłość w drzwiach. Oj będzie się działo... Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdzialik i pozdrawiam.
Paulina
Miło, że ktoś jeszcze ze mną został na tym blogu ;) Postaram się napisać jak najszybciej ;)
UsuńJa też wciąż z Tobą jestem! :3 I cholera, rzeczywiście się przy tym rozdziale postarałaś, nigdy nie czytałam czegoś tak długiego w twoim wykonaniu. Sasamiś się wyrabia, jejejejejejejej! No i jak zawsze widać, że się rozwijasz :) Fakt, wyłapałam kilka powtórzeń i zdecydowanie nadużywasz "się", w niektórych zdaniach, co dziwne, można pominąć to słówko, serio, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam! Ale naprawdę, obserwacja twojego rozwoju jest niezwykle przyjemnym zajęciem. :)
OdpowiedzUsuńNo i szablon taki genialny *,*
Co do akcji, to momentami rzeczywiście było nudnawo i nawet się bez bicia przyznam, że niektóre opisy postaci czy pomieszczeń po prostu omijałam. Ja wiem, że to jest potrzebne i wgl, ale ja jestem leniem i generalnie i tak zazwyczaj wszystko wyobrażam sobie po swojemu, więc nie bierz tego do siebie :p Jeśli chodzi o Sakurę, to myślę, że nie byłam jedyną, która domyśliła się, że to o nią chodzi już na etapie podawania informacji o truciźnie (no chyba że to tylko ja mam taki genialny, przebiegły umysł *skromniacha*). Co do babci, to pewnie ta jej "przepowiednia" się w pewien sposób zacznie spełniać, ciekawy wątek :) A na psa, to obstawiam, że to ta laska z baru. Nie mam pojęcia, kim ona jest, ale te czarne włosy pasują mi na czarne futerko, a niebieskie oczy... no, na niebieskie oczy psa xd Takie tak teorie od Chustii :3
Pozdrawiam, weny, buziaki! ♥♥♥
Oooo Chusti! :D Miło Cię tutaj widzieć :D
UsuńEh będę musiała popracować nad tymi powtórzeniami i nadużywaniem "się", jednak miło słyszeć, że jest coraz lepiej (Y).
To zapewne, nie trudno było się domyślić, że chodzi o Saki :D sama czasami wolę iść na łatwiznę i takie rzeczy, podsuwać czytelnikom, gdyż jest to potrzebne, aby rozwinąć akcje. Później nie wszystko będzie takie oczywiste.
Również pozdrawiam! <3
Sasame, zepsułaś coś i mi nie powiadomiło o notce! .____.
OdpowiedzUsuńA więc. Zacznę od tego, że teraz mój komentarz nie będzie logiczny (patrz: godzina).
Hm. Przrz chwilę miałam wrazenie, że bedzieu SasuLee (NIE PYTAJ ._.), ale dobrze, że po prostu jestem zmęczona xD
Miki zapomniała co miała napisać... ._.
Yhm. Sasuke chlejący. Jestem ślepa czy co, że nie widzę Sasuke pieprzącego? Bo gdzie alkohol i Uchiha, dzieje się.
Wgl, tak mnie ciekawi co z tą Sakurą. Bo mam kikka wersji, ale cóż, nie ośmieszę się jeszcze bardziej xD
Właśnie, kończę. NIE ŚMIEJ SIĘ ZE MNIE! >< Na serio późno/wcześnie to pisałam...
SasuLee <3 Napiszę kiedyś o nich o! xD
UsuńNo Sasuke zachowuje celibat, póki co... ._.
Spoko, nie śmieje się xd
Wybacz za błędy xD Ale z telefonu pisane i... .___.
UsuńHej :) Jak idzie pisanie?
OdpowiedzUsuńHej :) Średnio. Utknęłam w pewnym momencie i jakoś nie mogę przez niego przebrnąć, w dodatku teraz zabrałam się za rozdział na mojego innego bloga :)
UsuńAha... Mam nadzieję, że szybko jednak coś wymyślisz bo ogromnie nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Usuńkiedy można spodziwać się nowego rozdziału ?
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, nie chcę tutaj nic obiecywać... Nie che go również pisać na siłę; piszę tylko kiedy mam wenę; na razie zaczęłam 6 stronę... A liczę, że będzie miał ich około 12 jak nie więcej, dlatego trochę to potrwa :)
UsuńKurdę, kurdę, kurdę, kurdę :D no ja już nie mogę się doczekać aż Sakura spotka się z Sasuke hahahaha :D i kurdę, kurdę, kurdę chcę poznać co to za tajemnice z nią są związane :D i czekam na rozwiązanie się tego proroctwa :D i kurdę, kurdę, kurdę :D idę czytać dalej bo nie wytrzymam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
a no i długość bardzo dobra :D i piosenka bardzo fajna :D
Usuń