3/22/2014

I. Starzy znajomi

„Chciałbym powiedzieć ci, opisać cały ból, przypomnieć wielkość chwil, używać małych słów. Z każdym paznokciem twój przywoływałem śmiech. Nie mogłem krzyczeć już, omdlenie darem jest.” Dawid Podsiadło - 4:30


~*~
Sasuke

Zapadła pomiędzy nami nieprzyjemna cisza. Wiatr nagle dał o sobie znać, a zapach późnego lata doszedł do naszych nozdrzy. Słońce już wschodziło coraz wyżej, dając o sobie znać. Naruto patrzył na mnie z zacięciem, ale i też był trochę skołowany. Jego profil oświetlały promienie słońca, włosy potargał mu wiatr, a niebieskie oczy stały się nagle matowe. Zbytnio nie rozumiałem jego postępowania ani postawy jaką sobie obrał. Naruto, którego znałem, nigdy się tak nie zachowywał. No właśnie... Minęło kilka lat odkąd ostatni raz się widzieliśmy, w dodatku był teraz Hokage, więc nie mógł sobie pozwolić na dziecinne zachowanie.
– Ona – zaczął ochrypłym głosem. – Już od dawna nie mieszka w wiosce.
Po raz kolejny między nami zapadła cisza, a ja stałem i patrzyłem na Naruto. Przybrałem maskę obojętności. Odchrząknąłem. Naruto po tym moim geście zaczął mówić dalej.
– Nie wróciła z nami po wojnie. Nie mam pojęcia, gdzie teraz aktualnie przebywa. Wiem jednak, że... – przerwał na chwilę – nie jest tą samą Sakurą, którą znaliśmy.
Naruto przymknął na chwile powieki, by po chwili znów je otworzyć. Jego oczom powrócił dawny blask, a na twarz wtargnął beztroski uśmiech.
– Chodźmy na sake! – wykrzyknął uradowany, młody Hokage.
– A pozwolą ci? – mruknąłem z przekąsem. W końcu jego posada do czegoś zobowiązywała.
– Pewnie! Znaczy się... – Podrapał się po głowie. – Miyu będzie zła. To moja sekretarka.
Westchnąłem; cały Naruto.
– Chodźmy – odrzekłem, a blondyn zaczął prowadzić mnie do znanego mu baru.
Przez drogę niewiele rozmawialiśmy, właściwie to Naruto cały czas nawijał, aż mi grał na nerwach. Jednak z obojętnością wysłuchiwałem jego opowiadań o zdarzeniach, jakie miały miejsce przed moim powrotem.
– No i wtedy... Zemdlałem! – mruknął Naruto, gestykulując rękoma. – Czy ty rozumiesz? To był taki ważny moment, a ja...
– Naruto! – warknąłem.  – Szczerze, nie obchodzi mnie to, jak zostałeś ojcem.
Mężczyzna na chwilę zamilkł, by po chwili ukazać mi szereg białych zębów.
– Mógłbyś mnie przynajmniej posłuchać – mruknął. – Wątpię, czy ty zostaniesz ojcem.
– Jakoś mi się nie śpieszy – odburknąłem.
– Ech, ty i to twoje podejście. Tak to nic nie zmajstrujesz. – Westchnął zrezygnowany.
– Nie potrzebny mi bachor. Nie nadaję się do niańczenia – warknąłem pewny siebie.
– Uzumaki jeden, Uchiha zero. Przegrywasz, Sasuke – stwierdził Naruto, poszerzając swój uśmiech.
Westchnąłem po raz kolejny, zastanawiając się, jakie intencje kierują Uzumakim. Wiedziałem, że między nami zawsze była nuta rywalizacji, ale jeśli chodziło o dzieci... Jakoś specjalnie się z tym nie spieszyłem i póki co nie miałem zamiaru.
Chociaż, tak naprawdę nigdy nad tym nie myślałem. Jak spełniałbym się w roli ojca? Byłaby to dziewczynka, czy chłopiec? A może jedno i drugie? Nie widziałem sensu, aby zastanawiać się nad tym w tej chwili.
Na ulicach pojawiało się coraz więcej przechodniów, a co za tym idzie – ludzie patrzyli na mnie z pewnym strachem. W końcu należałem do klanu, który był skazany na nienawiść. W dodatku sam wyrobiłem sobie złą opinię wśród mieszkańców. Zabijałem bez mrugnięcia okiem, dzieci, kobiety, a nawet należałem do Akatsuki. Dotarło do mnie, że jeszcze bardzo długa droga przede mną.
– I co z tego? – Zaszczyciłem młodego Hokage odpowiedzią.
– To, że jesteś w plecy, Sasuke – powiedział, klepiąc mnie po plecach.
Odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość. Naruto, ty nigdy się nie zmienisz.
– Kiedyś się przekonasz, jak to ty jesteś w plecy – odezwałem się z zawadiackim uśmiechem.
Do moich nozdrzy doszedł znajomy zapach. Obejrzałem się, a pewna postać mignęła mi przed oczami. Pewnie mi się tylko wydawało. Przez chwilę wpatrywałem się w pewien punkt między przechodzącymi ludźmi, lecz zniecierpliwiony Naruto przywołał mnie na ziemię.
– Sasuke! Mówiłem coś do ciebie! Głuchy jesteś? - zapytał, wymachując rękoma przed moimi oczami.
– Nie drzyj się, głąbie – warknąłem, zatrzymując jego dłoń.
– Uchiha coś nie w sosie – skomentował moje zachowanie, lecz zbytnio się tym nie przejąłem.
– Myślałem – odparłem z irytacją.
– Myślałeś? – zapytał. – A to ciekawe? Od kiedy ty myślisz? – Przejechał kciukiem i palcem wskazującym po podbródku, tak aby wyglądać na osobę, która nad czymś rozmyśla.
– Doprawdy zabawne – syknąłem. – W porównaniu do ciebie mam czym myśleć – odgryzłem się blondynowi. W końcu odrobina zabawy nie zaszkodzi. A dręczenie Uzumakiego było niegdyś jedną z takich przyjemności.
– Ech,  Sasuke, ty się nigdy nie zmienisz, co? – odpowiedział z uśmiechem.
– Mógłbym to samo powiedzieć o tobie. Nadal jesteś idiotą – zakpiłem sobie z przyjaciela.
– Sasuke! Pamiętaj, z kim rozmawiasz! – Spojrzał na mnie groźnie. – Jestem Hokage i mam prawo nie przyjąć cię z powrotem.
– I tak tego nie zrobisz – odpowiedziałem i zacząłem iść w swoją stronę.
Młody Hokage jeszcze przez chwilę stał w miejscu, po czym ruszył za mną.
– Sasuke! Gdzie ty się wybierasz, co? – krzyknął do mnie.
– Jak najdalej od ciebie. Głupota może być zaraźliwa – odgryzłem się z cwaniackim uśmiechem na ustach.
– Mieliśmy iść na sake! – Wskazał palcem na bar, który znajdował się tuż obok nas.
Zawróciłem i razem z Uzumakim skierowaliśmy się do środka. Był to mały budynek zbudowany z drewna. Moją uwagę przyciągnęły drzwi, które dość kontrastowały się z wielkością chaty. Ich rozmiar uświadomił mi, jak niskim człowiekiem byłem. Dla kogo oni zrobili takie wielkie drzwi?
Naruto pociągnął za mosiężną klamkę.
Przed wejściem do środka byłem pewny, że to jakaś zapadała dziura. Teraz, kiedy stałem w ładnie wyremontowanym pomieszczeniu, nie mogłem się nadziwić, jak bar może tak wyglądać. Spojrzałem obojętnie na Uzumakiego i zapytałem.
– Jesteśmy we właściwym miejscu?
Blondyn nie odezwał się ani słowem, wszedł tylko w głąb pomieszczenia. Poszedłem tuż za nim, dokładnie przyglądając się izbie.
Nie była ona wielka. Ściany zrobiono z drewna, w niektórych miejscach zauważyłem elementy marmuru. Meble zostały wykonane z jasnego drzewa, okrągłe stoliki pokrywały czerwone obrusy, a na każdym stał dzbanek z bukietem białych kwiatów. W środku unosił się zapach tytoniu i cynamonu. Na samym końcu pomieszczenia znajdowała się mała, drewniana lada, a za nią stał barman i półka z trunkami. Wszędzie wisiały jakieś dekoracje, a całość prezentowała się bardzo elegancko. A może był to bar dla jakiś grubych ryb?
Ta knajpa to tylko dowód na to, jak bardzo pozory mogą mylić.
Podeszliśmy do lady, a Uzumaki od razu zamówił dla nas butelkę sake. Przyjrzałem się barmanowi. Był to facet na oko po czterdziestce, łysy, wysoki, barczysty. Idealny, aby zmieścić się w drzwiach.
Mężczyzna nalał nam po kieliszku, po czym pogładził swojego wąsa i zaczął mi się przyglądać.
– Czy ty jesteś Sasuke Uchiha? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Zgadza się – odparłem krótko.
– Hokage dużo o panu opowiadał. Tak właściwie... to o całej drużynie siódmej – odpowiedział, biorąc do ręki szklankę, którą zaczął wycierać.
Spojrzałem kątem oka na Uzumakiego, lecz nie miałem zamiaru już się odzywać. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy.
– Właściwie co zamierzasz teraz zrobić, Sasuke? – zadał pytanie blondyn, upijając z kieliszka.
Zerknąłem na niego podejrzliwie, robiąc to samo.
– Nie wiem.
– Cóż za wyczerpująca odpowiedź – zakpił, waląc pięścią w stół.
Przemilczałem to i czekałem, aż przejdzie mu wahanie nastrojów. Nie miałem zamiaru mu się zwierzać.
– Ja idę – oznajmiłem i zszedłem z krzesła.
– Sasuke! – Usłyszałem tylko za sobą, kiedy wychodziłem z budynku.
Lecz już nie przejmowałem się nawoływaniami blondyna. Miałem zamiar zrobić sobie małą przechadzkę po wiosce.
Powolnym krokiem zmierzałem do starej dzielnicy Uchiha. Mijałem wiele nowych budynków, które powstały po wojnie, gdzieniegdzie można było zobaczyć odremontowane domy jak i sterty gruzu. Widać to wszystko, co miało miejsce w przeszłości, zostawiło dość duży ślad. Nie tylko na wiosce, budynkach, ale i na ludziach. Nadal spoglądali na mnie krzywo, ze strachem, a z ich ust można było odczytać jedno słowo – zdrajca. W pewnym sensie im się nie dziwiłem. W końcu sam niegdyś żyłem zemstą, a co za tym idzie, przeszłością.
Dotarłem nareszcie do celu. Tak jak wcześniej zauważyłem, stało tu wiele nowych budynków, jednak pozostało kilka starych, spróchniałych ruder, które kiedyś były zamieszkiwane przez ród Uchihów. Podszedłem do najbardziej znanego mi miejsca. Budynek ledwo się trzymał, lecz zauważyłem, że był w pewien sposób zadbany. Zapewne to sprawka nowego Hokage, który nigdy nie rzucał słów na wiatr.
Otworzyłem z pewnym szacunkiem bramę, w końcu była wejściem na posesję, będącą dla mnie niegdyś domem. Z tym miejscem wiązałem wiele wspomnień, jednocześnie tych najlepszych jak i najgorszych.
Wszedłem w głąb, stąpając po chodniku. Rozejrzałem się wokół. W ogrodzie rosły chwasty, cóż, najwidoczniej Uzumaki nie zwrócił na nie uwagi. Mogłem tylko założyć, że bardziej zależało mu na budynku niż na kawałku suchej ziemi, na której i tak by nic nie wyrosło.
Nagle wiatr zawiał mocniej, a kilka suchych liści przywędrowało do moich stóp. Zacząłem mieć się na baczności. W końcu w takie miejsca nie zapuszczali się normalni ludzie, sam się do nich nie mogłem zaliczyć. Ponownie zacząłem stąpać w kierunku drzwi wejściowych, jednak moje zmysły nie dawały mi spokoju. Podświadomie coś przeczuwałem, jednak nie byłem pewny co takiego może się zdarzyć. Już stanąłem na werandzie, kiedy usłyszałem szelest. Zerknąłem tylko w tył, aby upewnić się, czy ktoś za mną nie stoi. Ujrzałem tylko mały cień, lecz nie byłem pewny, iż się nie przewidziałem. Kolejny szelest dał mi do zrozumienia, że to jednak nie było urojenie. Obróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto w oczy przeciwnika. Były to małe ślepia o blado niebieskiej barwie. Zdałem sobie sprawę, że istota, która znajdowała się aktualnie w bramie do posesji, nie należała do przedstawicieli człowiekowatych, a nawet chodziła na czterech łapach. Przeciwnikiem okazał się pies, jednak wiedziałem, że on nie był taki zwykły.
Zawarczał cicho i powoli zaczął się do mnie zbliżać. Wpatrywałem się w zwierzę, lecz po chwili usłyszałem głośny huk i odwróciłem głowę. Jednak kiedy sekundę później zerknąłem w miejsce, gdzie powinien znajdować się pies, go już nie było.
A może tylko mi się wydawało? Może był to tylko zwykły czworonóg?
Ponownie zacząłem zbliżać się w stronę budynku. Teraz dopiero zauważyłem, że mój dawny dom gdzieniegdzie był już stertą gruzu. W końcu po takiej wojnie, nie mógł ostać się cały. Nie zważając na to, że budynek ledwo stoi, otwarłem powoli drzwi, które głośno zaskrzypiały i o mały włos nie wypadły z zawiasów, po czym wszedłem do środka.
Do moich nozdrzy doszedł specyficzny zapach. Był przepełniony środkami czystości, który przeplatał się z zgnilizną. Skrzywiłem się, czując go. Rozejrzałem się wokół, widać było, że ktoś zajmował się tym domem. Wprawdzie ściany w pewnych miejscach pękały, a w powietrzu unosił się kurz, to jakaś osoba wkładała swój trud, aby miejsce wyglądało jak najlepiej. Mocno zakaszlałem, kierując się do miejsca, które niegdyś służyło jako kuchnia. Wiele pokoi w rezydencji zmiotło na pył, zostało niewiele pomieszczeń. Wszedłem do środka izby i zobaczyłem połamane meble, rozpoznałem w nich dawną ladę jak i półkę, która się nad nią znajdowała. Przejechałem palcem po drewnie, a do mojej głowy wróciło kilka wspomnień z dzieciństwa. W takich chwilach pozwalałem sobie na odrobinę nostalgii.
Wszedłem w głąb pomieszczenia i pewna rzecz przykuła moją uwagę. Dotknąłem delikatnie uchylonych drzwi od dolnej szafki, a do moich nozdrzy doszła dość duża dawka kurzu. Pokręciłem nosem i przykucnąłem, aby zobaczyć co znajduje się w środku. Wyciągnąłem rękę w kierunku zawiniętego w rulon papieru. Zdmuchnąłem osadzony na nim kurz, po czym zacząłem go obracać w dłoniach, uważnie mu się przyglądając. Schowałem tajemniczy zwój do kieszeni i postanowiłem sprawdzić go później. Wyprostowałem się i zacząłem kierować ku wyjściu, nie oglądając się za siebie. Wiele wspomnień powracało do mojej głowy, lecz starałem się je odrzucić. Podłoga skrzypiała wraz z każdym kolejnym krokiem. Po kliku minutach ponownie znalazłem się przed budynkiem. Teraz miałem zamiar zrobić sobie małą przechadzkę po wiosce, w końcu musiałem dokładnie dowiedzieć się, ile tutaj się zmieniło przez ten ostatni czas.

~*~
Naruto

Stawiałem szybkie kroki w stronę wymierzonego sobie celu. Musiałem jak najszybciej załatwić to ze starszyzną, a Sasuke dać jakieś lokum do zamieszkania. Nie mógł już przecież mieszkać tam, gdzie kiedyś. Starałem się utrzymać w miarę budynek klanu Uchiha, jednak wojna zrobiła swoje. Westchnąłem głośno, zdając sobie sprawę, że nie byłem całkiem trzeźwy. I tak po spotkaniu z radą, miałem zamiar napić się w swoim gabinecie trochę sake. Stanowisko Hokage dawało mi nieraz w kość, a nie tak dokładnie to sobie wyobrażałem. Kilka lat temu to było jeszcze odległe marzenie, dzięki któremu brnąłem przez życie i stawiałem czoła różnym wyzwaniom. Dziś wiedziałem, że ta posada wcale nie jest taka cudowna, jak kiedyś mi się wydawało. Roboty papierkowej było w cholerę, a całe obowiązki spoczywały na moich barkach. Tylko sake było w jakiś sposób odskocznią od tego wszystkiego. W pewnym sensie mogłem zrozumieć, dlaczego Tsunade tyle piła. Na trzeźwo nie dałoby się tego wszystkiego zdzierżyć.
Mijałem wiele pomieszczeń, aż w końcu dotarłem do tego, w którym miało odbyć się zebranie. Stanąłem niepewnie pod drzwiami, a na korytarzu zapadła cisza. Spojrzałem niepewnie na klamkę, lecz po chwili chwyciłem ją mocno. Wszedłem do środka pomieszczenia, gdzie czekali już na mnie Homura i Koharu. Że te stare pierdy jeszcze tak dobrze się trzymały.
Homura Mitokado był już człowiekiem w sędziwym wieku. Miał krótkie, sterczące, siwe włosy oraz brodę. Na jego nosie spoczywały okulary w zielonych oprawkach, a jego szata cechowała się białym kolorem. Ten człowiek zawsze trzymał się swoich zasad i rzadko ustępował.
Natomiast Koharu Utatane była kobietą o ciemnych oczach, które zwykle przymrużała. Siwe włosy upinała w koka. Liczne zmarszczki zdobiły jej twarz, nadając poważnego wyrazu. Odziana była w szarobiałą szatę, a wiszące kolczyki zawsze przystrajały uszy.
Czułem, że rozmowa nie będzie przebiegać zbyt przyjaźnie, jednak musiałem podołać wyzwaniu. Alkohol płynący w moich żyłach tylko dodawał mi odwagi. Usiadłem naprzeciw radnych, po czym głośno odchrząknąłem i zacząłem mówić.
– Zdajecie sobie sprawę, że do wioski wrócił mój dawny kompan? – zadałem pytanie dość poważnym tonem.
– Już o tym wiemy, jednak chyba nie sądzisz, że tak po prostu wybaczymy mu wszystkie złe uczynki? – odparła Koharu beznamiętnie.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, po czym odparłem.
– Wiem, że Sasuke Uchiha ma swoje na sumieniu, jednak trzeba wziąć pod uwagę także fakt, że pomógł naszej wiosce podczas wojny. – Patrzyłem z determinacją na dwoje staruszków, którzy siedzieli przede mną.
– To, że stanął po naszej stronie, nic nie znaczy. Wcześniej był przestępcą, który należał do Akatsuki – wtrącił Homura.
Przekląłem pod nosem na tego starego dziada i zamaszyście wstałem. Zrobiłem kilka kroków w stronę okna, po czym stanąłem.
– Nie możecie zapomnieć, że jednak to, że nam pomógł, zaważyło nad wygraną – powiedziałem pełen wiary.
– Ale... – zaczęła Koharu, jednak od razu jej przerwałem.
– Nie ma „ale”! To ja jestem Hokage i to ja decyduję, kogo przyjąć do wioski, a kogo nie! – podniosłem głos, patrząc na kobietę.
Ta przybrała tylko surowy wyraz twarzy.
– Zgoda – odezwał się Homura. – Może zostać w wiosce. Jednak nasi ludzie będą go pilnować i tylko jeden mały przekręt z jego strony, a nie skończy się to dla niego dobrze.
– Zgoda – odparłem. – Muszę już iść.
Zdawałem sobie sprawę, że na pewno coś knuli za moimi plecami, inaczej by się tak łatwo nie zgodzili.
Nie miałem zamiaru dłużej przebywać w tym pomieszczeniu z tymi ludźmi. Nie lubiłem ich towarzystwa, więc to źle mogłoby się skończyć dla całej naszej trójki. Musiałem teraz odbyć kolejną rozmowę, jednak tym razem na spokojnie, z samym Sasuke. Swoje kroki skierowałem ku gabinetowi i po chwili się tam znalazłem. Otworzyłem drzwi i zamknąłem je głośno za sobą. Pierwsze co rzuciło się w moje oczy, to była sterta dokumentów leżąca na moim biurku. Westchnąłem głośno, a moja mina wyrażała bezradność. Usiadłem na krześle i otworzyłem małą szufladkę, wyciągając z niej butelkę sake oraz kieliszek. Jednak nie było mi dane posmakować trunku, gdyż do mojego gabinetu wpadła Miyu, która pracowała tutaj jako sekretarka. To dwudziestoletnia kobieta o długich brązowych włosach i tego samego koloru oczach, a jej długie nogi przyciągały wzrok niejednego mężczyzny. Wprawdzie kobiecych kształtów to ona praktycznie nie miała, a nawet gorzej – cierpiała na ich brak, gdyż jej krągłości nie odznaczały się wielkością. Ubrana była w krótką, szarą spódniczkę, do tego ciemnobrązową bluzkę oraz sandały.
– Szanowny Hokage, wzywał mnie pan do siebie? – zapytała spokojnym, melodyjnym głosem.
– Tak – odparłem, podpierając brodę dłońmi. – Wezwij do mnie Sasuke Uchihę.
Kobieta tylko skinęła głową i po chwili zniknęła za drewnianymi drzwiami.
– Naruto-sama! – Wpadła ponownie zdyszana Miyu do pomieszczenia. – Znaleziono rannych w Sunie, którzy mieli na sobie opaski z Konohy! Był to szósty oddział zwiadowczy wysłany tydzień temu! Z przekazanych informacji wynika, że brakuje dwóch członków! – wykrzyczała dziewczyna na jednym wydechu, ledwo stojąc w drzwiach.
Zerwałem się z miejsca i podszedłem do okna.
– Jakie są obrażenia rannych i gdzie się aktualnie znajdują?
– Zostali już przetransportowani do naszego szpitala. Jedna osoba odniosła klika zadrapań, lecz jest nieprzytomna, natomiast reszta... – urwała i spojrzała na mnie niepewnie.
Zerknąłem na dziewczynę zniecierpliwiony.
– Są w stanie zagrożenia życia. Nie możemy zidentyfikować trucizny w ich ciele. Nasi medycy dają im góra dwa tygodnie życia – dopowiedziała niepewnie.
– Wezwij do mnie Kakashiego Hatake oraz Sasuke Uchihę – rozkazałem i obróciłem się w stronę Miyu. – Natychmiast – dodałem.
Po chwili dziewczyna zniknęła za drzwiami a ja zostałem sam. Przyjrzałem się obrazowi Konohy, jaki rozciągał się przede mną. Ciemne chmury przyozdobiły niebo, a drzewami zaczął miotać silny wiatr. Westchnąłem, dzisiejszy dzień zapowiadał się tak pięknie...

~*~
Sasuke

Przechadzałem się właśnie bocznymi ulicami wioski, kiedy nagle pewien osobnik pojawił się tuż obok mnie. Miałem się na baczności i czekałem na jego kolejny ruch, lecz zauważyłem pewien symbol, jaki widniał na jego ramieniu. Okazało się, że należał do ANBU Konohy.
– Ty jesteś Sasuke Uchiha? - zapytał dyskretnie, chowając się w cieniu.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową.
– Szanowny Hokage wzywa cię do swojego gabinetu – dodał, aby po chwili zniknąć w kłębach dymu.
Szanowny Hokage – zakpiłem w myślach. Nie miałem zamiaru się spieszyć, a wręcz przeciwnie – chciałem dotrzeć na miejsce jak najpóźniej.
Przemierzałem w spokoju coraz to bardziej opuszczone ulice. Budynki były tutaj bardzo zaniedbane, a po niektórych zostały już tylko fundamenty. Westchnąłem cicho i zacząłem kierować swoje kroki w kierunku głównej ulicy Konohy. Jednak kiedy przechodziłem pod jednym z opuszczonych domów, natknąłem się na staruszkę.
Miała ona delikatne rysy twarzy, które dodatkowo podkreślały zmarszczki. Długie, siwe, gdzieniegdzie jeszcze czarne włosy opadały jej na ramiona. Hebanowe oczy przyglądały mi się uważnie oraz z troską. Na sobie miała czarną koszulę i w tym samym kolorze spódnicę. Głowę opatuliła ciemną chustą. Zacząłem się zastanawiać, co robiła na tym odludziu, jednak po chwili stwierdziłem, że to nie moja sprawa. Kiedy przeszedłem obok staruszki, zatrzymał mnie jej głos.
– Roślina bez wody nie potrafi żyć. A kiedy ktoś jej to życie odbiera, nazywamy to grzechem –powiedziała głośno, tak abym mógł to usłyszeć.
Obróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto w oczy staruszki z obojętnością. Robiło się coraz ciemniej, a na swoim policzku poczułem kroplę wody. Ta jednak mówiła dalej.
– Splamiony tym grzechem, poznasz smak cierpienia. Zginiesz w oczach ludzi, a twoja miłość zwiedzie cię i pokona. A gdy odejdzie, poczujesz pustkę. Lecz pamiętaj! Życie grzesznika też będzie wieczne! Jednak nie na twoich ramionach będzie spoczywać ta męka – dopowiedziała, a ja stwierdziłem, że kobieta ma jakieś omamy.
Po chwili jak nigdy nic, staruszka rozpłynęła się wraz ze strugami deszczu. Stałem chwilę osłupiały, analizując jej słowa: Twoja miłość zawiedzie cię i pokona? Przecież to niedorzeczne, ludzie, których kochałem już dawno nie żyją. Jak dla mnie to było absurdalne, jednak nie miałem zamiaru dłużej nad tym myśleć.
Ruszyłem w końcu z miejsca, a mokre ubranie przyległo do mojego ciała. Zacząłem biec w stronę najwyższego budynku w wiosce. Nie miałem zamiaru przedłużać swojego spaceru z powodu pogody.
Po kilku minutach znalazłem się w głównej siedzibie Hokage. Udałem się na schody, zostawiając za sobą mokre ślady. Usłyszałem jeszcze tylko, jak jakaś kobieta za mną krzyczała, jednak już nie dosłyszałem co. Znalazłem się pod drzwiami gabinetu Uzumakiego i otworzyłem je, a one głośno zaskrzypiały.
– Uchiha, kultura wymaga pukania – warknął Naruto, a spod sterty papierów wyłoniła się blond włosa czupryna.
– Po co mnie wezwałeś? – zapytałem, całkowicie ignorując jego uwagę i wchodząc w głąb pomieszczenia.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie byliśmy sami. W środku znajdował się również Kakashi Hatake, mój dawny mistrz i trener drużyny siódmej. Jego bujna, siwa czupryna nieco oklapła, a oblicze stało się bardziej ponure. Ostatnia wojna odcisnęła piętno nie tylko na wiosce, ale też na ich mieszkańcach, a Kakashi Hatake był tego idealnym przykładem. Prawda, którą odkrył podczas walk, wstrząsnęła nie tylko nim, ale i również osobami, które walczyły u jego boku. W prawdzie Obito, chłopak, który niegdyś był uważany za zmarłego, okazał się złoczyńcą, spiskującym przeciwko własnej wiosce.
– Otóż doszło kilka dni temu do walk w Sunie, w których uczestniczył nasz oddział. Niestety nie mamy pojęcia, kto był napastnikiem, jednak to tylko kwestia czasu – zaczął poważnym tonem Naruto – Nasi ludzie zostali ciężko ranni, jedna osoba doznała niewielkich obrażeń, ale jest nieprzytomna. W ich ciałach znajduje się trucizna, którą nasi medycy nie potrafią zidentyfikować. – Po tych słowach westchnął głośno, a do moich uszu doszedł dźwięk odsuwanego krzesła.
Spojrzałem na Uzumakiego, który stał przy oknie. Wzrok miał nieobecny, a na jego twarzy nie było żadnych emocji.
– Dlatego musicie odnaleźć pewną osobę i przyprowadzić ją do wioski. To jest wasza misja. Jutro dowiecie się szczegółów, możecie spodziewać się wezwania do mojego gabinetu. Kakashi możesz już odejść – powiedział i zerknął na jounina.
Hatake pożegnał się z nami skinięciem głowy i zniknął w kłębach dymu. Ja również miałem zamiar wyjść z pomieszczenia, jednakże zatrzymał mnie głos Naruto.
– Ty zostajesz, Uchiha, chyba, że masz zamiar spać na ulicy – warknął, siadając z powrotem za biurkiem.
Jego włosy wyglądały, jakby nie widziały fryzjera od dobrych kilku lat. Oczy miał podkrążone, a głowę podpierał na dłoniach, bawiąc się obrączką.
Nie odezwałem się ani słowem, tylko przyglądałem się zmartwionej twarzy Uzumakiego.
– Trzymaj – powiedział, wyciągając klucze w moją stronę. – Twoje mieszkanie znajduje się na zachodniej części wioski, powinieneś trafić. Przy kluczach masz zapisany adres.
Skinąłem głową, po czym w ciszy opuściłem pomieszczenie. Wiedziałem, że Naruto potrzebował chwili spokoju i odprężenia. W końcu jego ludzie walczyli z życiem, a on mógł tylko na to patrzeć. W każdym bądź razie nie była to moja sprawa.
Zamiast skierować się w stronę mieszkania, miałem zamiar udać się do baru. Musiałem się czegoś napić, a zbawiennym trunkiem było dla mnie sake. Wszedłem do pierwszej lepszej knajpy, stojącej nieopodal. Do moich nozdrzy doszedł zapach tytoniu. Bar już nie był taki ekskluzywny, jak ten, w którym przesiadywałem z Naruto, jednak mnie to nie przeszkadzało. Przyszedłem się tutaj napić, a nie dobrze bawić.
Ściany były pomalowane na biało, a meble zostały wykonane z ciemnego drewna. Unoszący się zapach tytoniu mieszał się z tanimi kadzidłami. Niektóre stoliki zajmowali otyli ludzie, których zwano tutaj pijakami. Zwykle nie pachnieli oni przyjemnie, ani nie chodzili ładnie ubrani. Kilku z nich spojrzało na mnie krzywo, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. Po chwili i tak wrócili do swojego codziennego zajęcia, czyli picia.
Podszedłem do baru i zasiadłem na krześle. Barman okazał się małym człowiekiem o bujnej, niebieskiej czuprynie. Jego zielone oczy dokładnie ilustrowały moją osobę, a blizna pod lewym okiem w pewien sposób nadawała mu groźnego wyrazu. Chociaż, o ile taki człowiek mógł być groźny.
– Co podać? – zapytał po chwili, odkładając ścierkę na blat.
– Butelkę sake – odpowiedziałem.
Barman tylko skinął głową, a po chwili postawił przede mną trunek. Nalał mi kieliszka, a butelkę postawił tuż obok.
– Wie pan... Lepiej, żeby ktoś taki jak pan, nie przesiadywał tutaj sam – powiedział cicho, tak abym tylko ja go usłyszał.
Spojrzałem na niego obojętnie i odpowiedziałem.
– Nie mam czego się bać, takie knypki nic mi nie zrobią. – Mój głos zabrzmiał pewnie.
Wziąłem kieliszek w dłoń i jednym susem pochłonąłem jego zawartość. Barman już ani słowem więcej się nie odezwał.
Kilka godzin zeszło mi tak na siedzeniu i piciu. Od wypitego alkoholu szumiało mi w głowie, więc mogłem uznać to, za przejaw pijaństwa. Podszedł do mnie jeden z pijaczków i coś zaczął mówić. Jego wypowiedź była jednym, wielkim bełkotem, więc nie przejąłem się nim zbytnio. Reszta jego znajomych zaczęła zbierać się wokół nas, a ja nadal piłem niewzruszony. Jeden z nich szarpnął mnie za ramię.
– Czego? – warknąłem zły, odwracając się w stronę grupki.
Jeden z nich, najwyższy, nieogolony i cuchnący etalonem, odezwał się do mnie.
– To ty jesteś Uchiha?
Podniosłem brew, skąd taki ktoś jak on, znał moje nazwisko?
– Zgadza się – odparłem beznamiętnie i miałem zamiar powrócić do picia, jednak nie było mi to dane.
– Jesteś zdrajcą! – krzyknął jeden z nich, po czym wszyscy rzucili się w moją stronę. Westchnąłem głośno i stanąłem na równych nogach, wyciągając parę kunai, po czym rzuciłem je w ich stronę.
Momentalnie zastygli w miejscu. Położyłem kilka banknotów na ladę, po czym udałem się do wyjścia. Kompletnie straciłem ochotę na picie przez tych natrętów.
Udałem się do mieszkania, jakie przydzielił mi Uzumaki. Aby dojść do budynku, musiałem przemierzyć kilka uliczek. Deszcz nadal padał, co nie szło mi na rękę, mimo to nie miałem siły się spieszyć.
Po kilkunastu minutach znalazłem się na miejscu. Budynek był w kolorze jasnego beżu, a przed drzwiami znajdował się niewielki ganek oraz ogródek. Wyciągnąłem klucze z kieszeni, po czym otworzyłem furtkę i zacząłem kierować się ku wejściu.
Wszedłem do środka budynku, ale nie miałem ochoty już dzisiaj się w nim rozglądać, więc udałem się na piętro z zamiarem odnalezienia sypialni. Otworzyłem pierwsze drzwi, które zobaczyłem i ujrzałem jednoosobowe łóżko. Nie myśląc długo, ściągnąłem z siebie mokre ubrania i położyłem się spać.
Noc minęła mi spokojnie i kiedy wstałem, rozejrzałem się po pokoju. Nie był on wieki, ściany odznaczały się granatowym kolorem, za to meble ze swoją jasnością, idealnie kontrastowały z otoczeniem. Naprzeciw drzwi stało drewniane łóżko, przy nim stała niewielka komoda, a po lewej stronie pomieszczenia znajdowały się dwa duże okna. W pomieszczeniu była także szafa i biurko. Nie miałem wielkich wymagań, więc takie standardy mi odpowiadały. Pozbierałem swoje ubrania, które były już suche i udałem się na korytarz w poszukiwaniu łazienki. Na tym piętrze znajdowało się jeszcze tylko jedno pomieszczenie.
Łazienka była urządzona w kolorach brązu, stała tam niewielka umywalka, muszla, kilka półek oraz prysznic. Szybko otworzyłem drzwiczki od kabiny, aby po chwili poczuć kojącą wodę, która spływała po moim ciele. Westchnąłem głośno, a do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia z wczorajszego dnia. Potrząsnąłem dla opamiętania głową, a wszystkie myśli zniknęły. Oparłem czoło o zimne kafelki i zakręciłem kurek. Wyszedłem z kabiny, owijając się ręcznikiem. Po kliku minutach wyszedłem z pomieszczenia, odświeżony i ubrany.
Zszedłem na dół z zamiarem przygotowania śniadania, jednak stwierdziłem, że lepiej udać się na miasto, bo zapewne lodówka stała pusta.
Zamknąłem drzwi na klucz i udałem się do pobliskiej knajpy, gdzie serwowali dango. Nie musiałem iść gdzieś daleko, gdyż tuż obok znalazłem to, czego szukałem. Wszedłem do niej i poczułem znajomy zapach. Zasiadłem przy ladzie i zamówiłem sobie porcję. Po chwili poczułem, jak ktoś się do mnie przysiada.
– Dawno się nie widzieliśmy. – Usłyszałem głos chłopaka.
Odwróciłem się w jego stronę i stwierdziłem, że niewiele się zmienił. Jego okrągłe oczy jak zawsze przysłaniały gęste brwi, a zielony uniform przyozdabiał jego ciało. Nawet po śmierci swojego mistrza, zostały w nim pewne nawyki i zapewne sam głosił naukę o wiośnie młodości. Co za dziecinada.
– Ano, dawno – odrzekłem zdawkowo. Nigdy jakoś nie byłem rozmowny, a zwłaszcza nie miałem ochoty na rozmowę z Lee.
– Co sprawiło, że wróciłeś? – dopytywał się chłopak.
W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami i zacząłem jeść zamówione przez siebie danie. Siedzieliśmy tak w ciszy, po czym zapłaciłem i wstałem z miejsca. Opuściłem knajpę, nawet się z nim nie żegnając.
Pogoda dzisiaj znowu nie dopisywała, chociaż przynajmniej nie padało. Słońce chowało się za gęstymi chmurami, a w twarz wiał zimny wiatr.
Przed misją miałem zamiar trochę potrenować, dlatego wybrałem się na pole treningowe. Niegdyś odbywaliśmy tam treningi jako drużyna siódma. Kiedy znalazłem się na miejscu, przyjąłem bojową pozycję i wyciągnąłem kilka kunai, aby zacząć celować w drewniane pale. To właśnie do nich został przywiązany Naruto, gdy zdawaliśmy pierwszy test. To miejsce przywoływało wiele wspomnień, jednak starałem się je wyrzucić z głowy. Podczas treningu odprężałem się i wyciszałem zmysły. Kiedy celowanie kunaiami było już zbyt nużące i monotonne, sięgnąłem po swoją katanę. Pewnie dzierżyłem tę broń w dłoniach, czułem się w jakiś sposób z nią połączony, tak jakby była mi przeznaczona.
Zacząłem nacierać na pale, a wszystkie moje mięśnie idealnie ze sobą współgrały. Napinałem je i rozluźniałem raz za razem.
Po dwóch godzinach treningu po raz kolejny poczułem coś dziwnego. Zła aura jakby zawisła w powietrzu, a wiatr znowu zawiał mocniej. Uczucie deja vu przepełniło moje ciało, a z lasu wyłoniła się postać psa.
Czworonóg nie robił nic, tylko patrzył, a właściwie obserwował. Spoglądałem na niego z taką samą zaciętością. Na twarz przybrałem maskę obojętności, jednak w środku nie wiedziałem o co dokładnie tutaj chodzi. W końcu to dziwne, że po raz kolejny spotykam tego psa. Teraz wiedziałem już na pewno, że nie był to przypadek.
Czarna grzywa zwierzęcia wirowała razem z wiatrem, przejrzyście niebieskie oczy przenikały mnie na wskroś. Staliśmy tak przez kilka minut, po czym czworonóg udał się w głąb lasu, nie pozostawiając po sobie ani śladu.
Stwierdziłem, że po ukończeniu misji będę musiał czegoś dowiedzieć na ten temat. Pies nie wydawał mi się już złudzeniem, a dziwne było to, iż po raz kolejny spotkałem go na swojej drodze. Przerwałem trening i zacząłem kierować się w stronę mieszkania. Miałem zamiar się odświeżyć, a potem udać się na kolejny na spacer po wiosce. Wiele się tutaj zmieniło i chciałem zobaczyć, gdzie się co teraz znajduje. Musiałem być obeznany w terenie w razie jakiegoś wypadku. Kiedy znalazłem się w mieszkaniu, wziąłem szybki prysznic. Potem tylko się ubrałem i zamknąłem za sobą drzwi.
Mijałem wiele nowych budynków, które odznaczały się barwnymi kolorami. Główne ulice wioski tętniły już życiem. Przechodni patrzyli na mnie krzywo, z przerażeniem. Byłem zdrajcą wioski przez dobrych parę lat, zabiłem wielu niewinnych ludzi jak i złoczyńców. Stałem się maszyną, która nie miała żadnych uczuć. Uśmiechnąłem się drwiąco pod nosem, nic nie robiąc sobie z ich spojrzeń.
Dzieci uciekały bądź oddalały się na mój widok, kobiety przyspieszały przerażone, a mężczyźni ściskali dłonie w pięści. Widać, nie byłem zbytnio mile widziany w tej wiosce. Owszem, zdarzały się wyjątki, że niektóre młode dziewczyny posyłały mi spojrzenia pełne tajemniczości i pożądania. Nie mogłem narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Zawsze miałem powodzenie u kobiet, nawet w kilku przypadkach nagminnie to wykorzystałem.
Podczas swojej przechadzki po wiosce, spotkałem kilka znajomych twarzy. Gdzieś między tłumem przeciskał się nasz sensei z akademii – Iruka. W innym miejscu spotkałem Kibę i Shino. Hodowca psów dość mocno zareagował na mój widok, gdyż za mną nie przepadał, natomiast władca robaków nie robił sobie nic z mojego powrotu i uważał, że to wyłącznie decyzja Hokage.
Po raz kolejny udałem się do najbliższego baru, jednak nie był to ten sam co wczoraj. Nie miałem zamiaru wracać tam i bawić się z tymi pijakami.
Wszedłem do małego pomieszczenia za kotarą; knajpa została urządzona w typowo tradycyjnym stylu. Stoliki były niskie, bez krzeseł, jedynie przy barze stały krzesła. W izbie dominowały kolory bieli, gdzieniegdzie akcentowane czerwienią. Podszedłem do lady i zamówiłem sobie szklankę wody. Nie mogłem sobie pozwolić na picie przed misją, zwłaszcza, że w każdej chwili mogłem być wezwany do gabinetu.
Przyjrzałem się barmance. Była dziewczyną niską o długich, prostych blond włosach oraz niebieskich oczach. Pochłonięta układaniem szklanek, nawet nie zauważyła, że jej się przyglądam. Wydawała się taka drobna, jakby była małą dziewczynką.
– Sasame, przyjdź mi tu na zaplecze! – krzyknęła jakaś kobieta, która wyłoniła się zza kotary.
Niska staruszka przyglądała mi się na chwilę, po czym spojrzała na dziewczynę. Ta ustawiła ostatnią szklankę i rzucając mi przelotne spojrzenie, zniknęła razem z kobietą.
W pomieszczeniu znajdowałem się tylko ja i jeszcze kilka samotnie siedzących osób. Po chwili usłyszałem dźwięk odsuwanej kotary i stąpających po podłodze kroków. Ktoś obok mnie odsunął krzesło i zasiadł na nim, a ja poczułem słodki zapach damskich perfum. Obok tej osoby stanęły również dwie inne. Odwróciłem się w stronę kobiety i zobaczyłem tak bardzo znaną mi twarz, o której chciałem zapomnieć. Jej pełne, malinowe usta kusiły swoim wyglądem, a duże iskrzące oczy przyglądały mi się uważnie. Niewiele zmieniła się od tych kilku lat, chociaż musiałem przyznać, że nabrała większych, kobiecych kształtów.
– Sasuke... – wymruczała moje imię – Pamiętasz mnie jeszcze? – zapytała, owijając sobie kosmyk włosów na palec.
– O tobie nie da się zapomnieć – mruknąłem beznamiętnie, ukradkiem przyglądając się dziewczynie.
Uśmiechnęła się zawadiacko, rozplątując kucyka, a czarne, długie włosy opadły jej na ramiona. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami, zagryzając wargę.
– Wiesz, że mogliśmy... – zaczęła, lecz nie dałem jej skończyć.
– Daj spokój, to już było – warknąłem, przykładając szklankę do ust i upijając łyka wody.
Teraz przyjrzałem się również jej kompanom. Jednego z nich już miałem okazję poznać. Był to wysoki chłopak o białych włosach i szarych oczach – Yurinioi, którego imię oznaczało zapach lilii. Podobno jego matka uwielbiała te kwiaty i marzyła o córeczce, jednak dane było jej urodzić tylko syna, po porodzie zmarła.
Na sobie miał szarą bluzkę bez rękawów, a pod tym czarną, siatkową koszulę. Do tego zwykłe, ciemne spodnie i pełne obuwie.
Obok niego stał również wysoki chłopak o długich, blond włosach i zielonych oczach. Rysy twarzy miał delikatne, wręcz kobiece. Przyodziany był w białą koszulkę, czarne spodnie, a na jego biodrach widniał zielony pas, za którym nosił katanę. Pod lewym okiem miał charakterystyczny pieprzyk, zaś pod prawym – wytatuowaną łapę kota.
– Ehm – zaczęła Inyoku, czarnowłosa dziewczyna, której imię oznaczało pożądanie. – Yuriniego już znasz, natomiast ten – wskazała palcem na drugiego chłopaka – to Neko. Nikt nie zna jego prawdziwego imienia, gdyż został znaleziony jako małe dziecko.
– Sasuke. Sasuke Uchiha – mruknąłem w jego stronę, po czym powróciłem do opróżnienia szklanki.
Zapłaciłem barmance za wodę i już wstałem od lady, kiedy zatrzymała mnie zimna dłoń dziewczyny.
– Żałuję, Sasuke – szepnęła mi na ucho, a ja wyrwałem się z jej uścisku.
– Nie mamy czego żałować, to było konieczne – rzuciłem na odchodnym i po chwili wyszedłem z baru.
Wiedziałem, że całą rozmowę ktoś podsłuchiwał. Jednak nim zdołałem dostrzec sprawcę, jego już nie było. Przekląłem siarczyście pod nosem. Postanowiłem wrócić do domu i się przespać.

~*~
Naruto

W końcu znalazłem chwilę dla swojej rodziny. Za godzinę musiałem wracać do swojego gabinetu, aby porozmawiać na temat misji z Kakashim i Sasuke. Miałem zamiar wplątać to także Saia, gdyż osobę, którą mieli sprowadzić, nie jest tak łatwo przekonać. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze klika lat temu. Westchnąłem, kiedy mała dziewczynka wdrapała mi się na kolana. Miała krótkie granatowe włosy i białe oczy. Urodę odziedziczyła po matce. Właśnie siedzieliśmy na werandzie w ogrodzie, a moja żona, Hinata, przygotowywała obiad dla naszej trójki. Choć nie raz mówiłem jej, żeby się nie przemęczała, to jednak nigdy mnie nie słuchała. Była kobietą delikatną, ale jak bardzo upartą, a ja nie raz potrafiłem ją porządnie rozzłościć. Uśmiech wpełznął na moją twarz, a dwuletnia dziewczynka zaszczebiotała radośnie.
– Tato, tato! – Klasnęła w dłonie i pokazała palcem na przelatującego motyla. Ucałowałem delikatnie jej czoło i postawiłem córkę na nogach.
– Idź się pobawić, zaraz przyjdę – powiedziałem do niej czule, czochrając jej włosy. Uśmiechnęła się do mnie i pobiegła, przyjrzeć się motylowi, który osiadł na jednym z kwiatów.
Wszedłem do domu i udałem się w stronę kuchni. W całym pomieszczeniu unosił się zapach mojego ulubionego dania, aż w moim brzuchu zaburczało, a z ust pociekła ślina. Szybko ją obtarłem i kiedy znalazłem się już w pokoju, przytuliłem swoją żonę od tyłu, wtedy kiedy kroiła warzywa.
– No i jak ci idzie, kochanie? – zapytałem, układając podbródek na jej ramieniu.
– Naruto, nie przeszkadzaj mi, mam jeszcze trochę do roboty – odparła i odsunęła się ode mnie, zajmując się gotowaniem.
Westchnąłem głośno i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w tym pomieszczeniu.
– Jak myślisz, jak on zareaguje? Jak ona zareaguje? – zapytałem patrząc z czułością, ale i też niepewnością na żonę.
– Nie mam pojęcia, Naruto – odrzekła, rzucając mi współczujące spojrzenie.
To na moich barkach spoczywało wiele problemów innych ludzi jak i całej wioski. Musiałem myśleć o wszystkich oraz o wszystkim. Niekiedy stawało się to męczące. Ukryłem twarz w dłoniach, po czym wstałem i udałem się do wyjścia. Kiedy byłem już w drzwiach, Hinata dodała tylko:
– Będzie dobrze, zobaczysz. Znajdą ją, a potem wszyscy wrócą do zdrowia. – Posłała mi ciepły uśmiech, a ja w pewnym sensie odetchnąłem w duchu z ulgą. Spojrzałem na zegarek i z niesmakiem stwierdziłem, że musiałem się już zbierać.
Udałem się do ogrodu, aby zawołać swoją córkę do środka. Ta jak zwykle była w swoim żywiole, a cała niebieska sukienka, którą miała na sobie, umorusana została błotem. Westchnąłem. Hinata nie będzie zadowolona z tego faktu, ale pewnie jak zwykle to przemilczy.
Zawołałem małą do środka i po chwili stała już przy mnie, wpatrując się w moje oblicze z ciekawością.
– Tato! – zawołała swoim piskliwym głosikiem.
– Tata musi wracać do pracy, idź do mamusi, ale nie przeszkadzaj jej – odrzekłem, a po chwili dziewczynka zniknęła za drzwiami.
Pożegnałem się jeszcze z żoną i udałem się do najwyższego budynku w wiosce. Po kilkunastu minutach siedziałem już za biurkiem w swoim gabinecie.
Zawołałem do siebie Miyu, która po chwili stała w drzwiach z gorącym kubkiem kawy. Podała mi ciepły napój, a sama stanęła przed biurkiem.
– Coś się stało, Hokage-sama? – zapytała.
– Poślij kogoś, aby wezwali do mnie Kakashiego Hatake, Sasuke Uchihę i Saia.
– Zrozumiałam – odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
Wziąłem do ręki teczkę z danymi pewnej osoby. No, to się niedługo zobaczymy...

~*~
Sasuke

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałem z łóżka i poszedłem otworzyć, przed mną stał jeden z członków ANBU. Już wiedziałem, po co tutaj przyszedł.
– Sasuke Uchiha, Hokage wzywa cię do swojego gabinetu – oznajmił beznamiętnym tonem głosu i zniknął w kłębach dymu.
Widać Uzumaki sprawił sobie chłopca na posyłki, sprytnie. Zamknąłem drzwi i furkę, po czym udałem się do biura Hokage. Kiedy byłem już na miejscu, otworzyłem drzwi do gabinetu, nie przejmując się spojrzeniem Naruto, które ciskało piorunami.
– Co ja mówiłem? - warknął, po czym wyciągnął z szuflady plik dokumentów.
W pomieszczeniu oprócz mnie i blondyna, znajdowali się także Kakashi jak i mój zastępca po odejściu z wioski – Sai. Przywitałem się z nimi skinieniem głowy, a Naruto zaczął mówić.
– Już was poinformowałem o tym, że nasze oddziały zostały zaatakowane w Sunie. W śród osób zaginionych znajdują się: Choji Akimichi oraz Shikamaru Nara. Ino nie odniosła poważniejszych ran, za to inni członkowie grupy walczą o życie w naszym szpitalu. Dlatego, aby im pomóc, potrzebujemy wyspecjalizowanego medyka. Musicie go dla mnie znaleźć – powiedział i podał Kakashiemu teczkę z dokumentami. – Tam znajdziecie dane osoby, jak i szczegóły misji.
Kakashi po zapoznaniu się z zawartością teczki, przekazał ją Saiowi. Po czym dostała się w moje ręce, a osobą, którą mieliśmy znaleźć była...
– Sakura Haruno? – mruknąłem do siebie. Niby nic nie było w tym dziwnego, w końcu dziewczyna uczyła się niegdyś pod okiem samej Tsunade.
Sakura Haruno, lat dwadzieścia trzy. Ostatni raz widziana trzy miesiące temu w Kiri. Aktualnie pracuje dorywczo w kilku miejscowych szpitalach, ale nic więcej nie wiadomo na jej temat.
Znaki rozpoznawcze: Różowe włosy, zielone oczy, znak pieczęci Yin.
– Wyruszacie dzisiaj wieczorem. O ósmej macie zebrać się pod głównym wyjściem z wioski – poinformował nas Uzumaki.  – A teraz możecie się rozejść i przygotować do misji.
Wszyscy skinęliśmy głowami, że rozumiemy, po czym wyszliśmy z gabinetu. Nikt nie odezwał się słowem, a chwilę później każdy poszedł w swoją stronę.
Udałem się do domu, aby spakować potrzebne rzeczy, po drodze zrobiłem trochę zakupów, żeby przyrządzić sobie prowiant.
Te kilka godzin zeszło mi na przygotowaniu do misji. Broń białą miałem już spakowaną, założyłem na siebie czarny uniform i do tego zieloną kamizelkę. Przypomniałem sobie, że nadal byłem geninem, po powrocie z misji będę musiał porozmawiać o tym z Naruto.
Zapiąłem kaburę i włożyłem za pas swoją katanę. Zamknąłem drzwi za sobą i powolnym krokiem zmierzałem w kierunku wyjścia z wioski. Nie musiałem się spieszyć, gdyż miałem jeszcze trochę czasu. Kiedy dotarłem na miejsce, czekał już Sai, analizując dokładnie papiery Haruno. Przystanąłem nieopodal i zacząłem wpatrywać się w zachodzące słońce. Niebo przybrało pomarańczowy kolor, pomieszany z żółcią. Nagle zrobiło się chłodniej.
Rozejrzałem się ukradkiem, Kakashiego jak nie było tak nadal nie ma. Pewnie jak zwykle się spóźni.
Razem z Saiem przesiedzieliśmy godzinę w ciszy, po czym zjawił się sensei w kłębach dymu.
– Witajcie, dzieciaki, wybaczcie mi spóźnienie. Czarny kot przebiegł mi drogę...  Przerwałem mu.
– Darujmy sobie te wymówki, przydałoby się wyruszyć – mruknąłem ozięble, a reszta drużyny przyznała mi rację skinięciem głowy.
Po chwili wyruszyliśmy, skacząc z drzewa na drzewo.
Ciekawe co zrobisz, jak mnie zobaczysz... Sakuro.

Od Autorki: Wiem, wiem nuda jak cholera, ale się starałam. W życiu chyba nie napisałam aż 12 stron w Wordzie, sukces moi kochani, Sasame w końcu wzięła się za siebie. Jak widać, możecie tutaj zobaczyć nowy szablon. Moim zdaniem bardziej pasuje do klimatu opowiadania ;) 
Powiem tyle - będzie się działo i będę się starać, żeby notki były jak najdłuższe. Wgl. czyta to ktoś, czy już o mnie zapomnieliście? :D
I to uczucie kiedy kończysz pisać i wiesz, że dałeś z siebie wszystko, biczys!
Błędy na pewno są, choć starałam się je poprawić, ale wiadomo - nikt nie jest nieomylny, więc jak coś znajdziecie - pisać. Do zobaczonka ludziska! ;*

18 komentarzy:

  1. Noo, jestem z ciebie i siebie dumna, ot co! xd
    Rozdział był długi, wyczerpujący i ciekawy.
    Troszeczkę wydaje mi się, że ten Sasuke jakiś taki zbyt łagodny jest. Zgadza się, przytakuje i wgl. No, ale dziwne, żeby zachowywał się inaczej w wiosce, w której traktowany jest jak zdrajca.
    Naruto jest zajebistym hokage *,* Postawił się tym starym prykom i przyjął mojego męża z powrotem do wioski. <3
    Awww <3
    No i powiedz mi, o co chodzi z tą dziwną staruszką i psem. Bardzo mnie to zaciekawiło. ;>
    Naruto i Hinata są razem i mają potomstwo. Trochę tylko małżonek mógłby ogarnąć się z tym sake. Życie jest brutalne, trzeba inaczej poradzić sobie z obowiązkami. ;_______________;
    A Uchiha jak zwykle zamiast grzecznie porozmawiać z pijaczkami, musiał ich nastraszyć. xD Ja pierdziele xd
    Ogólnie to wkurzyłabym się, jakby ktoś co pięć minut wzywał mnie do swojego gabinetu. xDDDDDDD Seeeeeeerioo -.-
    No i pytanie dnia: czemu Sakura odeszła z Konohy i nikt nie wie, co się z nią dzieje? Może ktoś ją gdzieś przetrzymuje. :c Jak dobrze, że Sasek i Kakashi mają za zadanie ją odnaleźć. :333 No i ciekawe, jakie będzie ich pierwsze spotkanie po latach.
    Mam nadzieję, że reszcie nic nie będzie i wszyscy będą zdrowi.
    Gdzieś tam było kilka powtórzeń, ale nie chce mi się szukać. xD
    I wgl... jak ty możesz występować w tym opowiadaniu, to ja też CHCEM. :P Hmpf
    Szablon jest boski, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. <3 Pasuje idealnie. :D
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo (czytaj nie za 8656788765456 miesięcy) no i będzie mniej więcej tej samej długości. :D
    Wiesz, że cię nie znoszę, więc nie pozdrawiam i nie życzę weny. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że ty mnie nie znosisz, ale "mówi się trudno i żyje się dalej!" yolo, swag i te sprawy...
      No to prawda, że Sasek jest zbyt łagodny no ;c ale też nie chce robić z niego całkowitego drania, więc muszę trochę nad nim popracować ;3
      Nie mogę zdraaaaaadzić o co chodzi ze staruszką i psem.
      U mnie Naruciak przejął nawyki po Tsunade, więc nie ma zmiłuj... będzie chlanie! xD
      Nikt jej nie przetrzymuje tak mi pszykro ;c nie trafiłaś xd
      Zastanowię się nad twoją posadą w tym opowiadaniu... Jesteś zbyt hałaśliwa i mogłabyś mi tam coś nabroić no...
      Ja wiem, że szablon ci się podoba, już mi spamiłaś na gg ;p No i ja też mam nadzieję, że rozdział kolejny już niedługo, bo mam wenę na to opowiadanie ^^

      Usuń
  2. Siem!
    Tu znowu męcząca ja ;_;
    Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to naprawdę piękny szablon, jak ich mało. Nie przesadzając! Kobieto jaki ty masz taalent <3
    Co do nowego rozdziału, oczywiście jak zwykle, nie zawiodłam się.
    Błędów jak zawsze u ciebie żadnych nie zauważyłam ^^
    Wymyśliłam pewną rymowankę przez przypadek xD:
    Sasame i błędy? Człowieku, za dużo Brandy!
    Mózg w kawałkach ;_;
    Co do treści. Zaskakująca. Zwidy Sasuke? Nie wiemy. Już przewijają się nowe postacie, a Haruno jest jak na razie enigmą. Mają wyruszyć na jej poszukiwania... Ciekawe jak im pójdzie. Sasuke, jestem ciekawa jego zachowania. Podoba mi się jego nieco inna odsłona. Tak bardziej... Ludzka w pozytywnym sensie :D
    Reasumując. Odwaliłaś kawał dobrej roboty i z szablonem i z zaczepistym rozdziałem. Talentu, jak zazwyczaj, pozazdrościć :3
    Życzę weny i czekam na następny rozdział:)
    Pozdrawiam... Karui-chan!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, cieszę się, że szablon przypadł do gustu moim czytelnikom <3 Ostatnio jakoś częściej staram się przy szablonach ^^
      Błędy na pewno są, choć już nie robię ich tak wiele jak kiedyś ;)
      Rymowanka zawsze spoko, nie czuję, że rymuję <3
      Fajnie to ujęłaś, że Sasek bardziej ludzki, bo tak trochę miałam zamiar go przedstawić, chociaż bez przesady xD
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Dziękuję za napisanie nowego rozdziału i nie martw się ja o Tobie nie zapomniałam. Czekałam na ten rozdzialik. Ciekawa jestem jak Sakura zareaguje jak zobaczy swoją dawną miłość w drzwiach. Oj będzie się działo... Już nie mogę się doczekać.
    Czekam na następny rozdzialik i pozdrawiam.
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ktoś jeszcze ze mną został na tym blogu ;) Postaram się napisać jak najszybciej ;)

      Usuń
  4. Ja też wciąż z Tobą jestem! :3 I cholera, rzeczywiście się przy tym rozdziale postarałaś, nigdy nie czytałam czegoś tak długiego w twoim wykonaniu. Sasamiś się wyrabia, jejejejejejejej! No i jak zawsze widać, że się rozwijasz :) Fakt, wyłapałam kilka powtórzeń i zdecydowanie nadużywasz "się", w niektórych zdaniach, co dziwne, można pominąć to słówko, serio, słowo harcerza, którym nigdy nie byłam! Ale naprawdę, obserwacja twojego rozwoju jest niezwykle przyjemnym zajęciem. :)

    No i szablon taki genialny *,*

    Co do akcji, to momentami rzeczywiście było nudnawo i nawet się bez bicia przyznam, że niektóre opisy postaci czy pomieszczeń po prostu omijałam. Ja wiem, że to jest potrzebne i wgl, ale ja jestem leniem i generalnie i tak zazwyczaj wszystko wyobrażam sobie po swojemu, więc nie bierz tego do siebie :p Jeśli chodzi o Sakurę, to myślę, że nie byłam jedyną, która domyśliła się, że to o nią chodzi już na etapie podawania informacji o truciźnie (no chyba że to tylko ja mam taki genialny, przebiegły umysł *skromniacha*). Co do babci, to pewnie ta jej "przepowiednia" się w pewien sposób zacznie spełniać, ciekawy wątek :) A na psa, to obstawiam, że to ta laska z baru. Nie mam pojęcia, kim ona jest, ale te czarne włosy pasują mi na czarne futerko, a niebieskie oczy... no, na niebieskie oczy psa xd Takie tak teorie od Chustii :3

    Pozdrawiam, weny, buziaki! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo Chusti! :D Miło Cię tutaj widzieć :D
      Eh będę musiała popracować nad tymi powtórzeniami i nadużywaniem "się", jednak miło słyszeć, że jest coraz lepiej (Y).
      To zapewne, nie trudno było się domyślić, że chodzi o Saki :D sama czasami wolę iść na łatwiznę i takie rzeczy, podsuwać czytelnikom, gdyż jest to potrzebne, aby rozwinąć akcje. Później nie wszystko będzie takie oczywiste.

      Również pozdrawiam! <3

      Usuń
  5. Sasame, zepsułaś coś i mi nie powiadomiło o notce! .____.

    A więc. Zacznę od tego, że teraz mój komentarz nie będzie logiczny (patrz: godzina).
    Hm. Przrz chwilę miałam wrazenie, że bedzieu SasuLee (NIE PYTAJ ._.), ale dobrze, że po prostu jestem zmęczona xD

    Miki zapomniała co miała napisać... ._.

    Yhm. Sasuke chlejący. Jestem ślepa czy co, że nie widzę Sasuke pieprzącego? Bo gdzie alkohol i Uchiha, dzieje się.
    Wgl, tak mnie ciekawi co z tą Sakurą. Bo mam kikka wersji, ale cóż, nie ośmieszę się jeszcze bardziej xD

    Właśnie, kończę. NIE ŚMIEJ SIĘ ZE MNIE! >< Na serio późno/wcześnie to pisałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SasuLee <3 Napiszę kiedyś o nich o! xD
      No Sasuke zachowuje celibat, póki co... ._.
      Spoko, nie śmieje się xd

      Usuń
    2. Wybacz za błędy xD Ale z telefonu pisane i... .___.

      Usuń
  6. Hej :) Jak idzie pisanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Średnio. Utknęłam w pewnym momencie i jakoś nie mogę przez niego przebrnąć, w dodatku teraz zabrałam się za rozdział na mojego innego bloga :)

      Usuń
    2. Aha... Mam nadzieję, że szybko jednak coś wymyślisz bo ogromnie nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

      Usuń
  7. kiedy można spodziwać się nowego rozdziału ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem, nie chcę tutaj nic obiecywać... Nie che go również pisać na siłę; piszę tylko kiedy mam wenę; na razie zaczęłam 6 stronę... A liczę, że będzie miał ich około 12 jak nie więcej, dlatego trochę to potrwa :)

      Usuń
  8. Kurdę, kurdę, kurdę, kurdę :D no ja już nie mogę się doczekać aż Sakura spotka się z Sasuke hahahaha :D i kurdę, kurdę, kurdę chcę poznać co to za tajemnice z nią są związane :D i czekam na rozwiązanie się tego proroctwa :D i kurdę, kurdę, kurdę :D idę czytać dalej bo nie wytrzymam :D

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a no i długość bardzo dobra :D i piosenka bardzo fajna :D

      Usuń