Rozdział dedykuję czytelnikom.
Tym wytrwałym.
Bo wytrzymać z takim człowiekiem widmo jak ja to cud!
„— W górę się pniesz: dumna czy tylko pyszna?— Z serca wyrastam, więc dumna być muszę.— Cierpki twój owoc, czereśnio…— Jestem wiśnia.— A duszę masz?— Czyż drzewo miewa duszę?” Vojtech Mihálik — Chłopiec i drzewo
~*~
Sakura
— Musimy z nim
porozmawiać — wymamrotałam niezadowolona, wpatrując się w
ciemne tęczówki. Sasuke jak zwykle był ostoją spokoju, a ja nie
potrafiłam wyczytać z jego twarzy jakiegokolwiek uczucia.
— Sakura — Westchnął
przeciągle, jakby wiedział, że to będzie twardy orzech do
zgryzienia. — Jestem pewien, że on nie wie więcej niż wszyscy, z
którymi rozmawialiśmy. Po za tym zniknął dla niego ktoś ważny.
Pewnie chce zostać sam. — Zimny ton głosu przeszył mnie na
wskroś. Nie lubiłam, gdy zwracał się do mnie takim obojętnym
tonem.
— Ale mimo wszystko
powinniśmy z nim porozmawiać. Dzięki temu możemy zyskać więcej
informacji. Może Raikage miał jakiś wrogów albo... — W tym
momencie przerwał mi szyderczym śmiechem.
— Sakura. Jesteśmy
shinobi. Każdy z nas ma jakiś wrogów — skwitował ostro. Miałam
wrażenie, że jego beznamiętne spojrzenie wywierci dziurę pomiędzy
moimi oczami.
Otwarłam szeroko usta,
nie dowierzając w to, co usłyszałam. Sasuke był szczery, ale i
dobitny. Wiedziałam też, że skubany miał rację. Całkowitą
rację.
— Mimo wszystko... —
wyszeptałam, patrząc na niego spod byka. Uchiha zmarszczył brwi,
przez co zrobiły mu się zmarszczki na czole, dodając mu kilku lat.
— Jeśli chcesz, to Ty
z nim porozmawiaj. Ja się w to nie mieszam — rzucił mi tylko,
udawszy się w stronę drzwi, dodał — czekam na zewnątrz.
Przez chwilę
spoglądałam na w snujący się za mężczyzną płaszcz, który
łagodnie zawirował w powietrzu, gdy Sasuke z gracją przekroczył
próg.
Zastanawiające dla mnie
było to, co ja w nim widziałam, będąc nastolatką. Z drugiej
strony zawsze wiedziałam, iż Uchiha miał to coś i to coś
bardzo mnie przyciągało. Nie chodziło wyłącznie o urodę, bo
każda dziewczyna z wioski wiedziała dobrze, jaki jest przystojny.
On skrywał tajemnicę. Nie. Sam był chodzącą tajemnicą, która
sprawiła, że kiedyś moje serce zabiło szybciej. Ale na szczęście
to już należało do przeszłości.
Zagryzłam wargi,
spoglądając za szybę. Killer B. nadal siedział na tarasie i byłam
pewna, iż nie drgnął nawet o milimetr. Wiedziałam, że zapewne
toczył bitwę sam ze sobą; obwiniał siebie za porwanie Raikage,
uważał to za swoje niedopatrzenie.
Powoli, po cichu,
otworzyłam szklane drzwi, następnie bezszelestnie przeszłam po
drewnianych panelach, aż w końcu przysiadłam na samym skraju obok
Bee. Nawet nie uraczył mnie kilkusekundowym spojrzeniem. Był jak
posąg, wpatrzony gdzieś w dal, opanowany przez swój świat, do
którego dostęp miał wyłącznie on sam.
Nie potrafiłam przerwać
tej ciszy. Nie chciałam mącić tego skupienia na jego twarzy.
Pomiędzy nami był tylko świst wiatru, który co jakiś czas
przyprawiał mnie swoim zimnem o dreszcze. Pogoda w Kumogakure
wprowadzała moją osobę w pewną melancholię. Dziwiłam się
tylko, że mieszkańcy tej wioski nie chorowali na depresję.
— A mogłem temu
zapobiec. — Usłyszałam nagle po swojej prawej stronie. Uraczyłam
Killera długim, przeszywającym spojrzeniem. Próbowałam dojrzeć
jakiegokolwiek uczucia na jego spokojnym obliczu. Jednak nic nie
wyczytałam; zamknął emocje w sobie.
— Nie jesteśmy w
stanie wszystkiego przewidzieć — szepnęłam, mocno zaciskając
razem dłonie. Tyle rzeczy bym w swoim życiu zapobiegła, gdyby
istniała taka możliwość. Ale dobrze wiedziałam, że nie dało
się ich cofnąć.
Bee popatrzył na mnie i
uśmiechnął się nieznacznie.
— Pewnie przyszłaś
tutaj, żeby porozmawiać ze mną o A. Jednak ja nie mam ci nic do
powiedzenia. Nie mam pojęcia, kto to mógł zrobić. Przez ostatnie
kilka lat po wojnie nie byliśmy aktywni jako shinobi, a starzy
wrogowie, z którymi Czwarty miał jakieś porachunki w większości
nie żyją.
Po tych słowach zapadła
pomiędzy nami cisza. Była surowa, przesiąkała w nasze ciała. Nie
radziłam sobie z nią, a jednocześnie nie potrafiłam się odezwać.
— Przepraszam, ale
jestem bezużyteczny. — Miałam już zaprzeczyć, ale uniósł dłoń
w geście uciszenia.
Wiedziałam, że uznał
tę rozmowę za zakończoną. Oboje skinęliśmy głowami na
pożegnanie. Wstałam, rozprostowując wychłodzone nogi. Bee chyba
postanowił nie ruszać się z miejsca, więc zostawiłam go za sobą.
Powinien zostać ze swoimi myślami sam na sam.
Otworzyłam okno na
taras, po czym przeszłam przez całe mieszkanie.
Musiałam sobie to
wszystko poukładać na spokojnie w głowie. Zastanawiało mnie to,
po co naszemu wrogowi byli porwani ludzie. O ile Raikage był osobą,
która mogłaby być w jakiś sposób przydatna w wywołaniu
konfliktu, tak Shikamru, Choji i Ino... Po co ten ktoś ich
potrzebuje?
Z rozmyślań wyrwał
mnie Sasuke, z którym zderzyłam się w głównych drzwiach.
— Co ty do cholery
wyprawiasz? — syknęłam zła, pocierając dłonią obolały nos.
Uchiha zmierzył mnie
chłodnym wzrokiem. Zaczynałam się już denerwować tym, w jaki
lekceważący sposób patrzył.
— Znaleziono płaszcz
Czwartego w północnej części wioski. Mamy się tam udać z
członkiem ANBU — powiedział na jednym wydechu.
— Rozumiem —
oznajmiłam, kiwając głową. Mieliśmy więc pierwszy trop w tej
sprawie. Mały, ale jednak to zawsze coś.
Obok nas stanął rudy
shinobi w masce psa — ten sam, którego spotkaliśmy na wejściu.
To on zapewne miał nam towarzyszyć. Za to przy głównych drzwiach,
w kłębach dymu, zjawił się inny członek ANBU, to on teraz pełnił
funkcję wartownika.
W milczeniu podążyliśmy
za chłopakiem. Ja starałam się skupić na biegu, gdyż ostatnio
miałam problemy z koordynacją ruchu. Chyba w wolnych chwilach będę
musiała popracować nad swoją kondycją, gdyż mogło mi to
przeszkadzać w wykonywaniu misji.
Zimny wiatr zawiał mi
prosto w twarz, gdy już byliśmy na obrzeżu wioski. Prawie gołe,
skaliste góry — gdzieniegdzie na nich pojawiały się zielone
porośle lub krzewy — otaczały nas z każdej strony. Nasza trójka
zeskoczyła z dużego tarasu, który robił za dach jakiegoś
budynku. Wylądowaliśmy twardo na zbitej ziemi, a w powietrzu od
naszego ciężaru i ruchu uniósł się pył. Trafił on do moich
nozdrzy, dlatego pokręciłam trochę nosem, na co Sasuke uśmiechnął
się zadziornie. Cholerny, pieprzony Uchiha, zawsze musiał się ze
mnie nabijać.
— Jakiś problem? —
warknęłam zła. Już od początku misji mnie denerwował, teraz to
wszystko zaczynało się coraz bardziej kumulować.
— Ależ skąd. —
Ewidentnie sobie ze mnie kpił.
Wypuściłam głośno
powietrze z ust. Nie mogłam pozwolić, by tak bardzo działał mi na
nerwy. Powinnam bardziej kontrolować swoje uczucia.
Na miejscu czekało na
nas dwóch członków ANBU; obaj blondyni, jeden z nich miał maskę
niedźwiedzia, a drugi szczura. Nie przyglądałam się im za bardzo.
Za to zaciekawił mnie biało-brudny płaszcz, który leżał na
ziemi. Nie było na nim śladów krwi, ale spore dziury, wręcz
wyszarpane, rzucały się w oczy. Ukucnęłam tuż obok i już miałam
go wziąć do ręki, aby dokładnie się mu przyjrzeć, gdy zatrzymał
mnie nieznany głos:
— Zaczekaj! —
obejrzałam się za siebie. Zaraz obok przystanął zziajany chłopak,
o bladej jak śnieg skórze. Jego orzechowe oczy przyglądały mi się
uważnie. Jasnofioletowe włosy opadały niesfornie na czoło, a
nisko spięty kucyk falował pod wpływem wiatru. Ubrany był w
popielatą koszulę oraz fiołkowe spodnie; całość przeplatał
czarny, gruby pas wiązany w tułowiu. — Jestem tutaj technikiem,
nazywam się Ryuu. Chcę po prostu pierwszy obejrzeć ten płaszcz i
przyjrzeć się śladom.
Spojrzałam na niego
niezrozumiale, ale mężczyzna chyba odczytał moją reakcję. Na
jego twarzy zawitała nutka zakłopotania.
— Mój klan się w tym
specjalizuje. Ogólnie zajmujemy się tropieniem.
— Rozumiem —
odrzekłam i wstałam, pozwalając Ryuu zająć się śladami.
Wolnym krokiem podeszłam
do Sasuke, który przyglądał się całej sytuacji z zaciekawieniem.
Również do niego dołączyłam, gdy mój wzrok spoczął na
poczynaniach chłopaka. Zgromadził on chakrę w swoich dłoniach,
która przybrała niebieską barwę. Jasna poświata gładziła
poturbowany materiał. Ryuu bardzo się skupił na wykonywanym
działaniu, a jego czoło aż się zmarszczyło i zwilgotniało od
potu. Następnie odsunął się od szat Raikage i podążył dalszym
szlakiem, dostrzegając kolejne tropy. Gestem dłoni przywołał mnie
oraz mojego kompana do siebie. Podeszliśmy do niego, oczekując
wyjaśnienia.
— Na płaszczu nie ma
żadnych śladów, oprócz naskórka Czwartego. Prawdopodobnie nie
doszło do walki, gdyż nie ma na to żadnych dowodów — powiedział
pewny siebie. — Widzicie to? — Wskazał na fragment ziemi, w
którym była wyżłobiona ścieżka. — Ktoś go ciągnął, gdyż
prawdopodobnie nie potrafił go unieść. Raikage jednak swoje ważył.
Ten ślad ciągnie się tylko kilka metrów, potem się urywa.
— Ktoś porwał
Raikage, Ino, Chojiego i Shikamaru. Był wręcz niezauważalny. I ten
ktoś nie potrafi unieść jednego człowieka? Wierzyć mi się w to
nie chce — wyparował nagle Sasuke. Skarciłam go wymownym
spojrzeniem.
— Każdy ma jakieś
słabe punkty. A może to nie była ta sama osoba, co porwała
shinobi z Konohy — skwitował Ryuu. — Nie możecie tego przecież
wykluczyć.
— To też powinniśmy
wziąć pod uwagę — mruknęłam, patrząc kątem oka na Uchihę.
Znowu nie potrafiłam
nic wyczytać z jego twarzy. Był tak przeraźliwie niedostępny, że
aż czasami się zastanawiałam, jak on funkcjonował tak bez żadnych
emocji. W dodatku kilkudniowy zarost dodawał mu jeszcze większej
nuty powagi. Zauważyłam też, iż zmęczenie nie schodziło z jego
buzi, gdyż napinał ciągle mięśnie szczęki. Zrozumiałam, że
potrzebowaliśmy chwili odpoczynku.
— Prawdopodobnie
napastnik udał się na północ. Ale nie mogę też wykluczyć, że
obrał inny kierunek. Tutaj jest wiele niejasności, bo ślad się
szybko urywa — wyjaśnił, pokazując palcem. Liliowe włosy
powiewały na wietrze. Nie mogłam nadziwić się ich kolorowi. Były
na swój sposób tak jak moje — jedyne w swoim rodzaju.
Spojrzeliśmy z Sasuke
na siebie nawzajem. Jego spojrzenie wydawało mi się inne niż
przedtem, jakby skrywało jakąś obawę. Nie potrafiłam rozgryźć
skubańca, jednakże pewne pytanie nasunęło się na myśl.
— Co jest na północ?
— wydobyłam z siebie melodyjny głos, nikogo nie zaskakując
wypowiedzią.
— Honoogakure —
odpowiedział Sasuke, odwracając wzrok, który teraz spoczął na
chłopaku.
— Dokładnie tak.
Włoska Płomienia — potwierdził jego słowa Ryuu.
Przez chwilę zapanowało
wszechobecne milczenie. Jedynie wiatr grał cichą melodię,
przyprawiając moją skórę o dreszcze.
— Czyli musimy się
tam udać — stwierdziłam, wkładając kosmyk włosów za ucho.
Uchiha prychnął.
— My nic nie musimy.
Możemy.
Przewróciłam oczami.
Ale on mi dzisiaj działał na nerwy! Potrzebowałam solidnej dawki
sake, aby zdzierżyć jego zachowanie.
— Czy ty musisz zawsze
dorzucić swoje trzy grosze? Nikt nie prosił cię o zdanie —
fuknęłam zła. Irytował mnie tymi swoimi zagrywkami.
— Sakura — warknął.
— Przestań zachowywać się jak mała dziewczynka.
Skrzywiłam się słysząc
te słowa. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie pouczał, a zwłaszcza
Sasuke. Nie miałam zamiaru pozwalać mu na takie traktowanie.
— Sasuke —
mruknęłam. — Czy ty gburowatość masz we krwi?
On tylko głośno
westchnął, nie udzielając mi odpowiedzi. Chciał zbyć mnie
milczeniem, lecz jeszcze burknął pod nosem:
— Jak grochem o
ścianę.
Zmarszczyłam gniewnie
czoło, ale nie odezwałam się już. Jedynie potrzebowałam świętego
spokoju i chwili odpoczynku. Oraz bardzo długiej, odprężającej
kąpieli. To było moje marzenie na dzisiejszy wieczór. Dodatkowo
nie pogardziłabym butelką alkoholu, ale to tylko taki smaczek do
tego wszystkiego.
— Powinniśmy odpocząć
— powiedziałam cicho, spoglądając niepewnie na Sasuke.
Przez kilka sekund nie
udzielił mi odpowiedzi, dogłębnie nad czymś myśląc. Zmarszczył
śmiesznie czoło, przez co i jego brwi zmieniły swoją pozycję.
Wyglądał minimalnie groźnie oraz poważnie. Na sam widok aż
uśmiechnęłam się pod nosem. Bawiło mnie to przejęcie na twarzy
Uchihy.
— Zrobimy sobie mały
odpoczynek do wieczora. Później wyruszamy, aby być już na
miejscu. Wyślę jeszcze sokoła z wiadomością do Naruto o naszej
dalszej podróży. — Jego spokojny ton głosu spełnił moje
oczekiwania. Tego potrzebowałam. Myśl o błogiej kąpieli wypełniła
mnie całkowicie.
— Ja złożę raport
Raikage — powiedział Ryuu, kiwając głową na pożegnanie, po
czym zniknął w kłębie dymu.
— Uroczy —
skwitowałam pod nosem, przywołując w umyśle orzechowe oczy
chłopaka. Sasuke tylko wzruszył ramionami, nie dowierzając temu,
co właśnie wyszło z moich ust.
— Ty lepiej skup się
na misji, nie na facetach. — Usłyszałam zimne i szorstkie
stwierdzenie towarzysza.
Nie odpowiedziałam. Nie
chciałam już psuć sobie humoru, który poprawił się na wieść o
odpoczynku. Uchiha nie był tego wart.
Bez słowa ruszyliśmy w
kierunku centrum na poszukiwania jakiegoś lokum. Przemierzaliśmy
ulice wioski, skupiając uwagę mieszkańców. Głównie Sasuke
przyciągał wzrok kobiet, które wysyłały mu zalotne spojrzenia.
Ale interesowali się też nim mężczyźni, zapewne jego nazwisko
obiło się echem o ich uszy. Elitarny Uchiha, jedyny żyjący
przedstawiciel tego klanu. Mój kompan ciekawił ludzi i doskonale
zdawał sobie z tego sprawę.
Trochę mu tego
zazdrościłam, bo nigdy nie wzbudzałam w nikim takiego
zainteresowania. Jego nazwisko było rozpoznawane w każdej wiosce, a
on unosił się z nim tak dumnie jak paw ze swoim ogonem. Ja na
szacunek musiałam sama zasłużyć — wypracowałam go tylko dzięki
Tsunade, która nauczyła mnie tak wiele, za co jestem jej wdzięczna.
Zatrzymaliśmy się pod
jakąś niewielką knajpką oferującą noclegi. Stare drzwi
zaskrzypiały, gdy Sasuke zamknął je za nami. W środku było
niebywale czysto i schludnie. Po prawej stronie rozciągała się
drewniana przestrzeń, wypełniona przez kilka stolików oraz bar, za
którym stał starszy, lekko posiwiały pan w dobrze skrojonej,
białej koszuli. Po lewej za to znajdowała się recepcja. Za ladą
siedziała młoda dziewczyna o bursztynowym kolorze włosów.
Podeszliśmy bliżej, dzięki czemu mogłam się jej lepiej
przyjrzeć. Miała ładną, smukłą twarz, z pieprzykiem obok
wąskich ust. Niebieskie oczy z zaciekawieniem spoglądały na moje
różowe kosmyki, dopiero po chwili przeniosła wzrok na Uchihę. Z
plakietki wyczytałam imię kobiety, które brzmiało Kohaku. Nie
zdziwiło mnie to ani trochę, bo współgrało z kolorem włosów
dziewczyny. Oznaczało bursztyn.
— Chciałbym wynająć
na jedną dobę dwuosobowy pokój — odezwał się Sasuke, mierząc
beznamiętnym wzrokiem recepcjonistkę.
— Z jednym łóżkiem?
— zapytała kobieta, kładąc podbródek na dłoni i patrząc
zalotnie z uniesioną brwią do góry na mojego kompana. Zmarszczyłam
w geście irytacji nos, nie podobał mi się ton jej głosu.
— Z dwoma — odparł
chłodno.
— Na jakie nazwisko? —
zadała pytanie, zaglądając do wielkiej księgi wpisów gości.
— Uchiha.
Kohaku wpisała coś do
egzemplarza, po czym podała go Sasuke, aby zostawił tam swój
podpis. Następnie wstała i zdjęła z wieszaka jeden z kluczy,
wręczając go prosto do dłoni Uchihy.
— Numer dwanaście,
pierwsze piętro.
— Dziękujemy —
odparłam grzecznościowo, wiedząc, że pan z wielkiego rodu nie
zebrałby się na ten czyn.
Wchodząc po wąskich
schodach, minęliśmy parę zakochanych, trzymających się za ręce
i schodzących na dół. Prawdopodobnie udali się do baru, bo w
końcu była już pora obiadowa.
Poczułam jak mój
żołądek został ściśnięty z głodu, a z brzucha wydobyło się
burczenie. Zalałam się dorodnym rumieńcem, mając nadzieję, że
Uchiha tego nie słyszał. Moje niedoczekanie.
— Ktoś tu zgłodniał
— mruknął zadziornie, podnosząc kąciki ust do góry. Ja
natomiast nie widziałam w tym nic zabawnego.
— Wredny gbur.
Sasuke przewrócił
oczami, otwierając drzwi do lokum.
— Mogłabyś się
nieco rozchmurzyć. Cały czas będziesz chodzić taka spięta?
Zbyłam jego pytanie
milczeniem. Nie miałam ochoty wdrążać się z nim w dyskusję,
zwłaszcza, że on zachowywał się wobec mnie podobnie.
Weszłam za nim do
środka, gdzie panował lekki zaduch. Uchiha podszedł do okna,
otwierając je na oścież, dzięki czemu do pomieszczenia wtargnęło
świeże powietrze. Pokój nie był duży, w kształcie kwadratu,
urządzony w jasnych odcieniach. Naprzeciwko wejścia i po lewej
stronie znajdowały się okna, a pod nimi stały łóżka. Na środku
lokował się niski stolik. Po prawej widniała wnęka w ścianie —
przejście do małego aneksu kuchennego. Dalej, obok głównych
drzwi, mieścił się niewielki przedsionek z dojściem do łazienki.
— Idź się wykąp, a
ja pójdę zamówić coś do jedzenia — powiedział, zamykając za
sobą drzwi; nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć.
Wyciągnęłam z plecaka
czyste ubranie, a w szafce, która stała obok łóżka, znalazłam
ręcznik. Poczłapałam do drobnej łazienki wyłożonej
jasnozielonymi kafelkami. W środku było wysprzątane i pachniało
jeszcze detergentem. Odkręciłam kurek od wanny, nalewając do niej
ciepłej wody. Podeszłam do umywalki, spoglądając w lustro, które
nad nią wisiało. Różowe włosy przykleiły się do mojego
spoconego czoła, oblepione gdzieniegdzie pyłem. Pod oczami widniały
jasnofioletowe sińce, a usta popękały z suchoty. Nie wyglądałam
najlepiej, dlatego wiedziałam, iż odpoczynek dobrze mi zrobi.
Gdy już wody w wannie
było wystarczająco, zanurzyłam swoje ciało, czując błogie
ukojenie. Mogłam na chwile się odprężyć, wyciszając myśli.
Ciecz przyjemnie ocieplała moją sylwetkę.
Nabrałam hotelowego
mydła na dłoń; czarująco pachniało lawendą. Zapach piany koił
zmysły. Spłukałam ją z siebie, po czym wzięłam się za mycie
włosów. Gdy zostały porządnie wyszorowane, wyszłam z wanny.
Wytarłam różowe kosmyki, następnie opatuliłam swoją osobę
ręcznikiem. Przeprałam jeszcze brudne cichy w umywalce,
rozwieszając je przy niewielkim okienku.
Wyszłam z łazienki z
zamiarem zabrania czystych ubrań i z powróceniem do poprzedniego
pomieszczenia. Jednak, kiedy stanęłam przy łóżku, usłyszałam
za sobą zdziwiony głos Sasuke.
— Nie wiedziałem, że
masz tatuaż.
~*~
Sasuke
Przyglądałem się jej
mokrym włosom opadającym na nagie ramiona. Delikatne kosmyki
subtelnie zakrywały czarno-różowy malunek na kobiecych plecach. Na
dźwięk mojego głosu jakby drgnęła. Nic nie odpowiedziała, tylko
stała w miejscu. Postanowiłem więc podejść bliżej, przystanąłem
dopiero, gdy byłem od niej w odległości kilkunastu centymetrów.
Drażniłem jej szyję ciepłym oddechem, a widząc dreszcze na ciele
Haruno, uśmiechnąłem się pod nosem. Palcami przejechałem po
wytatuowanym kwiecie wiśni pomiędzy łopatkami dziewczyny. Drgnęła
pod wpływem mojego dotyku.
— Ładny —
skwitowałem, nie odrywając wzroku od tatuażu i odsuwając kosmyki
włosów z ramion Sakury.
— Dziękuję —
wyszeptała, patrząc gdzieś za okno.
Zdałem sobie sprawę,
że tak naprawdę niewiele o niej wiedziałem. Po wojnie nie mieliśmy
żadnego kontaktu, a te informacje, które zebraliśmy podczas
poszukiwań były szczątkowe. Zacząłem się zastanawiać, ile
jeszcze przede mną skrywała. Denerwowało mnie, iż nie chciała
mówić o sobie i tych kilku latach spędzonych poza Liściem.
Prawdopodobnie długo pozostanie to dla mnie tajemnicą, gdyż
Sakurze nie zbierało się na zwierzenia. Cholerna pijaczka zaczynała
ciekawić bardziej niż wcześniej. Co za ironia; ta kobieta
irytowała moją osobę jak nigdy dotąd.
— Czy mogę już iść
się ubrać? — zapytała nieco podirytowanym tonem. Odsunąłem się
od niej, pozwalając dziewczynie przejść do łazienki.
Gdy mnie wymijała,
zakręciła kokieteryjnie biodrami, na co uniosłem brwi do góry.
Takie triki na mnie nie działały.
Irytująca.
~*~
Sakura
Zamknęłam za sobą
drzwi, a serce waliło przez chwilę niczym oszalałe. Sasuke był
stanowczo za blisko. Naruszył moją strefę prywatności i poczucia
bezpieczeństwa. Chyba już zapomniałam, jak ten gbur potrafił
działać na kobiety. Postanowiłam chwilę odetchnąć, a potem nic
sobie z tego nie robić.
Ubrałam czarne legginsy
do kolan oraz czerwoną tunikę, zapinaną niesymetrycznie pod szyją,
przypominającą chińskie qipao; miała ona krótki rękaw. Do tego
zapięłam kaburę w pasie na stronie pleców. Rozczesałam włosy,
które już powoli zaczęły wysychać. Teraz mogłam wyjść i coś
przekąsić.
Gdy znalazłam się w
pokoju, ujrzałam już jedzenie na stoliku — grillowaną rybę, do
tego przyprawiony ryż i talerz pełen owoców. Aż pociekła mi
ślinka na sam zapach unoszący się w pomieszczeniu. Uchiha za to
siedział i coś bazgrał na kartce papieru. Zapewne był to raport,
który miał wysłać do Naruto. Chwilę później nagryzł kciuk
oraz przywołał sokoła, który odleciał ze świstkiem przez
otwarte okno. Mężczyzna posłał mi długie, przesiąkające
spojrzenie. Sasuke nie popatrzył na mnie jeszcze dotychczas tak
tajemniczo. Ciarki przeszły przez moje plecy, ale postanowiłam je
zignorować. Przysiadłam na kolanach do stołu, biorąc pałeczki w
dłonie.
— Itadakimasu! —
powiedziałam, zacząwszy jeść.
Cały posiłek
skonsumowaliśmy w milczeniu. Potem, kiedy Sasuke poszedł do
łazienki, zabrałam się za mycie naczyń. Skończywszy tę
czynność, zrobiłam prowiant na dalszą drogę. Potem położyłam
się do łóżka, chcąc się chociaż na chwilę zdrzemnąć.
Niestety nic nie zanosiło się na to, abym zasnęła. Leżałam
tylko na posłaniu, wpatrując się w sufit.
Miałam wrażenie, że
odkąd wyszłam z toalety atmosfera pomiędzy mną a Uchihą się
zmieniła. Nie jakoś bardzo, bo nadal byliśmy gotowi skoczyć sobie
do gardeł, ale... Tak jakby wzrosło napięcie, którego nie
potrafiłam określić. Aura wydawała się nieco cięższa,
przyduszała nas oboje. Westchnęłam, przeczesując dłonią suche
włosy.
Usłyszałam jak Sasuke
wyszedł z łazienki, przez rzuciłam okiem na kompana. Przez mój
kręgosłup przeszedł dreszcz, gdy nasze spojrzenia się
skrzyżowały. Jego ciemne tęczówki emanowały głębią,
intrygując mnie jeszcze bardziej. Mężczyzna nie miał na sobie
koszulki, dzięki czemu mogłam obserwować każdy napięty mięsień
na brzuchu. Ciało pokryte licznymi bliznami po walkach dodawało mu
większej męskości. Z zafascynowaniem badałam każdy zakamarek
odkrytej sylwetki. Podszedł do swojego łóżka, przez co
przypatrywałam się teraz jego plecom. Był bardzo barczysty, nie
potrafiłam oderwać od nich swojego wzroku. Sasuke chyba to wyczuł.
— Już się
napatrzyłaś? Czy już mogę ubrać koszulkę?
Przewróciłam oczami.
On zawsze wszystko musiał psuć swoją gburowatą osobowością.
Wielki Uchiha nie mógł trzymać niewyparzonego języka za zębami.
Ciekawe ile jeszcze musiałam z nim wytrzymać.
— Dajcie mi wódki, bo
nie zdzierżę — mruknęłam jedynie pod nosem. Mężczyzna puścił
moją uwagę mimo uszu.
— Oj Sakura.
Pomiędzy nami zapadło
przyjemne milczenie. Miałam wrażenie, że atmosfera nieco
wyluzowała. Sasuke poszedł spać. A ja postanowiłam pogrążyć
się we własnych myślach. Nie byłam pewna, co przyniosą następne
dni. Chciałam tylko świętego spokoju, ale nie zanosiło się na
to, aby zawitał w moim życiu. Musiałam pomęczyć się trochę z
Uchihą, by po misji odetchnąć i zacząć żyć na nowo w wiosce z
dawnymi przyjaciółmi.
Sasuke obudził się po
dwóch godzinach. Wstał i poszedł pakować swoje rzeczy.
Postanowiłam zrobić to samo, dlatego zabrałam ubrania z łazienki
oraz przygotowany prowiant dla mnie i Uchihy z aneksu. Wsadziłam to
wszystko do plecaka.
— Gotowa? — zapytał
spokojnym głosem, przystając obok mnie. Skinęłam głową na
potwierdzenie. Wyszliśmy z pokoju. Zaczekałam na Sasuke przed
gospodą — poszedł zapłacić za zakwaterowanie.
Po załatwieniu
wszystkich formalności, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Gdy
mijaliśmy bramę wioski, słońce już powoli chowało się za
horyzontem. Niebo zalała fala pomarańczowego koloru, mgła się
nieco rozeszła, a ja patrzyłam na to temu z pewnym zachwytem.
Powietrze było rześkie, mogłam oddychać głęboko i miarowo. Moje
myśli pierwszy raz od jakiegoś czasu nie skupiały się na niczym
konkretnym; niezwykle przyjemne doświadczenie. Uniosłam kąciki ust
do góry, czując na twarzy ostatnie promienie.
— Co się śmiejesz
jak głupi do sera?
I wystarczyła jedna
osoba, aby to wszystko zepsuć.
— Uchiha, czy ty
czerpiesz z tego przyjemność? — zapytałam, marszcząc brwi i
odwracając się w stronę kompana.
— Z czego? — przez
jego oblicze przeszła nutka zdziwienia.
— Z denerwowania mnie.
— Ależ nie mam
pojęcia o czym mówisz, Sakura — moje imię wypowiedział kpiącym
tonem.
Załamałam ręce.
Podróżowaliśmy dopiero od kilkunastu minut, a ja już miałam
ochotę go poćwiartować. On naprawdę nie potrafił trzymać języka
za zębami. Co się stało z tym małomównym chłopczykiem? Jak
nigdy dotąd chciałam, aby wrócił dawny Sasuke. Może nadal
arogancki, ale przynajmniej nie odzywał się za wiele.
— Buddo, niech się to
najszybciej skończy. — Westchnęłam głośno, krzywiąc się,
ponieważ słońce już całkiem zaszło i powoli zapanowywała
ciemność.
Uchiha pozostawił moją
wypowiedź bez komentarza.
Mknęliśmy, skacząc po
drzewach. Mrok ograniczał moją widoczność, ale starałam się
zachować czujność oraz równowagę. Nie mogłam sobie pozwolić na
karygodne błędy. Nie chciałam nas w jakikolwiek sposób spowolnić.
Sasuke tylko co jakiś czas mnie kontrolował. Zapewne obawiał się,
że znowu mogę spaść z gałęzi; ale na szczęście na nic takiego
się nie zanosiło.
W połowie drogi
zrobiliśmy mały postój. Potrzebowaliśmy chwili odpoczynku, poza
tym puste żołądki domagały się jedzenia. Przycupnęłam na ziemi
razem z Uchihą, wyciągnęłam z plecaka onigiri, wręczając kilka
mężczyźnie. Po skończonym posiłku wyruszyliśmy w dalszą drogę,
nawet nie zamieniając ze sobą słowa. Ta cisza byłam nam
potrzebna.
~*~
Sasuke
Po kilkugodzinnym biegu
zaczęło świtać. Byliśmy coraz bliżej naszego celu. Sakura
trzymała się nieźle, więc nie musiałem tak na nią uważać.
Jeszcze tylko tego by znowu brakowało.
Przyglądałem się
chmurom wolno płynącym po nieboskłonie. Słońce wyszło zza
widnokręgu, ogrzewając nieśmiało nasze ciała pierwszymi
promieniami. Zdecydowanie zmienił się klimat — nie było tak
wilgotno jak w Kumogakure; cieplejsze podmuchy wiatru dawały mi
znak, że Wioska Płomienia już blisko.
Odprężyłem się,
widząc zarys bram wioski. Nie jest to miejsce, które skupiało
ninja, Zapewne posiadali z kilka oddziałów tylko do ochrony przed
niebezpieczeństwem, ale większość mieszkańców stanowiła
ludność cywilna.
Zeskoczyliśmy z drzew.
Powolnym krokiem doszliśmy do wejścia Honoogakure. Stało tam dwóch
strażników na porannej warcie, obaj młodzi oraz radośni, ubrani w
standardowe uniformy.
Jeden z nich, chłopak o
zielonych włosach, jasnych oczach i przeciągłej szramie na powiece
ciągnącej się aż do policzka, zatrzymał nas przy bramie.
— Proszę podać
tożsamość — powiedział miłym tonem, wyciągając mały
notatnik.
— Haruno Sakura i
Uchiha Sasuke — odpowiedziała kobieta, posyłając mu ciepły
uśmiech.
— Dziękuję. Życzymy
miłego pobytu w wiosce.
Takie rzeczy były
czystą formalnością. Wiedziałem o tym dokładnie, podróżując
te kilka lat po świecie. Po Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi
wszystkie mniejsze wioski miały obowiązek sprawdzać przejezdnych.
— Przepraszam, jeszcze
chciałabym o coś zapytać. Czy kręcił ktoś się tutaj ostatnio,
ktoś, kogo zachowanie zwracało jakąś szczególną uwagę? —
zadała pytanie Sakura, patrząc badawczo na zielonowłosego
strażnika.
— Niestety nie
przypominam sobie — odparł, mierzwiąc dłonią rozczochraną
czuprynę.
— Dziękuję —
odparła moja towarzyszka i skinęła głową na pożegnanie.
Gdy oddaliliśmy się
nieco dodała:
— Nie wiem czy mówił
prawdę. Warto jeszcze popytać ludzi, którzy tutaj mieszkają.
Wiedziałem, że kobieta
miała rację, dlatego przytaknąłem.
Wioska okazała się
mała z płasko udeptaną ziemią, szerokie ulice wypełniały niskie
budowle, a wzdłuż nich ciągnęły się aleje ognistych latarni.
Obok muru okalającego Hoonogakure, wspinały się skaliste góry.
Powietrze było tutaj ciepłe i orzeźwiające, zupełnie odmienne od
zimna w Kumo.
Mieszkańcy w większości
posiadali ciemną karnacje — niczym przyrumienią od płomieni.
Spoglądali na nas zaciekawieni, wyglądaliśmy tak odmiennie od
nich, że przyciągaliśmy chwilową uwagę. Zwłaszcza Sakura ze
swoim kolorem włosów wzbudzała u kobiet małą zazdrość, a
mężczyzn intrygowała innością.
Postanowiliśmy zagościć
w pobliskim barze. W środku było schludnie, podłoga została
wyłożona drewnem, natomiast pomarańczowe ściany gdzieniegdzie
zdobiła czerwona cegła. Na stolikach stały równo przycięte
narcyzy w przeźroczystych flakonach. Jak na tę godzinę sporo ludzi
tutaj urzędowało. Podeszliśmy do baru, gdzie za ladą stał młody,
złotowłosy chłopak o przenikliwym, zielonym spojrzeniu.
— Co podać? —
zapytał niskim, basowym głosem, który kompletnie nie pasował mi
do jego młodzieńczej urody.
— Dwa kieliszki sake —
powiedziałem, rzucając pieniądze na ławę.
— Sasuke, jest ranek,
a ty już chcesz pić alkohol — mruknęła Sakura, nie dowierzając
temu co usłyszała.
— To na rozluźnienie
— wytłumaczyłem zwięźle, chcąc zakończyć jej marudzenie.
Kobieta westchnęła,
przysiadając się obok na wysokim krześle.
— Może najpierw coś
pozwiedzamy? — zapytała, gdy barman postawił przed nią naczynie
wypełnione płynem.
— Tutaj nie ma za
bardzo co zwiedzać — mruknął chłopak, łypiąc na nią zielenią
swoich oczu. — Jedyną atrakcją tej wioski jest pan Taiki, który
raz w miesiącu, podczas święta płomienia, opowiada legendy.
Oczy Sakury zabłyszczały
z ekscytacji. Widać bardzo ją to zainteresowało.
— Kiedy jest to
święto? — zadała pytanie, wlepiając zaciekawione tęczówki w
blondyna.
— Dzisiaj. Wieczorem
będą obchody i wspólna biesiada.
Haruno spojrzała na
mnie, wyczekując jakiejkolwiek reakcji. Wiedziałem, że z moją
zgodą, czy bez niej, i tak by tam poszła.
— Sasuuuke! Chodźmy!
Westchnąłem.
— Gdzie dokładnie
jest to zgromadzenie? — mruknąłem, wypijając kieliszek do dnia.
— W samym centrum
wioski znajduje się plac, gdzie na środku stoi wielkie ognisko.
Kobieta klasnęła w
dłonie z podekscytowania, a ja na jej reakcję wywróciłem oczami.
Była jak małe dziecko. Dosłownie. Miałem tylko nadzieję, że nie
czekała mnie rola niańki.
Sakura zadowolona
powierciła się trochę, posyłając uśmiech barmanowi. Ten,
onieśmielony jej zalotnością, zarumienił się na policzkach.
— Gdzie tutaj znajdę
jakiś dobry nocleg? — zapytała, zawijając różowe pasemko na
palcu. Barman przybrał jeszcze bardziej dorodny odcień czerwieni.
— Na końcu tej
przecznicy jest noclegownia. Myślę, że tam są dogodne warunki —
powiedział nieco zmieszany.
A ja tylko z uśmiechem
przypatrywałem się tej szopce. Haruno bywała niemożliwa oraz
niekiedy przechodziła samą siebie. I nawet nie wiedziałem, że tak
dobrze wychodziło jej uwodzenie mężczyzn. Urok osobisty kobiety
mógł się przydać w dalszej części misji.
Wstałem od lady, dając
sygnał, że wychodzimy z tej knajpy. Dziewczyna pożegnała się z
blondynem:
— Do zobaczenia! —
krzyknęła, machając mu dłonią, gdy przekroczyliśmy próg.
Poszliśmy we wskazanym
kierunku przez chłopaka. Ta uliczka należała do jednych z bocznych
alejek, dlatego wydawała się węższa niż główna droga. Na końcu
stał niewielki, drewniany dom z neonowym napisem: wolne miejsca.
Weszliśmy przez duże,
dębowe drzwi, które wyróżniały się na tle małego,
jednopiętrowego budynku. Od razu doszedł do nas zapach orientalnych
przypraw. W środku było bardzo kolorowo, ściany zdobiły
abstrakcyjne malunki i ciekawie wyszywane dywany. Cały parter
zajmowała jadalnia z barem oraz mała, upchana po lewej stronie
recepcja, za którą siedziała sympatycznie wyglądająca staruszka.
Gdy podeszliśmy do lady, uśmiechnęła się promiennie, a
zmarszczki wokół oczu dodały jej uroku.
Załatwiliśmy wszystkie
formalności związane z noclegiem. Jednak istniał mały szczegół
— moja towarzyszka wyrażała z żalem swoje niezadowolenie.
— Nie ma takiej opcji,
Sasuke! — fuknęła, kiedy przemierzaliśmy schody na pierwsze
piętro. — Znajdziemy inną noclegownię. Na pewno znajdzie się
coś jeszcze wartego uwagi.
— Sakura — warknąłem
podirytowany, po czym kontynuowałem — to tylko jedna noc.
— O jedną za dużo! —
prychnęła zła.
— Trudno. Najwyżej
będziesz spać na podłodze — burknąłem, przekręcając kluczyk.
Otworzyłem drzwi na oścież, a moim oczom ukazała się dość
spora, biała sypialnia z wielkim, dwuosobowym łóżkiem pokrytym
śnieżną pościelą.
— Twoje niedoczekanie,
Uchiha! Nie będę z tobą spać w jednym łóżku.
Wszedłem w głąb
pomieszczenia. Standardowo znajdowała się tutaj jeszcze mała
kuchnia i łazienka.
— Sakura, to tylko
jedna noc. Nawet cię nie dotknę.
Popatrzyła na mnie spod
byka.
— Obiecujesz?
— Obiecuję.
Westchnęła przeciągle.
Prawdopodobnie zrezygnowała z wdawania się w dalszy konflikt.
Zostawiliśmy nasze plecaki w dużej szafie, po czym zgodnie
postanowiliśmy przejść się po okolicznych barach w celu
zaciągnięcia jakichkolwiek informacji.
Przemierzając główną
ulicę wioski, przyglądałem się Sakurze. Była w swoim żywiole.
Wszelakie stragany z niedostępnymi w Liściu przyprawami, kolorowa
biżuteria, barwne stroje. Chciała się wszystkiemu przyjrzeć i
zaspokoić zwykłą, ludzką ciekawość. Trochę się tego
obawiałem, że będę musiał ją niańczyć. Niestety moje
przeczucia się potwierdziły. Pilnowałem dziewczynę na każdym
kroku, aby nie zrobiła niczego nieodpowiedniego.
Westchnąłem, gdy
różowowłosa zagadywała kolejnego sprzedawcę. Z każdą chwilą
robiła się coraz bardziej irytująca.
— Sakura —
powiedziałem poddenerwowanym tonem. — Ogarnij się.
— Oj Sasuke, wyluzuj!
— mruknęła, zajadając kolorowe dango. — Chcesz? — zapytała,
wymachując mi przed nosem patyczkiem z trzema nabitymi ryżowymi
kuleczkami.
— Nie dzięki.
Jesteśmy na misji, nie na wakacjach — odburknąłem, marszcząc
czoło.
Na jej twarzy wystąpił
grymas.
— Serio przydałoby ci
się trochę wyluzować. Jesteś strasznym gburem, wiesz? — Zielone
oczy przyglądały mi się uważnie; odwróciłem wzrok, nie chcąc w
nie patrzeć.
Nie odpowiedziałem. Nie
miałem już siły wdawać się w te bezsensowne dyskusje. Natomiast
moją uwagę przyciągnęło coś innego.
Nad głową Haruno
zawisła mała, ubrana w zieloną kamizelkę, małpka. Uciszyła mnie
gestem niewielkiej łapki, przykładając palec wskazujący do
pyszczka. Moje brwi powędrowały do góry, naprawdę zdziwił mnie
ten widok. Szybkim ruchem ukradła dziewczynie kolorowe kulki z
wykałaczki. Jednak w ostatniej chwili Sakura stanęła twarzą w
twarz ze złodziejem. Zwierzak szybko się spłoszył, uciekając
gdzieś za stragan, a kobieta stała dalej na swoim miejscu z szeroko
rozwartymi oczami i ustami. Nie potrafiłem się nie zaśmiać z tej
przekomicznej scenerii.
— Ja nie skorzystałem,
to ona skorzystała.
Haruno spiorunowała
mnie wzrokiem.
— Milcz, Uchiha.
Mój śmiech wypełnił
ciszę między nami. Na czole dziewczyny niebezpiecznie drgała
żyłka.
— Grabisz sobie.
Nie odezwałem się; ta
sytuacja nie wymagała żadnego komentarza. Dostało się naszej
wrednej pijaczce za swoje. I dobrze.
— Zajmijmy się w
końcu misją, Sakura.
Dziewczyna westchnęła,
trochę się uspokajając.
— To gdzie idziemy?
W odpowiedzi wskazałem
na gospodę, która znajdowała się naprzeciwko. Wzrok zielonookiej
powędrował za moim palcem. Oboje ruszyliśmy w wyznaczonym
kierunku.
Karczma była ogromna,
prawdopodobnie największa w całej wiosce. W środku pachniało
grillowaną rybą i alkoholem. Wszystko tutaj wykonane zostało z
jasnego drewna, stoliki pokrywała kraciasta cerata, a ludzie, którzy
tutaj przebywali wydawali się typową klasą robotniczą.
Sakura usiadła przy
jednym ze stołów, a ja poszedłem do baru, aby złożyć
zamówienie. Za ladą stała na oko kobieta po czterdziestce. Miała
długie, zielone włosy i jasne oczy. Wyglądała mi na matkę
wartownika. Tylko, że ona nie posiadała szramy na powiece.
Uśmiechnąłem się
zawadiacko, skupiając na niej całą swoją uwagę.
— Czego tutaj szukasz,
kochaniutki? — zapytała, wycierając białą ścierką szklankę,
po czym odłożyła ją na blacie obok szeregu innych.
— Przyszedłem się
napić. Poproszę dwa kieliszki i sake — powiedziałem pewnym
siebie głosem.
Barmanka sięgnęła po
trunek, następnie zabrała z szafki naczynia, podając mi je.
— A ta różowa? —
Łypnęła głową na Sakurę.
— To tylko znajoma —
odparłem, patrząc na nią beznamiętnie. Rozchyliłem kokieteryjnie
usta. Lubiłem bawić się w kotka i myszkę, było to bardzo
zabawne. Zwłaszcza, że kobiety zawsze ulegały mojemu urokowi.
Śmieszyła mnie ich naiwność.
Odszedłem od baru,
nawet się za sobą nie odwracając. Podszedłem do Haruno, stawiając
butelkę i kieliszki na stole. Spojrzała na mnie niezrozumiale.
— Musimy trochę
wyluzować, prawda? — mruknąłem, siadając na twardym krześle.
Dziewczyna pokiwała
głową w dezaprobacie. A myślałem, iż ten pomysł jej się
spodoba. W końcu jak na alkoholiczkę przystało.
— Ze mną się nie
napijesz?
— Uchiha! — warknęła
zła. Wiedziałem, że już mi nie odmówi. — A niech cię szlag!
— Cała przyjemność
po mojej stronie — stwierdziłem, nalewając trunku do czarek. —
Za misję — wzniosłem toast, po czym zbiliśmy ze sobą kieliszki.
— Za misję —
powtórzyła Sakura.
Wypiliśmy do dna,
później wznowiliśmy kolejkę, aż do opróżnienia butelki.
Trzymaliśmy się naprawdę całkiem nieźle. Postanowiliśmy teraz
zamówić coś na obiad. Podszedłem do barmanki.
— Co dzisiaj
serwujecie jako danie główne?
Uraczyła mnie
zaciekawionym spojrzeniem jasnych oczu.
— Dzisiaj mamy tylko
ramen — odparła, a moja twarz się nieznacznie skrzywiła.
— Skoro nie mam
wyjścia... Poproszę dwie porcje — mruknąłem niezadowolony. Nie
byłem zwolennikiem tej potrawy w porównaniu do Uzumakiego.
Po kilkunastu minutach
stały przede mną dwie parujące miski pełne zupy. Zapłaciłem za
wszystko, następnie powędrowałem znowu na swoje miejsce.
— Ramen, ugh? —
Sakura zmarszczyła brwi, łapiąc za pałeczki.
W ciszy konsumowaliśmy
ciepłe danie, jednak Haruno zabrało się na żale.
— Tęsknie za nim —
wydukała, tępo wpatrując się w naczynie przed sobą.
— Za kim? —
zapytałem, doskonale znając odpowiedź.
— Za Naruto. Nie
miałam czasu się nim nacieszyć.
Zapadło między nami
milczenie. Bałem się przez chwilę cokolwiek wypowiedzieć. Sakura
jakby zmętniała, nieco przygasła na wspomnienie o przyjacielu. Nie
miałem pojęcia, jakie relacje były między nimi, po tym jak
odszedłem z wioski, aby wieść życie wędrowcy. Wszystko się
zmieniło.
Zostawiając Haruno przy
stoliku, postanowiłem zrobić małe rozeznanie. Wróciłem
kokietować barmankę, która chyba już wyczuła intencje, ponieważ,
gdy tylko zjawiłem się obok baru, pokręciła z zażenowania głową.
— Co tym razem,
kochaniutki? — zapytała, przybliżając się do mnie, tak, że jej
piersi oparły się o blat. Musiałem przyznać, że było na co
popatrzeć. Mój wzrok zawiesił się na nich przez kilka dobrych
sekund.
— Mam parę pytań —
zacząłem w końcu, przenosząc spojrzenie na oczy kobiety. Stała
tak niebywale blisko, że czułem ciepło oddechu zielonowłosej.
Popatrzyła na mnie zaciekawiona.
— No słucham.
— Czy kręcił się
tutaj ostatnio ktoś podejrzany?
Barmanka zamyśliła się
na chwilę.
— Oprócz ciebie i tej
różowej to nie. Wynajmowało tutaj nocleg kilka przejezdnych w
ciągu ostatnich dni, ale nic podejrzanego nie zauważyłam. Było
tak jak zawsze. Często kupcy, czy ninja, zatrzymują się w naszym
mieście, aby odpocząć.
— Nikt szczególny?
— Nikt — odparła,
odrzucając włosy do tyłu i ukazując jeszcze większy dekolt.
Całkowicie zignorowałem
jej zaloty. Spojrzałem za ramię na Sakurę, która z zaciekawieniem
i kpiącym uśmiechem, przyglądała się całemu temu cyrkowi.
Wiedziałem, że dałem niezły popis. Zapewne Haruno będzie
wyśmiewała się ze mnie przez cały dzień.
— Szkoda —
odrzekłem. — Do zobaczenia — mruknąłem, po czym nie czekając
nawet na reakcję rozmówczyni, odszedłem od baru. Sakura czekała
przy głównych drzwiach.
— I jak, kobieciarzu?
— zapytała, odbijając się od framugi.
— Nijak. Nikt nic nie
wie. Nikt podejrzany się tutaj nie kręcił.
Dziewczyna zmarszczyła
czoło i westchnęła.
— Mamy tak mało
informacji... Za mało, żeby cokolwiek zrobić.
— Po prostu musimy
szukać dalej.
Skinęła głową, w
pełni się ze mną zgadzając. Wyszliśmy na zewnątrz, topiąc się
w gwarze głównej ulicy. Kolorowe stragany porwały nas ponownie,
musieliśmy wypełnić jakoś czas do zmierzchu. W końcu zapowiadał
się wieczór pełen wrażeń.
~*~
Sakura
Gdy słońce już
zaszło, wszyscy mieszkańcy powychodzili z domów. Jak na tę porę
dnia, przechodzącą w noc, było naprawdę ciepło. Buzie dzieci
promieniały od serdecznych uśmiechów, a dorośli cieszyli się ze
wspólnie spędzonych chwil. To sprawiało, że przyjemny gorąc
rozlał się po moim sercu. Ta życzliwość i rodzinność aż z
nich kipiała. Przez chwilę, od dawien dawna, poczułam się...
Ważna.
Mimo wszystko
zauważyłam, że ludzie tutaj mieszkający nie byli bogaci. Było to
widać po ich skromnych, czasami lekko obdartych ubraniach. Ale w ich
spojrzeniach jest coś, czego nie potrafiłam określić. Swego
rodzaju dojrzałość, ale i ciepło. Przez to sprawiali wrażenie
bardzo pogodnych.
Ruszyliśmy za tłumem w
stronę wielkiego placu. Na samym środku widniało wielkie,
nierozpalone jeszcze ognisko, obłożone kamieniami. Wokół
roztaczały się belki drewna tworzące okrąg; można było na nich
usiąść. Z zewnątrz okalały wszystko rozpalone pochodnie.
Razem z Sasuke
przysiedliśmy na krótkim palu. W tym blasku nawet Uchiha wydawał
się inny — jego wizerunek nieco ocieplał. Ciemne oczy zalała
fala iskierek, mających swoje źródło w płomykach, a włosy
pozostały w nieładzie, opadając mu na czoło. Ogolił się, co
było istotnym szczegółem, gdyż wyglądał teraz dużo schludniej.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku i gdy zostałam na tym
przyłapana, od razu odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku.
Nagle, gdy wszystkie
miejsca zostały zajęte przez mieszkańców, ognisko buchnęło
ciepłym żarem i zapłonęło. Przez chwilę przyglądałam się
tańczącym ognikom jak zahipnotyzowana. Oczarowana kolorystyką
płomieni, siedziałam, wpatrując się przed siebie. Dopiero Sasuke,
który szturchnął mnie ramieniem, spowodował, iż wypadłam z
transu.
Przed nami, w centrum,
pojawił się około sześćdziesięcioletni mężczyzna ubrany w
długą, czarną szatę. W dłoni dzierżył starą, drewnianą
laskę. Jego włosy przyprószyła siwizna, a twarzy nie oszczędził
ząb czasu — głębokie zmarszczki okalały czekoladowe, dumne
oczy. Jak większość ludzi z tej okolicy miał ciemną karnację.
— To pewnie pan Taiki
— mruknęłam do Sasuke, przez chwilę wiercąc się na swoim
miejscu. Zrobiłam się naprawdę ciekawa i podekscytowana.
Zapanowało milczenie.
Wszyscy dzielnie wyczekiwali, aż mężczyzna wydobędzie z siebie
jakikolwiek dźwięk.
— Jak wiecie —
zaczął spokojnym, miarowym męskim barytonem — dzisiaj jest
szczególny dzień dla naszej wioski. Obchodzimy święto płomienia
— zamilkł na minutę. — Wierzymy w jedno bóstwo: ogień. Daję
nam on siłę witalną. Przynosi szczęście. Otacza ciepłem. Inni
wierzą w swoje bożki, natomiast my posiadamy tylko płomień. I
powinniśmy dbać o każdy taki płomień w naszym otoczeniu.
Siedziałam oszołomiona,
słuchając jego słów. Całą atmosferę tego wydarzenia okalała
jakaś magia, której nie potrafiłam zdefiniować.
— Opowiem wam dzisiaj
legendę. O zakazanej miłości. O miłości, która miała swoją
cenę. O miłości, której nie tknęła nawet sama śmierć —
mówił, przyciągając uwagę słuchaczy. Dodatkowo gestykulował
dłońmi.
Wzięłam głęboki
wdech. No pięknie! Romansidła!
— Dawno temu żyła
sobie kobieta, która była po uszy zakochana w przystojnym
mężczyźnie. On odwzajemniał jej zaloty. Niestety jej rodzice
zdecydowali się wydać ją za mąż. Została przekazana członkowi
jednego z najbardziej szanowanych wtedy rodów — urwał na chwilę,
wywołując napięcie wśród odbiorców. — Nocami, gdy jej męża
nie było w domu, wymykała się do swojego ukochanego. Tak powstał
owoc ich miłości, mała istota. Kobieta, nie chcąc zostać ukaraną
za zdradę, pozbyła się dziecka, zabijając je jeszcze w zarodku.
Nie wiedziała jednak, że nad szanowanym ludem wisi klątwa, o
której działaniu mało kto wiedział. Istniały tylko legendy o
dzieciobójczyniach, ukaranych za morderstwo. Mówiły o tym, że
zabójczynie zostawały skazane na wieczną młodość lub starość.
Ale nikt wcale żadnej nie napotkał. Kobieta jednak za swój czyn,
tak jak mówiła klątwa, musiała przez wieki patrzeć na cierpienie
innych i okrucieństwo świata. Przeżyła osoby dla niej ważne.
Widziała śmierć swojego ukochanego. Była wiecznie młoda i
piękna, lecz w środku nie zaznała nigdy spokoju. A jej
nienarodzone dziecko odrodziło się w nowym wcieleniu, ale nikt nie
miał pojęcia jak wyglądało, prócz samej jego matki.
Po moich plecach
przeszedł dreszcz. Nie jest to opowiastka o szczęśliwej miłości;
raczej pełna bólu, wyrzeczeń i żalu. Przez chwilę starzec coś
jeszcze mówił, ale pogrążyłam się we własnych myślach, nie
odbierałam żadnych bodźców z zewnątrz. Dopiero, gdy przede mną
mignęła zielona kamizelka, wyszłam z zadumy. Spojrzeliśmy z
Sasuke po sobie, widząc jak kapucynka oliwkowa mknęła pomiędzy
siedzeniami, aby na samym końcu przysiąść na ramieniu
niewielkiego właściciela. Wtedy nasz wzrok spotkał się z
wielkimi, lśniącymi, brązowymi oczami chłopca. I było w nich coś
urzekającego. Coś, co oboje nas zauroczyło.
SZCZEROŚĆ.
Od Autorki: W końcu coś powoli zaczyna się dziać! Skoro jestem aktualnie chora i siedzę w domu, postanowiłam wziąć się za rozdział i tak oto powstało to coś. Nie wiem czy jestem z niego zadowolona. Ale na pewno nie wyszedł gorzej niż oczekiwałam.
Przyznam szczerze, że poszukuję bety, która zdecydowałaby się poprawiać to opowiadanie. Niestety nie zawsze jestem w stanie wyłapać wszystkich błędów u siebie. Dlatego wszystkich zainteresowanych zapraszam na e-maila: ceep.calm.and.love.naruto@gmail.com
Nie bójcie się, ja nie gryzę! Chciałabym tylko, aby zgłaszały się osoby, które znają się chociaż trochę na rzeczy.
Dodatkowo zmieniłam szablon, z którego jestem w pełni zadowolona! Tamten jakoś nie pasował mi do tego bloga.
I jak wrażenia po tym rozdziale? Jakieś przeczucia?
Do zobaczenia, kochani! ♥